Nastał koniec Października, a co za tym idzie? Listopad! Drużyny Quidditcha wściekle walczyły o terminy treningów, a uczniowie myśleli tylko o zbliżającym się meczu pomiędzy Gryfindorem i Ravenclaw. Sami zawodnicy albo się stresowali albo stawali się bardziej łasy na pochwały. Matt unikał Andy jak ognia, a Andy wyszukiwała go wzrokiem. Za to pocałunki Syriusza stawały się coraz bardziej natarczywe, a jego ręce coraz śmielej jeździły po ciele rudowłosej dziewczyny. Bała się, że on chce się z nią tylko przespać, ale gdy tylko znów czuła jego ciepłe, miękkie wargi na swoich, zapominała o całym świecie. Z drugiej strony, z każdym bardziej namiętnym pocałunkiem jej wątpliwości przybierały na sile. I krzykliwe fanki ze Stowarzyszenia Ciach Gryfindoru wcale a wcale jej nie pomagały. Tylko Andy i Natt ją pocieszały. James coraz częściej znikał gdzieś z Glizdogonem i nie można było ich zlokalizować. Remus chorował, bo nastał przełom i teraz znów było bliżej niż dalej do pełni, a co za tym idzie stał się śpiący, blady i strasznie nerwowy. Ale najgorsze ze wszystkiego to wciąż były treningi Quidditcha pod przewodnictwem Jamesa. Jak tylko mógł to wyżywał się na Mateuszu i Syriuszu. Kazał im robić dodatkowe okrążenia, wytykał im najmniejsze błędy, pałkarzom kazał celować tłuczkami w nich lub poniżał i dekoncentrował ich.
-Totalnie do bani- powiedział Syriusz po ostatnim przed meczem treningiem. -Nie wiem czy jutro będę na siłach by chociaż zwlec się z łóżka, co dopiero by utrzymać się jedną ręką na miotle z kaflem w ręku.
-Ty to jeszcze nic- wtórował mu Mateusz. -Jeśli obronie chociaż raz, możemy świętować. A tak poza tym... Szczerze się dziwię, że Jimbaśny nas jeszcze trzyma... Nie wiem co się z nim dzieje, ale odkąd się pokłóciliście chodzi nabuzowany testosteronem jak nigdy. Żadna laska nawet na niego nie działa. Coś ty mu narobił, chłopie!
-Zejdź ze mnie! Ja po prostu mam więcej seksapilu od niego i jest zazdrosny... A jak sprawy z Andreą?
-Mam nadzieje, że jutro nie będzie padać...
-Matt! Nie unikaj tego tematu!
-Taki szczwaniak z ciebie? To powiedz mi jak tam twoje planowanie mistrzu uwodzenia...
-Faktycznie... Może być jutro pochmurnie....
-I sam zmieniasz temat...
Blondwłosy mięśniak i czarnowłosy podrywacz szli ramię w ramię śmiejąc się do rozpuku w stronę drzwi do wielkiej sali. Nie wiedzieli jednak, że są obserwowani przez zazdrosnego Potter'a. 'Kurwa mać! Ile bym dał, by znów móc normalnie gadać z Syrim... Nie! Najpierw trzeba doszlifować mój plan do perfekcji... Skoro kiedyś kawały nas połączyły, to może teraz też się tak stanie...' myślał gorączkowo, wciąż stojąc w miejscu. Pokręcił zrezygnowany głową i udał się wprost do swojego dormitorium. Nie miał ochoty nic jeść, a tym bardziej nie miał ochoty znów patrzeć jak jego były kumpel i była ukochana się obściskują przy wszystkich.
W czasie, gdy czarnowłosy okularnik kierował swe smętne kroki do własnego wyrka, Syriusz namiętnie witał się z Lily a Mateusz próbował schować się za Łapą przed Andreą. Ta już nie próbowała go wypatrzeć wzrokiem. Po prostu poddała się po kolejnym tygodniu łapania go na korytarzach. Teraz siedziała obok Lily i smętnie grzebała w talerzu myśląc o niczym. W czasie kiedy Syri odessał się wreszcie od Rudej, naprzeciw czwórki 'Wyklętych' usiadła Nattalie.
-Cześć wam! Znacie nowiny? Pewnie, że nie! W końcu, nikt wam niczego nie mówi. Więc, słuchajcie. Podobno jutro na śniadaniu będzie przydzielana nowa dziewczyna. Uczyła się w Instytucie Czarodziejstwa w Chicago i ma tu brata bliźniaka. Plotki chodzą, że jest spokrewniona z jakimś Gryfonem, ale niestety, nie wiemy na którym roku będzie dziewczyna...
-Natt, przestań się tym tak jarać!- zbeształa ją zielonooka z nikłym uśmiechem na ustach -Przecież to są plotki. Nic jeszcze nie jest potwierdzone. Wszystkiego dowiemy się jutro, o ile w ogóle to prawda. A co się stało, że z nami gadasz? Ally przeszło obrażanie się na mnie i wysłała delegację?
-Szczerze, to ona nie wie, że z wami gadam. Tęskniłam za wami ludziska! Czemu się nie pogodzicie? Znaczy rozumiem i Ally, no bo popatrz na Syriusza, i James'a, spójrzcie tylko na Lily, ale my wciąż jesteśmy przyjaciółmi! Lily, czemu nie pogadasz z Potter'em i nie wyjaśnisz mu, że jesteście tylko przyjaciółmi? Syriusz, Ally się w tobie buja. Powiedz jej, że nigdy nie patrzyłeś na nią pod względem randki, żeby nie zepsuć waszych relacji i że nie miałeś zamiaru jej skrzywdzić, ale świata nie widzisz poza Lilką. Spróbujcie chociaż...
Po przemowie Nattalie nastała przyjemna, pełna refleksji cisza. Para osobno i razem jednocześnie rozważała w myślach propozycję koleżanki w tym samym czasie, co Andy i Bestia myśleli nad słowami Natt. "... ale my wciąż jesteśmy przyjaciółmi!". Ten krótki cytat pasował idealnie do ich sytuacji. Jednocześnie popatrzyli na siebie za plecami przyjaciół, i w momencie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, Andy zaczęła się uroczo rumienić a speszony blondyn podrapał się po karku, równocześnie oboje też spuścili wzrok na podłogę. Reszta kolacji minęła w ciszy, przerywanej jedynie odgłosami sztućców lub głośnymi cmoknięciami, którymi Syriusz raczył Lily. Będąc na schodach, to ognistowłosa przerwała ciszę.
-Wiecie co? Nattie ma rację. Pójdę pogadać z Jimbo. Ale to po jutrze. Nie chcę mu psuć dnia przed meczem. Musicie wygrać...
-A czemu nie po meczu?
-Bo w zależności kto wygra to z kimś spędzę ten dzień...
-Powiedz, z kim?
-Jak wygracie, spędzę ten dzień z tobą i będziemy świętować. Jak przegracie, spędzę ten dzień z tobą i będę cię pocieszać.
-A w jaki sposób?- zapytał, cichym, seksownym głosem.
-Zobaczysz...- podjęła jego grę, ale przerwała im Gruba Dama, wołając na nich, by podali hasło. -Nadzieja umiera ostatnia- powiedziała wyraźnie rudowłosa i weszła do środka. Za nią wszedł Syriusz. Pożegnał się z nią buziakiem w policzek i poszedł do swojego pokoju, tłumacząc się jutrzejszym meczem i zmęczeniem po treningu. Zielonooka poszła w jego ślady i skierowała się wprost pod prysznic, by potem na ślepo trafić do łóżka. Czytała książkę do eliksirów, dopóki i jej nie zmorzył sen i ona także wpadła w ramiona Morfeusza.
Następny dzień był niezwykle ekscytujący dla Krukonów i Gryfonów. Mieli bowiem odbyć dziś pierwszy w sezonie mecz, który praktycznie decydował o faworytach roku. Gryfoni odważnie patrzyli na rywali, z lekkim triumfem w oczach, a Krukoni znikali w ławkach, kuląc się ze stresu. James chodził tego dnia dziwnie zdeterminowany. Chciał dzisiejszym meczem zaimponować ognistej dziewczynie w objęciach jego przyjaciela. Dalej nie mógł przeboleć domniemanej zdrady, mimo, iż wiedział, że to był jej wybór i on nie ma prawa się wtrącać w cudzy związek. To wciąż bolało. Zdegustowany zauważył, że Black znów się 'przyssał' do Evans, z czego ta w połowie była uradowana, a w połowie przerażona. 'Czego?' zastanawiał się. 'Może ona się boi, że jest dziewczynką na jedną noc... I słusznie. Łapa nigdy nie trzymał się długo dziewczyn. Może... Może i teraz tak będzie, a potem zapłakana Lilka przyjdzie do mnie się wyżalić, a ja będę mógł ją pocieszyć...' uśmiechnął się dwuznacznie. Przerzucił wzrok na skrępowanego Matt'a. 'A osiłek to mógłby się zdecydować, czy unika blondyneczki czy też za nią lata...'
Mateusz był wyraźnie zdenerwowany. I to nie z powodu meczu. Chciał wyjaśnić sprawę z Andy. Problemem było tylko to, że teraz to ona unikała jego. Zaczęło go to irytować i przez chwilę wściekł się sam na siebie, że tak traktował swoją przyjaciółkę. Już miał ją zostawić, gdy przypomniał sobie o ważnej rzeczy. Jest przecież Gryfonem do cholery! Nie podda się bez bezmyślnej, nieopracowanej walki! Musi spróbować. Podszedł do niej ze zdecydowaniem na twarzy.
-Słuchaj, Andrea... Bo wiesz... Ta sytuacja podczas grania w makao...
-To?- zapytała coraz bardziej zdenerwowana. A co jeśli powie, że nie chce jej już widzieć na oczy? Co, jeśli powie jej, ze to były żarty? Co, jeśli nagle okaże się, że nią też się bawił, jak połową szkoły? Potok myśli przerwał jej zdenerwowany głos chłopaka o morskich oczach.
-To... wiesz... Ja na serio chciałem ci powiedzieć...- coraz bardziej odczuwał suchość w ustach i gule w gardle. -Ja... wolałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi... Było dobrze tak, jak było.
-No jasne!- prychnęła zażenowana. Czyli jednak jej podejrzenia były prawdziwe. -Przecież wielki pan Mateusz nie nadaje się na związki..!
-Że ja? Mógłbym być w związku, ale wolę sobie zaszaleć. Ty sama chowasz się za książkami przed chłopakami, więc mi nie wytykaj. A może też lubujesz się w dziewczynach, co?
-Ja? Wcale nie! I nie chowam się przed związkami! Czekam na kogoś, kto by wiedział, czego oczekuje od dziewczyny, a nie tylko od jej biustu i tyłka!
-To może małe wyzwanie, co? Skoro ja nadaje się na związki, a ty wcale od nich nie stronisz, to co ty na to, że zostaniemy parą? Co? Kto pierwszy zerwie lub zdradzi, przegrywa. Zachowujemy się jak para. Ćwierkamy ku sobie, trzymamy się za ręce, całujemy i tym podobne. Co ty na to?
-Ja...- Pannie elokwentnej zabrakło słów. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z jednej strony czuła, ze on nie jest odpowiednim facetem jak dla niej, a z drugiej chciała mu dokopać i udowodnić swoje racje. -Zgoda...- szepnęła zrezygnowana.
-Więc tak. Po meczu, jak wygramy, zlecę na dół a ty przyjdziesz i mnie pocałujesz. Tylko z uczuciem. Trzeba przecież pokazać, że jesteśmy razem. I wiesz...- Dumbledore wstający od stołu przerwał jego wywód. Dopiero teraz, wraz z resztą szkoły, zauważył Tiarę Przydziału i stołek na środku sali, tuż przed stołem nauczycielskim.
-Dzień dobry, kochani uczniowie. Widzę, po waszych zaskoczonych minach, że zastanawiacie się nad tym, po co ten stary, wydarty kapelusz...
-Ja tu jestem!- krzyknęła tiara, wyraźnie zdegustowana. Przez sale przeszła salwa śmiechu.
-Stoi przed nami- kontynuował, gdy wrzawa ustała. -Cóż, odpowiedź jest prosta. Prosto z Instytutu Nauk Magicznych w Chicago przyleciała do nas uczennica. Zostanie z nami już do końca szkoły. Będzie uczęszczać na siódmym roku, więc przywitajcie ją gromkimi brawami... Potter, Nadia!
James wypluł sok dyniowy wprost na stół i spojrzał z przerażeniem na wrota do Wielkiej Sali. Syriusz, Lily i reszta przyjaciół była tak samo szczerze zdziwiona co on. Przez drzwi kroczyła dumnym krokiem wysoka, szczupła, brązowo włosa dziewczyna o urzekających kształtach. Jej fale opadały delikatnie na plecy, sięgając zakończenia pleców. Miała duże, bursztynowe oczy, przenikające wpatrujące się w nią twarze. Jej perfekcyjnie wykrojone usta układały się w szczerym, przyjacielskim, ale zdecydowanie triumfalnym uśmiechu. Mrugnęła zalotnie do Syriusza i pomachała lekko do James'a. Kruczowłosy zbladł mimowolnie. Skoro jego siostra tu jest, ma lekko mówiąc przerąbane. Panna Potter usiadła pewnie na stołku i patrzyła się wprost na stół domu Węża.
-Ha! Kolejny Potter!- wrzasnęła tiara. -Jesteś istną mieszanką różnych cech. Odważna i sprytna. Kierująca się ambicją i logiką. Nie stroni od ryzyka. Potrafi zaskakiwać na równi z Godrykiem, ale ma więcej zimnej krwi niż sam Salazar. Gdzie by Cię tu dać... Może do Gryffindoru, wraz z rodziną? Sadze, że lepiej by było, gdybyś trafiła tam, gdzie będzie ci zdecydowanie najlepiej. Slytherin!- wrzasnęła już głośno, a stół zielonych zawrzał od głośnych oklasków, głównie ze strony chłopców. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich zalotnie, spojrzała przepraszająco na brata i usiadła koło Severusa Snape'a, sprawdzając reakcje brata. Obaj czarnowłosi popatrzyli na nią, po sobie i momentalnie pobledli. James nawet zleciał z szoku na podłogę. Nadia była tym wyraźnie usatysfakcjonowana. Lubiła drażnić brata, a jeśli to jest ten Severus, z którego wraz z Black'iem jej braciszek się naśmiewał po kątach, to warto wejść z nim w spółkę.
-Cześć...- Szepnęła zalotnie do zdezorientowanego chłopaka o czarnych oczach. -Jestem Nadia. A ty?- spytała, idealnie grając rolę niedoinformowanej, skromnej i zagubionej dziewczyny. Ona jeszcze wywróci tą szkołę do góry nogami...
-Jestem Severus... Czy... czy twój brat będzie zadowolony z tego, że ze mną rozmawiasz?- spytał jakby z obawą. Nadia spojrzała karcąco na brata, który omal nie dostał ponownego zawału.
-Nie ma nic do gadania, z kim się zadaje. A czemu się o to martwisz?
-Niezbyt.. khem... przepadamy za sobą...
-Mam w nosie kogo mój braciszek lubi a kogo nie. Jeśli ci coś za to zrobi, powiedz mi. Ja już sobie z nim inaczej pogadam...- szepnęła złowrogo, dyskretnie sięgając do kieszeni. Severus od razu pojął aluzje i stwierdził, że to może być początek pięknej znajomości. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg, czyż nie?
-Wydajesz się być fajna? Jesteś pewna, że jesteś z Potter'ow?- dziewczyna roześmiała się serdecznie. Ten głos był urzekający.
-Mój pożal się Merlinie braciszek wdał się w ojca, ja mam charakterek po mamie... A to moja mama rządzi w domu, więc się bój, Jamesie Charlusie Potterze!
-Milo wiedzieć. Czemu uczyłaś się w Chicago?
-Jak byliśmy mali byliśmy nierozłączni. A nasz komplet oznaczał kłopoty. Dlatego mnie wysłali szybciej na uczelnie, bo byłam, co tu dużo mówić, inteligentniejsza od brata. Już teraz mam w małym palcu zakres OWTM'ów. Po tych testach spędziłabym jeszcze trzy lata na uczelni, żeby przygotować się do przyszłego zawodu. Wole sama decydować, co będę robić po zdaniu tego okropnego czegoś. W dodatku, jeśli cała szkoła myśli, że to Jamie jest rozrabiaką, niech powitają nową... jak to było... Ah! Huncwotkę...- szepnęła znów złowieszczo, a błyski w jej oczach były zdecydowanie szalone. Dziwne, ale w tej jednej chwili Severus zapomniał o tym, że kundel Black właśnie obściskuje się z jego byłą przyjaciółka. Nie liczyło się praktycznie nic, poza tymi fascynującymi, bursztynowymi oczami.
Sama dziewczyna była wręcz urzeczona czarnymi tunelami nowego znajomego. W dawnej szkole miała wielu kolegów, ale żaden z nich nie miał oczu w takim mrocznym odcieniu. A mrok to coś, co zdecydowanie ją pociągało. Mimo, że chłopak nie był jakiś specjalnie przystojny, to roztaczał wokół siebie intrygującą aurę. Nadia obiecała sobie, że dowie się wszystkiego, co możliwe o tym intrygującym, tajemniczym nastolatku. I może uda jej się zrobić z niego największe ciacho Slytherinu? Kto wie...
James Potter z zawiścią patrzył na swą siostrę i na swojego wroga. Zastanawiał się, czy jego siostra zrobiła to specjalnie, czy na serio nie wiedziała z kim gada. Syriusz patrzył po dawnej koleżance raczej w zadumie. Pamiętał tą dziewczynę, jeszcze z czasów wytartych jeans'ów i brudnych koszulek. Teraz ta sama dziewczyna, która wręcz wpychała się na boisko, jest prawie największą sex bombą, którą zna. Prawie, bo on woli swoją Lily. Co nie zmienia faktu, że przypatrywał się jej z powodu zmian, jakie w niej zaszły od ostatniego spotkania. Wtedy widział ją jak miała dziesięć lat i siedziała na statku, machając do nich ręką i krzycząc, że tak łatwo się jej nie pozbędą, co było obietnicą późniejszego spotkania. Taaak, Nadia zawsze dotrzymywała swoich obietnic. To było wręcz świetne. Ale Chicago ją zmieniło. Może nawet odrobinę za bardzo...
Lily patrzyła na nową dziewczynę i swego chłopaka ze zmrużonymi oczami. Skoro on patrząc się na nią robi maślane oczy, to co jeśli będzie chciał ją zostawić dla niej? Może zostawi ją, żeby przelecieć siostrę James'a? Na to nie może pozwolić. Chciała poczekać z tym na swoją osiemnastkę, ale wygrany mecz też może być dobrą ku temu okazją. Jeśli ma to uratować jej związek z kimś, na kim jej zależy, to może się przemóc. Zwłaszcza, że wie, że Syriusz jest chyba w najdłuższym celibacie w całym jego życiu, odkąd ze sobą są. Nie tyle co musi, ale teraz sama chce sprawić swojemu chłopakowi radość. Uśmiechnęła się półgębkiem na samą myśl, jaką niespodziankę mu przygotuje. Jej potok myśli przerwała siadająca po drugiej stronie stołu Nattalie. Usiadała między Andy i Matt'em, którzy mieli straszne zacięte, ale i zadowolone miny.
-Mówiłam? Mówiłam! Wiedziałam! Ale że siostra James'a w Slytherinie? Będzie ostra jazda! A tak poza tym, nie wiedziałam, że Jimmy ma siostrę... Czemu nikomu nie mówił o tym? Wygląda na taką, co bardzo lubi towarzystwo, szczerze mówiąc, ale znając Potter'ów to mało powiedziane, haha! Nie ważne, nie uważam jej za dziwkę, jeśli o to chodzi, ale...
-Prowadzisz monolog, czy rozmawiasz?- warknął Syriusz, zdenerwowany, że Nadi została nazwana dziwką i to jeszcze tak na głos. Ruda zganiła go spojrzeniem.
-Wybacz mu. Odkąd tu weszła nie odrywa od niej wzroku...- powiedziała Evans, kierując małą aluzje w stronę swojego chłopaka. Ten drgnął na ten przytyk i przerażony spojrzał na ognistowłosą.
-Nie! Wybacz... Znaczy... znamy się prawie od kołyski. Zmieniła się odkąd wsiadła na statek. Nie przypomina tej samej dziewczyny, która ogrywała James'a w woju o znicz... Bardziej przypomina mi... Hm... Bellatrix, może. Ale nie wiem. Nie oceniam. Nie gadałem z nią. I nie mam zamiaru! Po prostu, zmieniła się. Ale dla mnie istniejesz tylko ty! Przysięgam!
-Już dobra, dobra... Wybrnąłeś... tym razem.- zakończyła złowrogo. Natt popatrzyła na nich z nostalgią. Ciekawe, czy gdyby była z kimś w związku też tak to by wyglądało, czy raczej ona by gadała, a jej znudzony chłopak siedziałby i kiwał głową... Nie skończyła swych myśli, bo koło Black'a usiadł Remus. Był bledszy niż zwykle, ręce mu się odrobinę trzęsły i wyglądał na wycieńczonego. Uwielbiała jego miodowe oczy. Były takie... fascynujące. Serce jej zabiło, gdy zajął miejsce naprzeciw niej i mogła zauważyć, że dzieje się coś złego. Nie wiedziała, co, ale wiedziała, ze to nie jest dobre. Zadrżała, gdy napotkała jego wzrok, wpatrujący się w nią z uwagą i jakby z ciepłymi iskrami w oczach.
Jego ręce na moment przestały się trząść, gdy ujrzał dziewczynę, z którą uwielbiał spędzać czas, wpatrującą się w niego. Potrząsnął ledwo zauważalnie głową i zerknął na swego przyjaciela. Black żywo gestykulując kłócił się z Lily, że wcale mu nie zależy na seksie, ale gdy ona spytała niewinnym głosikiem, czy w takim razie da radę poczekać do ślubu zamilkł i spojrzał ze zgrozą w oczach w jej zielone jeziora. Ta uśmiechnęła się wyrozumiale i powiedziała, że to żart, na co Łapa odetchnął z wyraźną ulgą i nie dostrzegł lekkiego zawodu w oczach swej dziewczyny. Remus to dojrzał. Postanowił wciągnąć kolegę w rozmowę, by nie wpędzać go w większe kłopoty niż to konieczne.
-Syriuszu, dawno nie rozmawialiśmy.
-Remi! Cześć. Faktycznie. Wiesz, dość zalatany jestem ostatnimi czasy. I muszę spędzać czas z jakże cudowną dziewczyną...- dodał potulnie, ale Lily wpatrywała się w talerz. Natt w tym czasie rozmawiała żywo z Andy. Matt przysunął się do chłopaków, by omówić ważne sprawy.
-Chłopaki... Nie chcę nic mówić, ale patrząc na Remiego i w niebo wieczorem widać, że zbliżają się te dni...
-Nie przypominaj... Sam to doskonale wiem- warknął Lupin, trochę zdenerwowany tematem. Już tak miał.
-Chciałem tylko omówić szczegóły. Rozumiem, że Rogaty nie wie, że idę. A czy wie, że on nie idzie?
-Właściwie... Powiem mu po meczu. Nie chce go zdekoncentrować. A w sumie, to ty mu powiesz, Mateusu- dodał, kalecząc trochę imię kolegi Remus. Ten skrzywił się lekko.
-MA-TE-USZ! Wymawia się z angielskim 'sh' na końcu. Nie Mateuss... Nie ważne. Czemu ja?
-Bo to ty jesteś zamiennikiem. Ja mam dość... nieprzyjemny stosunek z Rogatym, odkąd stwierdziłem, że nie pomogę mu w zemście. Nie pytaj, Syriuszu- dodał, nie patrząc na zszokowanego przyjaciela -W każdym razie, ty mu powiesz. Syri, zabierzesz go ze sobą, co? Ja będę miał kogoś innego na głowie...
-Jasna sprawa! Więc, Włochaczu, jak się z tym czujesz?
-Perfekcyjnie. Brakowało mi ruchu- wyszczerzył zęby. Musieli jednak przerwać rozmowę, bo zawodnicy musieli się zbierać. Remus został sam pośród trzech dziewczyn, z czego dwie z nich żywo ze sobą rozmawiały na bliżej nieokreślony temat, co raz zerkając ku niemu. Poczuł się dziwnie, ale by tego nie analizować, wziął Evans na 'spytki'.
-Lily... Jesteśmy przyjaciółmi. Szczerze odpowiedz, co cie trapi?
-Syriusz, prawdę mówiąc. Myślałam... znaczy. Ja wiem, to Syriusz. Dla niego celibat gorszy niż wyrok śmierci. Ale jak się zapatrzył na tą Nadię a potem jeszcze zareagował tak na żart o ślubie to aż nieprzyjemnie.
-Rozumiem cie... Widzisz, Łapa jest tym typem człowieka, coby mu postawić miłość na tacy a on by się spytał czy to danie jest wystarczająco pikantne jak dla niego. Jest... hmmm... rozrywkowy. Szuka zabawy. W twoim towarzystwie, owszem, czuje się wyśmienicie, ale jemu nie tylko o taką zabawę chodzi, jeśli wiesz, o czym mowie... Kontynuując. On nie jest pewny, czy chce się wiązać na dłuższy czas. Mówił to każdej dziewczynie, by ją zaciągnąć do łóżka. Tobie nie mówił, prawda?- kiwnęła głową -Widzisz. Gdyby tak było, już dawno byś była, że tak powiem, zaliczona. On sam nie jest pewny, czego może oczekiwać, dlatego stroni przed takimi rzeczami.
-Ja wieem... dzięki. Ale, ostatnio zrobił się natarczywy... Zaczął się zachowywać jak nieraz z różnymi panienkami, całując mnie wręcz nachalnie. Boje się, że on już nie chce czekać i che mnie mieć z głowy. Ta świadomość strasznie boli.
-Będę szczery. Jesteśmy w końcu przyjaciółmi. Nie dziwie mu się, że ciężko mu wytrzymać tak długo z dziewczyną, która jest na wyciągnięcie ręki, ale nie może jej dosięgnąć. Ja sam, wybacz mi, ale patrząc na ciebie żaden chłopak nie może przejść obojętnie. Zanim popatrzysz na mnie zawiedzionym, zszokowanym wzrokiem czy cokolwiek, ja też jestem chłopakiem. Ale jesteśmy przyjaciółmi. A ja sam czuje, że nie mógłbym dać komuś szczęścia z powodu mojego... problemu... I niby wiem, czuje, że mógłbym mieć szczęście na wyciągniecie ręki. Ale nie chce nikogo skrzywdzić.
-Urocze. Stawiasz czyjeś szczęście ponad swoje. A jeśli komuś szczęście sprawia twoja radość? Co, jeśli sama twoja osoba jest dla tej osoby błogosławieństwem?- spojrzała dyskretnie na Nattalie, ale on i tak to zauważył. -Co, jeśli mimo wszelkich przeszkód, ta osoba dalej chce z tobą być? Co byś zrobił?
-Skrzywdziłbym tą osobę, by jej nie skrzywdzić później. Nie darowałbym sobie życia, gdybym zabił osobę, która by mi zaufała.
-Dziewczyny, wiecie co to animagia?- powiedziała do koleżanek, zanim Lupin by jej przeszkodził. Obie gorliwie pokiwały głową. -To codziennie o siódmej w Pokoju Wspólnym. Remi, kochany mój przyjacielu! Powiedz nam, gdzie możemy poćwiczyć?- spytała niewinnie.
-Nie!- krzyknął dziwnie zdenerwowany -Znaczy.. khem... Po co wam to? Nie musicie...- pod ponaglającym spojrzeniem Lily poddał się i spuścił głowę, by nie patrzeć nikomu w oczy. -Pokój Życzeń...- wyszeptał.
-Pokój co?- spytała Nattalie. Posłał jej smutne spojrzenie, od którego zakręciło jej się w głowie.
-Inaczej zwany Przychodź-Wychodź. Pojawia się, gdy ktoś go naprawdę potrzebuje, lub gdy ktoś życzy sobie, by się pojawił. Będę na was czekał dziś o siódmej i wam pokarzę. Dalej się w to nie mieszam, jasne?- powiedział, tłumiąc emocje. Nie mógłby teraz pokazać zdenerwowania pomysłem Lily. To by wydało, że coś ukrywa. Musi być silny. Postanowił zmienić temat, pod przenikającym go wzrokiem Natt. -Zaraz mecz, idziecie?- i nie czekając na odpowiedź wstał. Dziewczyny wymieniły spojrzenia i poszły za nim, szepcząc po cichu i dzieląc się pomysłami co do animagii. Rozsiedli się wysoko na trybunach, by mieć lepszy widok na to, co się dzieje u góry.
-I oto, prosze państwa, pierwszy w sezonie mecz! Krukoni- rozległy się brawa ze strony niebieskich i gdzieniegdzie zielonych -przeciw zeszłorocznym zwycięzcom Pucharu Quidditcha oraz Pucharu Domów, czyli... Ulubieni Gryffoni!- Czerwone i żółte trybuny zawrzały. David Camelon, Puchon z szóstego roku relacjonował mecz. -Oto drużyna domu Roveny Ravenclaw wychodzi na murawę! Kapitan i Obrońca, Whitney Chance. Ścigający Russel Sparks, Olivia i Oliver Oaks oraz pałkarze Daniel Flinn i Mandy Russel. Na koniec, gwiazda Krukonów, drugi w Historii Hogwardu najlepszy szukający, czyli Gregory Lockhart!- Rozległy się piski, krzyki, gwizdy i brawa. Gregory był jednym z najprzystojniejszych i najpopularniejszych chłopaków w Hogwardzie. Tylko Matt i Huncwoci byli w tym od niego lepsi, ale on też cieszył się niezaprzeczalną sławą. Za to jego brat, Gilderoy był ofiarą. Każdy się z niego nabijał. Żył wiecznie w cieniu brata, pragnąc mu dorównać, jednocześnie ciesząc się z jego sukcesów. W tym momencie najgłośniej kibicował bratu.
-Nie dajcie się jednak zwieść. To nie koniec atrakcji. Co powiecie na 'Two and a half Marauders' oraz resztę drużyny? Oto Gryffoni!- Kolejne oklaski, piski i wrzaski. -Na czele Kapitan, do piątego roku ścigający, od szóstego roku szukający, niepowtarzalnie pierwszy w Historii Hogwardu, James Potter! Dalej mamy Syriusza Blacka, Franka Longbottom'a oraz Allanę Taylor na pozycji ścigających. Następnie Mateusz McCartney jako obrońca i pałkarze, bliźniaki Tedd i Todd Trust!- tym razem nawet niebieskie trybuny wrzały od wiwatów. Gryfoni byli bowiem bardzo lubiani. Byli otwarci na przyjaźnie, ale nieufni, kiedy ich się skrzywdziło. Dlatego każdy starał się być z nimi w komitywie. No, może prócz Ślizgonów. Ale to chyba normalne, prawda? Dom Węża zaufa tylko Wężowi.
-Kapitanowie uścisnęli sobie przyjaźnie ręce i wymienili się grzecznościami. Znicz oraz tłuczki już wypuszczone. Kafel w rękach młodej panni Hootch i... RUSZYLI!- Tłum zaczął szaleć! -Szukający wybili się ku górze, obrońcy pilnują obręczy a pałkarze odbijają tłuczki. Kafel w rękach Krukonów. Russel na czele, za nim rodzeństwo Oaks. Dolatują pod obręcze i... Matt obronił! James, mordercze treningi, jakie mu zafundowałeś jednak się opłacały! Wracając do gry, McCartney podał kafla do Syriusza, jednocześnie obaj z łatwością uniknęli nadlatujących tłuczków. W ostatnich latach nie byli aż tak dobrzy jak teraz. Chłopcy, pewni jesteście, że to były treningi, nie tory śmierci? Syriusz wykonuję trudną kombinację Armat z Chudley podając kafla do Franka, który oddaje go podającej w tej chwili do Blacka Allanie, i tak w kółko. W głowie może się zakręcić! Tak, proszę panią, ja tylko mówię, co się dzieje. Ally zbliża się do obręczy, ale zanim zdąży podnieść rękę, dostaje tłuczkiem w bok! Auuuu, to musiało boleć! Russel, uważaj, kogo tłuczesz! A ty się Daniel nie szczerz! Wracając do gry, Potter chyba zauważył znicz w dole boiska, bo pikuje z zawrotną szybkością. Gregory tuż za nim. Zbliżają się do ziemi. Potter, do góry, DO GÓRY! Wooooow!- Podniósł się zew zachwytu oraz okrzyk oburzenia.
-W ostatniej chwili James podrywa miotłę ku górze, wykonując perfekcyjny Zwód Wrońskiego, hamując milimetry przed murawą i wzlatując ku niebu z prędkością dźwięku! Niestety, Lockhart nie ma tyle szczęścia co on. Gregory wylądował twarzą w ziemi. Oho, już widzę jak jego brat wybiega z trybun w jego kierunku, żeby w razie co mu pomóc. Śmieszny, głupiutki, ale dobry chłopak z tego Gilderoy'a. Wracając do meczu. Gryfońskie Bliźnięta odbijają zmasowany atak ku ich szukającemu, czyżby zemsta Krukonów? Longbottom przy kaflu, manewruje pomiędzy Sparks i Oaks'ami. Dolatuje do obręczy i... Jest! Wreszcie pierwsze punkty na tablicy! Dziesięć do zera dla Szkarłatnych! No proszę państwa, kto by się tego spodziewał...- zapytał retorycznie, z wyraźną nutą sarkazmu w głosie David. - Olivia w niebieskim kostiumie próbuje się odegrać, ale sparowany przez Tedd'a tłuczek mknie wprost na nią! A może to był Todd? Nie ważne. Dziewczyna nie zdołała uniknąć bliskiego spotkania z twardą materią piłki i wypuściła kafla, od razu złapanego przez naszą Gwiazdę na ziemi, czyli Syriusza, nasza pieska sławo...- Ze strony boiska dało się słyszeć oburzone 'Eej!' wydobywające się z ust Black'a, ale trybuny zareagowały na to śmiechem. Tylko zieloni byli milczący.
Minęło sporo czasu. Zawodnicy wciąż z entuzjazmem, lecz z mniejszym zapałem pędzili po boisku. Tłumy wciąż rozradowane śledziły przebieg wydarzeń na placu boju. Trwało to już ponad dwie godziny. Dotychczasowy wynik wskazywał na 430 do 280 dla czerwono-złotych. Jeśli Gregory nie zdobędzie znicza, Gryffindor znów zwycięży, jeśli zaś Kruk okaże się szybszy od Lwa, będzie remis. James Potter raz po raz okrążał boisko, raz wznosząc się ponad wszytko, raz lecąc w dół. Piłeczka zaginęła i nie chciała wyjść z ukrycia...