wtorek, 25 września 2018

Syriusz i Lily 5

Poniedziałek nastał nieubłaganie szybko po wyczerpującym dla wszystkich weekendzie. Pomimo że był to dzień wolny od zajęć, większość uczniów spędziła go na wkuwaniu do nadchodzących egzaminów, oczywiście pomijając fakt, że to dopiero drugi tydzień, a Owutemy zaczynają się dopiero w czerwcu. Jasny jak słonce jest też fakt, że Huncwoci nie dołączyli do grona osób, które pochłaniały kartki podręczników. Łapcio i Rogaś mieli bardziej… zajmujące rzeczy do roboty. Na przykład dręczenie Severusa i innych Ślizgonów było o wiele bardziej interesujące od tego, co robił Remus.


Lupin cały weekend spędził na uczeniu Nattalie zasad ważenia eliksirów lub rzucania uroków. Samych czynności uczyć jej nie musiał, bo była dość zdolna. Po prostu była zbyt roztrzepana i miała problem ze skupianiem się na tym co robi. W niedziele wieczorem, gdy Lunio zaszczycił dormitorium swą obecnością, miał ochotę powiesić się na sznurku od majtek Petera. Miał dosyć, a to była dopiero pierwsza lekcja. “Zobaczymy na Eliksirach. Jeśli klasa przeżyje i nie dozna większych obrażeń, będę jej uczył.” Postanowił.


Nie miał więcej czasu na myślenie, bo do dormitorium wpadli Syriusz I James, śmiejąc się wniebogłosy, oraz Peter, który niósł w dłoniach zapasy z kuchni. Miał tam piętnaście pasztecików dyniowych, dwanaście kartoników soku dyniowego, dwadzieścia pudełek czekoladowych żab, szesnaście opakowań Fasolek Wszystkich Smaków oraz dwanaście butelek piwa kremowego. Nikt nie mógł pojąć jak to możliwe, że on zmieścił to wszystko w dłoniach. Gdy tylko chłopaki przestali się śmiać Remus podjął próbę dowiedzenia się, co jest powodem ich radości. Odpowiedziała mu druga salwa głośnego, szczerego śmiechu, pomieszana z nutą złośliwości w głosie Jamesa i jakby szczekaniem psa w barytonie Syriusza.


-A więc…- zaczął James, na co Syriusz upomniał go o tym, że zdania nie zaczyna się od ‘a więc’, po czym kontynuował –Szliśmy sobie własnie przez błonia kiedy nasz kochany Smark zdawał się być samotny i tęsknić za nami, więc postanowiliśmy się do niego dołączyć. Łapa natomiast przypomniał sobie coś, o czym nie zdążył mi powiedzieć i zaczął kulturalną konwersację z naszym przyjacielem. ‘Cześć Severusku, co robiłeś w Pokoju Życzeń z naszą kochaną Puchoneczką? Czyżby ktoś w końcu polubił twoje tłuste włosy?’- powiedział głosem Łapy, na co on sam odpowiedział głosem identycznym jak Severus


-Odczep się, bo pożałujesz- Zaczęli się kłócić między sobą, jak to robili przed chwilą ze Ślizgonem.


-Bo co mi zrobisz? Poprosisz swoją dziewczynę, żeby Cię broniła, czy może nas obsmarkasz?- zażartował James udający Syriusza, na co udający Smarka Łapcio odpowiedział z jadem w głosie do stojącego obok Petera, jakby on był Jamesem.

-Bynajmniej ona nie jest SZLAMĄ tak jak ta twoja dziwka Evans- Po tym udający Syriusza James zrobił się czerwony i zacisnął pięści ze złości na wspomnienie tego, co się stało na błoniach.


-No i potem- kontynuował swą opowieść przez zęby –Wyjął różdżkę, ale Łapa i ja byliśmy szybsi. Mój wierny kompan zabrał mu z ręki różdżkę Expelliarmusem po czym użyłem na nim Levicorpusa. Później Łapcio przyczepił mu ręce i nogi na przylepca jego własną różdżką do konara drzewa. W tym czasie ja własnie zdejmowałem spodnie Smarkowi Alohomorą i zostawiliśmy go na pastwę śmiejących się dziewczyn udając się w stronę zachodzącego słońca…- zakończył, po czym Syriusz go poprawił


-W stronę Wielkiej Sali.- i dołączył do śmiejących się przyjaciół.


*   *   *


Tymczasem dziewczyny obserwowały sobie wiszącego głową w dół, czerwonego z zażenowania i przez krew spływającą do głowy Severusa, ktory szarpał się najsilniej jak mógł, przeklinając pod adresem Pottera i Blacka. Ruda, czarna i brunetka stały i przyglądały mu się. Tylko Evans się nie śmiała, pomimo wydarzenia z piątej klasy, kiedy to wiszący na drzewie nazwał ją szlamą i James próbował bronić jej honoru, gdyby nie to, że wytrąciła mu różdżkę. Wtedy to jej własny przyjaciel wycelował w nią, a ona ze strachu stała i nic nie robiła. W ostatniej sekundzie Syriusz rzucił na niego Drętwotę i uratował ją przed kimś, komu ufała bardziej, niż przyjaciółka z dormitorium. Gdy już skończyła wspominać, zaczęła śmiać się szyderczo z poszkodowanego, na co on popatrzył na nią z żalem w oczach.


-Może powinnyśmy go zdjąć…- zapytała Taylor a w odpowiedzi uzyskała zdziwione spojrzenie rudej i rozbawienie w oczach brunetki.


-Mam wrażenie, że znam sprawców tego przedstawienia…- podjęła ponownie Ally, na co Lily zaczerwieniła się z goryczy, i nim zdążyła pomyśleć, pobiegła w stronę Wieży Gryffindoru. Oczywiście, jej przyjaciółki zrozumiały co zaraz nastąpi i pobiegły za nią, przerażone myślą o tym co może się wydarzyć, jeśli przyjdą za późno.


Młoda Evans nie zdawała sobie sprawy z tego, co może się zaraz stać. Z tego wszystkiego zapomniała o niefortunnym zdarzeniu na King’s Cross. Biegła po schodach, które dziś były wyjątkowo grzeczne, wyminęła przestraszonego jej miną Irytka i przepychała się przez zdziwionych oraz rozbawionych uczniów. Byli zdziwieni, bo nie wiedzieli co się stało, ale za to byli pewni co się wydarzy, a to z kolei ich bawiło. Nie jedna osoba w tym momencie marzyła by znaleźć się tam, gdzie James Potter, bo tylko on umiał doprowadzić ją do takiego stanu.


Wpadła do pokoju wspólnego, gdzie siedzieli nasi Czterej Huncwoci. Trochę zdziwili się na widok rudej w takim stanie. Łapa przestał się śmiać i odruchowo odwrócił głowę, Lunatyk pogrążył się w lekturze (trzymał ją do góry nogami) a Glizdogon podjadał swoje nowo zdobyte zapasy. Natomiast James był usposobieniem spokoju. Zupełnie zignorował jej obecność i jakby nigdy nic zaczął mówić do Syriusza takie rzeczy jak ‘Glizdogon niedługo będzie grubszy niż wiewiórka przed zimą’, co było dla rozwścieczonej dziewczyny wręcz wkurwiające. Ledwo panując nad swoimi emocjami podeszła do fotela, na którym siedział Potter i jak gdyby nigdy nic zaczęła na niego wrzeszczeć.


-Jak możesz! Nie masz prawa! Co ci strzeliło do tego napuszonego, wielkiego łba?! Nie masz ani krzty rozsądku?! Czemu przytwierdziłeś Severusa do drzewa?! Jesteś bezduszny, irytujący, parszywy, dziecinny…- mogłaby wymieniać w nieskończoność, ale spokojny James przerwał jej, mówiąc chłodnym tonem


-Nazwał Cię Szlamowatą dziwką-, pociągnął za łokieć Syriusza i poszedł z nim do dormitorium, zostawiając zszokowaną Lily w Pokoju Wspólnym. Stała tak, z otwartymi ustami, z rękami sparaliżowanymi na wysokości jej głowy i ustępującym odcieniem czerwieni na twarzy. Remus szybko wymknął się z jej pola widzenia, a Peter musiał najpierw pozbierać swoje zapasy, by potem ulotnić się jak hel. A ona stała i analizowała sytuacje. Zapomniała o tym, co się działo pomiędzy nią a Huncwotami, a teraz przychodzi i jakby nigdy nic drze się na nich za to, że stanęli w jej obronie, pomimo tego co ona zrobiła. Była zła na nich, za ich pomoc. To nie miało sensu, nawet jak dla niej.


Chwilę po tym wydarzeniu zziajane Ally i Natt przeszły przez przejście do pomieszczenia. Gdy zobaczyły, w jakim stanie jest ich przyjaciółka, od razu zauważyły, że się spóźniły. Postanowiły spytać się chłopaków co się stało, więc Natt poszła do ich dormitorium a Ally została ze sparaliżowaną. Posadziła ją na kanapie, po czym przytuliła na poprawę humoru. Niespodziewanie, gdy tylko to zrobiła, Lily zaczęła płakać i mówić przez łzy coś na kształt ‘Co ja zrobiłam…’. To zupełnie zbiło Taylor z tropu. Co takiego się wydarzyło, że doprowadziło Evans do płaczu. Postanowiła odprowadzić przyjaciółkę na jej łóżko i dołączyć do Natt, by powiedzieć im o tym.


Nattalie zapukała lekko w drzwi chłopięcej sypialni. Nie czekając na odpowiedź weszła i zobaczyła niecodzienny widok. James siedzący na swoim łóżku z głową w dłoniach, Syriusz siedzący obok i pocieszający przyjaciela i Remus zastanawiający się nad czymś z przerażeniem malowanym na twarzy. Tylko Peter zachowywał się prawie jak zwykle. Pochłaniał właśnie prowiant, a jedyną zmianą było zaniepokojenie w jego oczach. Podeszła powoli do Remusa, bo pomyślała, że to najlepsze źródło informacji, zwłaszcza że James zaczął pochlipywać a Syriusz był zajęty własnymi myślami.


-Co się stało? Lily stoi jak spetryfikowana i nic nie mówi. Co zrobiła?- spytała cicho Remusa, na co on podskoczył gwałtownie i potknął się o krawędź własnego łóżka. –Ojej! Przepraszam!- powiedziała trochę głośniej niż zamierzała. Nikt jednak nie zaprzestał robić tego, czym byli zajęci. Tylko Remus rozcierał sobie obolały koniec pleców. Gdy już przestał, usiadł na łóżku i zaprosił gościa gestem ręki do tego, by zajęła miejsce obok niego. Nieco speszona usiadła tuż przy nim.


-Bo widzisz, nasza kochana Lilka właśnie zaczęła swój wywód na temat zachowania Jamesa gdy ten jej przerwał mówiąc powód tego zachowania. Niestety powiedział to swym chłodnym tonem, co sprawiło, ze zamarła w bezruchu. Teraz się zastanawia nad tym co narobił i jak mógł. Ma do siebie wyrzuty sumienia za to jak ją potraktował.


-A czemu to zrobił?- spytała. Małomówność dziewczyny w dniu dzisiejszym zadziwiła nawet jego. Popatrzył na nią chwilę, jakby była to kosmitka z tych opowieści mugoli a potem odpowiedział jakby w szoku.


-Ze została nazwana szlamowatą dziwką przez Smarka…- powiedział z ociągnięciem, na co Nattalie jęknęła. Zaraz jak tylko Lupin powiedział co się stało, do pomieszczenia weszła Ally, informując ich o tym, że Lilka właśnie płacze i gada w kółko i w kółko ‘Co ja zrobiłam’. Gdy James to usłyszał, zaczął jeszcze głośniej płakać, a Ally dopiero po tym zauważyła co się dzieje. Nattalie podziękowała krótko Remusowi, poklepała po ramieniu Jamesa i pociągnęła Ally w stronę drzwi. Po drodze do dormitorium powiedziała czarnowłosej czego się dowiedziała, a ta również nie mogła powstrzymać cichego jęknięcia. Gdy weszły do sypialni, zastały Lily skuloną w pozycji embrionalnej na łóżku wciąż płaczącą i mówiącą to samo. „Tylko nic jej nie mów..” powiedziała szybko Natt i obie przytuliły się do rudej.


Tej nocy prawie nikt nie zasnął. Tylko Peter, Remus i Cassie byli pogrążeni w krainie Morfeusza. Syriusz myślał nad tym, czemu aż tak wściekł się na to co powiedział Smark o rudej, pomimo tego, co mu zrobiła. Nattalie myślała o Remusie i o tym, co jej przyjaciółka musi przeżywać. Ally Martwiła się o Lily i co będzie na jutrzejszych zajęciach. Sama Lily myślała tylko o tym, że jest wredną, bezduszną osobą która ma wszystkich innych w poważaniu. James natomiast rozmyślał nad tym, co nim kierowało, gdy mówił Lilce prawdę, i to jeszcze takim tonem. Żadne z nich nie zasnęło, dopóki zegar nie wybił przynajmniej trzeciej nad ranem.

środa, 19 września 2018

O Dziesięć Za Mało #3 Prawda boli

Stanęliśmy w kabinie, on na muszli a ja na podłodze. Zdążyłem go złapać nim się przewrócił, zaraz trzymając go, gdy wymiotował.
-Wiem, nieprzyjemne- powiedziałem. -Z czasem się przyzwyczaisz i będzie lepiej- zapewniłem, klepiąc go delikatnie po plecach. Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, ale skinął głowa na znak, że rozumie. Wyczarowałem mu szklankę z woda, którą przyjął z wdzięcznością, najpierw płucząc sobie usta, dopiero potem przemywając gardło. Wyszliśmy z kabiny. Pusto. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je zwykłym Alohomora. Skierowałem się od razu do sklepu z ubraniami i ruszyłem do działo dziecięcego, wciąż trzymając go za rękę. Rozglądał się zaciekawiony. No tak, wtedy mnie jeszcze nie było w takim miejscu. Popchnąłem go lekko na zachętę.
-Leć, wybieraj, co ci się podoba- powiedziałem z przyjacielskim uśmiechem. Skoro już tu jestem, miałem zamiar zmienić nie tylko swoja przyszłość, ale tez jeszcze jednej osobie, na której zależało mi pomimo naszej nienawiści. Draco Malfoy. Zawsze wyczuwałem w nim dobro, ale on krył się za maską idealnego synalka. Trzeba wprowadzić mojego... syna? Tak, powiedzmy, ze syna. Trzeba go wprowadzić w mój plan. Tymczasem on chodził powoli między półkami, jakby upewniając się, że może sobie coś wybrać. Wywróciłem oczami i pakowałem do koszyka każda rzecz, której dotknął i przy której spędził więcej niż trzy sekundy. Wyszło na to, że mieliśmy cały koszyk pełen, ale zero wyjściowych rzeczy.

-Dobra mały, wiem, że nie przepadasz za zakupami, ani za drogimi rzeczami, ale czas, by kupić ci trochę garniturów- powiedziałem, na co ten jęknął zbolały. Cieszę się, że zdążyłem wymienić trochę moich galeonów na funty. W dziale z wyjściowymi ciuchami był krawiec, który dopasowywał wszystko na miarę. Oddałem małego w jego ręce, mówiąc, że gdyby coś się działo, to powinien od razu przyjść z tym do mnie lub mnie wołać. Skinął głową i stanął na stołku. Ja sam tez podszedłem do działo męskiego, by sobie sprawić nowy garnitur. Pół godziny i dwie powiększone przeze mnie torby z zakupami potem szliśmy sobie po korytarzach centrum. Za moich czasów to miejsce było lepiej wyposażone. Kurde, zaczynam gadać jak ktoś stary. Zobaczyłem sklep z zabawkami, więc od razu się tam skierowałem. Mały patrzył na mnie zaskoczony. Pewnie nie wierzył, ze dostanie własne, nowe zabawki. Ciuchy to i tak było dla niego wiele.
-Będę czekał przy kasie- powiedziałem, dając mu wózek na zakupy i mrugając w jego kierunku. Niech i on ma coś z życia. Skinął głowa i poszedł między półki. Nie za wiele wybrał. Tylko dwa pluszaki, klocki i kilka robotów-zabawek. Zapłaciłem za to i wyszliśmy.
-Teraz lody?- spytalem. Probowalem wciagnac go w konwersacje.
-A będę mógł sobie wybrać?- spytał niepewnie. Chyba wciąż nie wierzył w swoje szczęście.
-Tak, będziesz mógł- zapewniłem. Stanęliśmy w kolejce przy lodziarni, a on z zachwytem oglądał wszystkie smaki lodów, zastanawiając się, który wybrać. Ja wziąłem sobie gofry z bitą śmietaną i gorącą czekoladę, małemu zamawiając to samo i jeszcze wybrane przez niego lody o smaku truskawek. Usiedliśmy przy oknie, a Harry jadł ze smakiem. Pewnie myślał, ze to tylko bardzo rzeczywisty sen. Ciężko było przywyknąć do myśli, że jest się swoim własnym, prawnym opiekunem. Może to przyniesie coś dobrego?

Podczas pobytu w lodziarni mówiliśmy o tym, co się działo w jego życiu, o tym, jak mu się dziś podobało i o tym, jak się cieszy, że w końcu go znalazłem. Wróciliśmy do domu około dziewiątej wieczorem. Zdziwił się, widząc gruzy, ale gdy przeprowadziłem go przez barierę zamarł z zaskoczenia.
-No chodź, mały. Musisz zobaczyć swój pokój- powiedziałem, prowadząc go na piętro. Jego pokój był urządzony tak, jak ja zawsze chciałem go urządzić, gdy byłem w jego wieku. Stał oniemiały, widząc czarno-zielony pokój z meblami wykonanymi z wierzby. Położyłem jego torby na łóżku i uśmiechnąłem się, kucając przed nim.
-Rozpakuj się, maluchu, zrobię nam kolację- zmierzwiłem mu włosy. -I pamiętaj, nie ważne do jakiego domu będziesz należał, zawsze będę przy tobie. Nie słuchaj innych, tylko słuchaj głosu serca, dobrze?- spytałem, a on pokiwał głową. Wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni i robiąc nam naleśniki na kolacje. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy zszedł na dół i usiadł przy stole, patrząc na moje ruchy.
-Jesteś podobny do mnie- stwierdził po chwili. Zaśmiałem się życzliwe.
-Wyglądamy jak typowi Potterowie- odparłem. Na szczęście po Drugiej Bitwie o Hogwart zmieniłem styl, nie tylko uczesania. Wymieniłem tez okulary na bardziej pasujące, z kwadratowymi ramkami. -Tylko ty masz oczy po swojej mamie, a ja mam po babci- stwierdziłem, w duchu błagając swoja mamę o wybaczenie tych kłamstw. Nie mogłem być teraz ze sobą całkowicie szczery. Spanikowałbym i prosił go, bym powiedział mu jak to jest w przyszłości, w której starszy ja nie zabieram się stamtąd. Nie chciałem, by wiedział, jak to było. Moment później naleśniki leżały gotowe na stole, a my zajadaliśmy się nimi. Podczas kolacji opowiadałem mu trochę o quidditchu i obiecałem, że nauczę go latać na miotle. Sprzątnąłem naczynia i usiedliśmy w salonie. Jednym machnięciem różdżki rozpaliłem ogień w kominku, wzdychając lekko.
-Teraz czas na poważną rozmowę, Harry...- powiedziałem, patrząc mu w oczy.

Mały ja siedział cicho, patrzył mi w oczy ufnie. Ufał mi, bo ja ufałem jemu. Pokazałem mu lepsze życie, gdzie nie musi być tak, jak sobie życzą inni.
-Zanim jednak ci powiem, musisz obiecać, że cokolwiek się nie stanie, pozostaniesz wierny swoim ideałom, zawsze będziesz stawać w obronie słabszych i będziesz próbował dostrzec dobro w każdym, nie ważne kto to będzie- poprosiłem jeszcze.
-Obiecuję ci to- rzekł pewnie, a magia nas oplotła. No tak, w końcu jest czarodziejem, wiec magiczne pakty go wiążą. -Co się stało?- spytał zaskoczony.
-Nie chciałem tego, ale nasza magia najwyraźniej sama zażądała dopełnienia magicznej obietnicy. Nie martw się, to nic strasznego. Po prostu twoja magia pomoże ci dotrzymać tej obietnicy- zapewniłem spokojnie malucha, zaraz wzdychając.
-Twoi rodzice nie przepadali za sobą w szkole- zacząłem opowieść od samego przedpoczątku. -Twój tato był strasznie zakochany w Lily- było cholernie trudno pilnować się, by mówić o swoich rodzicach jak o rodzicach kogoś innego. -Ona za nim nie przepadała, myślała, że nabija się z niej nie chciała, by twój tato ja podrywał. Ale się nie poddawał i na siódmym roku wreszcie się zeszli. Pobrali się zaraz po zakończeniu szkoły, a gdy twoja mama zaszła w ciążę, wygłoszono przepowiednię. Brzmi tak:
Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...


Pozwoliłem mu przetrawić informacje. Widziałem szok i przerażenie na jego twarzy.
-Ale... O kim to..?- spytał, chociaż widziałem, że trybiki pracują w jego głowie.
-Spokojnie, zaraz wszystkiego się dowiesz. Wraz z twoją mamą, w ciążę zaszła Alicja Longbottom... Hej, to nie jest zabawne nazwisko!- zganiłem go z lekkim uśmiechem, gdy przyłapałem go na chichotaniu. -Pod koniec lipca urodziło się dwóch chłopców. Mały Neville Longbottom i słodki Harry Potter- powiedziałem, a on uważnie obserwował moją twarz. Uważałem, że jeśli powie mu się całą prawdę, wszystko będzie łatwiejsze. -Voldemort miał wybór, który z was dopełni przepowiedni, wybrał ciebie, dlatego, że tak samo jak my, on też jest pół krwi. Neville ma czystą krew, dlatego wolał ciebie. W Halloweenową noc, gdy miałeś roczek, przyszedł do was do domu. James kazał twojej mamie ukryć ciebie i ją w twoim pokoju, a sam stanął na schodach i czekał, by walczyć z tym tyranem. Niestety, Czarny Pan był zbyt silny, więc twój ojciec zginał z jego reki- przymknąłem na chwilę powieki i odetchnąłem. Ciężko było o tym mówić. -Voldemort skierował się na górę tego domu i udał się do twojego pokoju- kontynuowałem. Młody chyba się trochę przestraszył, bo zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. -Nie, nie ma tu duchów, ale są w Hogwarcie. Krwawy Baron i Sir Nicolas są bardzo ciekawymi osobami- zapewniłem go.

-Kontynuując, Lord Voldemort skierował się na gore. Lily chroniła cię własnym ciałem, błagając, by zabił ją, ale oszczędził ciebie. Nie zgodził się, zabił ją pierwszą, nieświadomie zapewniając ci ochronę. Miłość matki to potężna magia i ona wciąż cię chroni- zapewniłem. -Jej krew przelana zapewniła, że on nie mógł cię tknąć. Gdy chciał cię zabić, promień zaklęcia śmiercionośnego odbił się od ciebie i trafił w niego, pozbawiając go ciała. Tak powstała twoja blizna, która jest przyczyną twojej więzi z tym potworem- dodałem. Mały sapnął, patrząc na mnie i wyczekując reszty. -Voldemort, zabijając twoja mamę, stworzył z ciebie horkruksa...
-Co to horkruks?- spytał przerażony. Westchnąłem i pomasowałem swoje skronie.
-Cząstką jego duszy. Tylko czyn tak zły jak morderstwo może rozerwać duszę na części. On ukrył w tobie część siebie, mordując twoją mamę. Dlatego go pokonałeś- Zauważyłem łzy w jego oczach. Wziąłem go na kolana i przytuliłem do siebie, starając chociaż w taki sposób okazać mu swoje wsparcie. -Jeśli chcesz, znam sposób, byś mógł się z nimi skontaktować. Ale to potem, leć się myc i spać, musisz sobie to poukładać w głowie. Przyjdę wieczorem, opowiem ci bajkę na dobranoc- mrugnąłem do niego, przytulając go na chwile mocniej. -I nie martw się, będę przy tobie, by cie chronić- zapewniłem go. Odetchnął, otarł policzki i poleciał na górę. Westchnąłem ciężko. Jutro będzie długi dzień...

wtorek, 11 września 2018

Czy to Możliwe? Rozdział 4

Minęły trzy tygodnie odkąd Draco i Harry urządzili sobie małą parapetówkę. Żaden z nich jakoś nie zaczynał tego temat ani nie prowokował tego drugiego. Jeśli już musieli się ze sobą widzieć - trzymali się celu ich wizyty. Draco dostał pracę w jednym z miejscowych klubów jako bramkarz. Nie musiał pracować, miał wystarczająco dużo kasy, aby żyć na poziomie, ale chciał jakoś wykorzystać wolny czas, by nie siedzieć całe życie w domu lub z Potterem. Zwłaszcza po tym, co się stało. Harry natomiast, gdy tylko Dracon udawał się do pracy, schodził do piwnicy i tapetował nowo postawione ściany. Miał plany, co do tej piwniczki. Chciał tam zrobić pokój, nie za duży, idealny dla małego chłopca. Był pewien szczegół, o którym nie powiedział nikomu. Tonks i Lupin poprosili Harry'ego o bycie chrzestnym ojcem dla Teddiego, więc po ich śmierci to Harry miał zostać jego opiekunem. Na razie mały Tedd jest u babci, ale został niecały tydzień, by przygotować mu miejsce do spania, zanim Andromeda Tonks odeśle wnuka do Harry'ego. Na szczęście, miał wykonane już większość prac. Był tylko jeden mały problem. Draco o niczym nie wiedział.

Kolejna nocka na bramce. Malfoy ledwo co powlekł nogami do sypialni, by od razu paść na łóżko. Nie miał na nic siły. Ostatnimi czasy ciągle pracuje na nocki, ale niestety Potty o niczym nie wie... Już prawie zasypiał, kiedy usłyszał jakieś dziwne dźwięki dochodzące z mieszkania Pottera. 'Kurwa mać nooo! Dajże się człowiekowi wyspać!' pomyślał zeźlony. Złapał za różdżkę, doprowadził włosy i strój do ładu, szybko napił się kawy z termosu i zszedł na dół. W ostatniej chwili cofnął się do
swojego biurka i zabrał fiolkę z eliksirem poprawiającym wzrok ze sobą. 'Już dawno powinien to dostać...' myślał, schodząc po schodach. Stojąc przy drzwiach nie bawił się w pukanie tylko od razu wparował do środka.


Najpierw spojrzał w stronę piwnicy, którą Porter najwyraźniej preferuje i ruszył w jej kierunku, gdy tylko ujrzał uchylone drzwi i usłyszał hałas wydobywający się z tej ciemnej głębi. Pewnie schodził w dół widząc zapalone świece wiszące na ścianach oraz stabilny snop światła wydobywający się zza futryny. Zanim znalazł się na samym dole obmyślił plan. Postanowił wślizgnąć się niepostrzeżenie, jak na Ślizgona przystało, i popatrzeć co też Pottuś wyprawia, kiedy myśli, że Malfoy'a nie ma w domu. Stanął w drzwiach jak wryty po tym, co ujrzał. Mianowicie Harry właśnie wstawiał drzwi w ściany, których niedawno jeszcze tu nie było. Drzwi miały przyjemny, morski kolor, jak resztki tapety z morskim motywem.

-P-potter? Co ty odpierdalasz?- zapytał nieźle zszokowany. Na dźwięk jego głosu Harry podskoczył, przez co drzwi opadły bezwładnie na podłogę, niosąc za sobą huk armatni. Harry odwrócił się powoli w kierunku wyjścia z przerażoną miną.

-Wyjaśnisz mi to?- zapytał wręcz oburzony Draco, ale w momencie, kiedy brunet otwierał usta, coś zaczęło dzwonić i wibrować w jego kieszeni. Blondyn nigdy się nie przyzna, ale to go trochę przestraszyło. Okazało się, że to była zwykła, mugolska komórka.

-Tak, pani Tonks?.. Tak, rozumiem... Mhm- mówił co chwilę do aparatu telefonicznego, a w głowie arystokraty malowało się coraz więcej pytań -Wiem to, proszę się nie martwić. Da mi pani jeszcze trzy dni i skończę, obiecuje... Pani się nie fatyguje, załatwię to... Dziękuję, do widzenia- powiedział na pożegnanie.


-Miło, że już się żegnasz że światem Potter, ale zanim to zrobisz, powiedz mi, o co tu DO KURWY NEDZY CHODZI?!- wrzeszczał już rozwścieczony szarooki.


-Bo teen... noo. Widzisz... zapomniałem ci coś wspomnieć... Znaczy... nie było okazji, by o tym pogadać... Bo widzisz... Mam chrześniaka... sierotę... i teen... i ja... i oni... i on... -jąkał się coraz bardziej, a lód ciskany z szarych oczu przeciwnika wcale nie pomagał.

-WYSŁÓW SIĘ WRESZCIE POTTER! BĄDŹ MĘŻCZYZNĄ!- Krzyknął zdenerwowany Draco.


-Jestem prawnym opiekunem Ted'a Lupina, więc on zamieszka ze mną!- wykrzyczał na jednym oddechu Harry, po czym spuścił głowę, a Draco musiał usiąść na schodach.


-Ż-żartujesz, co?- zapytał zdezorientowany, a Harry przecząco pokręcił głową.- Ktoś wie?- Znów zaprzeczenie -Miałeś zamiar mi powiedzieć PRZED jego przyjazdem?- wymowne milczenie - Mogłem się tego spodziewać... Dobra Potty, widzę, że kiepsko sobie radzisz. Po pierwsze, pomogę ci, i przy pokoju, i przy małym. Po drugie, mam coś dla ciebie- powiedział i rzucił chłopakowi fiolkę, którą ten z nie małą wprawą szukającego złapał bez przygotowania -Zapłata za sexy ciuszki, które mi dałeś. Poza tym, obiecałem ci fryzjera. Później tam pójdziemy. Na razie obgadamy parę spraw...- W ostatnim zdaniu przyciągał samogłoski, sugestywnie kierując jedna brew ku górze, na co Potter spuścił wzrok. 'Ha! Wciąż tak na niego działam! Punkt dla mnie...' pomyślał, ale zaraz potem oberwał ciętą
ripostę od zawstydzonego Gryfiaka:


-O ile będziesz się trzymał z dala od moich korków... Tydzień zajęło mi odzyskanie
 prądu. TYDZIEŃ!- Upomniał lokatora, kierując palec oskarżycielsko w stronę blondasa. Ten w odpowiedzi tylko pomruczał coś i udał się do salonu gospodarza. Dotarli do salony, wiec Potter kulturalnie wskazał blondynowi miejsce na kanapie, jednocześnie przyciągając krzesło, by usiąść naprzeciw niego.

-Więc...- przeciągnął głoski czysto krwisty, jednocześnie siadając w lekkim rozkroku i wysuwając sugestywnie biodra na brzeg kanapy, praktycznie na wpół leżąc

- Skoro mały Tedek będzie tu mieszkał, a założę się, że masz małe doświadczenie przy dzieciach, to muszę się pochwalić...- prychnięcie Gryfona -no chyba, ze sam chcesz go karmić i przewijać mu pieluchy...- dodał, a mężny Potter zbladł -No właśnie. Zanim wróciłem do Hogwartu na szósty rok, uciekałem z domu do żłobków publicznych, by pomagać charytatywnie mugolom przy dzieciach. Robiłem to za doświadczenie, więc wiem jak postępować z dziećmi. Pokażę ci, co i jak, przez pewien czas będę ci przy nim pomagał, a potem się zobaczy... Co ty na to?

-Pod wrażeniem jestem... Malfoy pomagał mugolskim sierotą za nic! To może magicznej sierocie też za nic pomożesz?- zapytał słodkim głosikiem i zwrócił ku niemu szczenięcy wzrok, któremu Draco nie mógł odmówić.- Dzięki! A co masz na myśli, 'potem się zobaczy'?- zapytał podejrzliwie.

-Cóż... Żeby nie było podejrzeń, jak skończy pięć lat powinniśmy wysłać go do mugolskiej szkoły. To mu tez pomoże przyswajać normy społeczne i podstawowe umiejętności, za które mugolom jestem wdzięczny. W dodatku, dzieciak nie powinien mieć tylko jednego rodzica, w tym wypadku opiekuna, wiec powiedzmy, ze będę cie support'ował. Zajmował, jak będziesz musiał gdzieś wyjść, bawić się z nim, po prostu pogadać jak przyjdzie... wiesz, trochę jak ojciec z synem. Uwierz, dzieciak musi mieć oparcie w dwójce ludzi, wiem z doświadczenia...- dodał zrezygnowany i zesmutniał. Harry'ego serce podeszło do gardła na ten widok, wiec niewiele myśląc wstał, usiadł obok załamanego blondasa i przytulił go ramieniem.

Draco zareagował automatycznie. Objął wybawiciela w pasie, przylgnął do niego i roniąc łzy smutku i żalu zaczął opowiadać o tym, jak traktował go ojciec. Harry był w szoku. Draco od piątego roku życia obrywał od ojca torturującym, matka od czasu do czasu przychodziła go pocieszać, nie miał z kim szczerze pogadać, jego zdanie się nie liczyło. Potterowi tak się go szkoda zrobiło, że uspokajającym tonem zaczął mu opowiadać o dzieciństwie wśród Dursley'ów. Na pozór był to obojętny ton. Malfoy jednak bezbłędnie wyczytał w nim smutek, troskę i wściekłość. Draco sam musiał przyznać, ze nie spodziewał się, ze Wybawiciel Mugoli vel Obrońca Szlam mógł tak przeżyć aż jedenaście lat. I to gdzie?! w KOMÓRCE POD SCHODAMI! Blondyn trząsł się z nerwów jeszcze przez dłuższy czas, a kruczowłosy obejmował go i uspokajał, dopóki ten sam nie zapanował nad swoim zachowaniem.

-Dz-dzięki... Harry..?

-Tak?

-Bo wiesz.. T-tak pomyślałem, czy po śniadaniu nie poszlibyśmy na zakupy. No wieesz... trzeba kupić szafki, łóżeczko i ciuchy dla Teddy'ego. A ile on w ogóle ma lat?

-Ma dziesięć miesięcy. I już jest Metamorfomagiem!- dodał z duma. Draco uśmiechnął się blado rozbawiony. To dość rozczulające i zabawne patrzeć na Harry'ego, kiedy cieszy się jak głupi do sera gdy mówi o chłopcu, który ma tu zamieszkać.

-A tak ogółem... umiałbyś go pokochać jak własnego syna?- wypalił bez zastanowienia blondyn, na co twarz zielonookiego nieco stężała.

-Już go kocham jak mojego. Chce, by mówił do mnie tato. Mimo ze jest on synem Lupina i Tonks, dla mnie będzie moim własnym. Nie będę go traktował jak gębę do wyżywienia, ale jak prawowitego członka rodziny Potter- powiedział poważnie, co zaimponowało Malfoy'owi. Wiedział, ze to ważne dla bliznowatego, ale nie żeby aż tak. Potter pooddychał ciężko, po czym znów emanował radością i spokojem.

-No to jak? Na zakupy!- zawył Malfoy w bojowym nastroju, by rozbawić bruneta, co niewątpliwie mu się udało. -Ale najpierw wypij, zamknij oczy i zdaj się na mnie- dodał i zobaczył, jak Potter skinął głowa i od razu wykona polecenia. Malfoy złapał go za rękę i pociągnął w kierunku jego łazienki.

-Gdzie mnie zabierasz?! Chyba nie masz zamiaru mnie zgwałcić?!- pytał z nuta rozbawienia

-Moooże... a może nie...- powiedział blondyn, co na chwile wmurowało Pottera -Potty, nie martw się o swoje tyły, teraz ci nic nie zrobię. No chyba, ze sam tego chcesz...- dodał sugestywnie zniżając głos, co spowodowało u Harry'ego soczyste rumieńce, z których Dracon był zadowolony. -Żartuję Potty. Zgrywam się. No chyba, że ty coś sugerujesz to ja chętnie... W każdym razie, nie zapieraj się i chodź!- ostatnie już syknął zirytowany. Potter znał ten syk. Ostrzegawczy. Od razu począł iść za... no właśnie, kim? Wrogami nie byli, nie po tych paru tygodniach wspólnej pomocy i zapijaniu się razem w trzy dupy. Oczywiście, nie wspominając o konsekwencjach. Ale chyba było za wcześnie, by nazwać to przyjaźnią. Kumple? Za mało powiedziane. Niby sobie dogryzali i wyzywali się na każdym kroku, ale był to tylko i wyłącznie sposób na nudę. W dodatku, nikt nie brał tego na poważnie. Ale za mało razem
przeżyli, by nazywać się przyjaciółmi. Może za jakiś czas...

Po jakimś czasie stanęli, a on przez to, ze się zamyślił, nawet nie wiedział, gdzie go ta cholerna fretka zaciągnęła. Poczuł, jak blondas ściąga mu okulary. Spiął się, ledwie widocznie w jego mniemaniu a dla Dracona było to bardzo zabawne.

-Nie spinaj się już, tylko oczy otwórz...- powiedział, dławiąc śmiech, a brunet powoli, jakby ze strachem, uchylił powieki. Zamurowało go. Stal przed lustrem widząc się wyraźnie, jednocześnie nie nosząc okularów. Zbladł, co również nie uszło jego uwadze.

-Moja... Ale... J-ja...- nie mógł wyjąkać składnego zdania. Malfoy dostał przez to napad śmiechu.

-HAHAHAHAHA! Potter! Twoja mina jest bezbłędna! HAHAHA! Trzeba to zachować dla późniejszych pokoleń!- powiedział, i zanim do bruneta doszedł sens tych slow, Dracuś cyknął mu fotkę. -A teraz punkt kulminacyjny naszego programu 'Potter nie do poznania', czyli Eliksir Sokolego Wzroku! Nie tylko poprawia osobą o słabej widoczności wzrok, ale też polepsza go tym, co nie mają z tym żadnych problemów! W następnym odcinku zatrzymamy się u fryzjera!- żartował sobie Draco, a Potter był mu niewymownie wdzięczny. Wiedział, że wygląda o wiele lepiej bez okularów niż z, jednak wciąż nie mógł dopasować do siebie żadnej fryzury. Ale skoro w 'następnym odcinku' czeka go fryzjer to znaczy, że...

-Za co?- spytał -Za co dałeś mi eliksir. Jeszcze czaje fryzjera, o tym gadaliśmy, ale to?

-Masz niesamowite oczy, a te bryle ci je zasłaniają. W dodatku wziąłem sobie te czerwone ciuszki, które mi dałeś. Wypadałoby zapłacić- odpowiedział najzwyczajniej w świecie. Harry był w szoku. 'Czy on do kurwy nędzy powiedział, że ja mam NIESAMOWITE OCZY?! Rozum postradał!' Mimo wszystko po chwili Potty skakał z radości by po chwili rzucić się blondasowi na szyje z okrzykiem bojowym 'Dzięki, dzięki dzięki!' Draco zaskoczony delikatnie objął go w pasie i powiedział -Skoro na wszystko tak reagujesz to może... -zniżył głos do seksownego szeptu, który w mniemaniu Gryffona był hipnotyzujący -częściej będę ci robił prezenciki... -Harry zarumienił się okazale i oddalił powoli od lokatora.

-D-dzięki... To idziemy na te zakupy?- spytał, by zmienić temat. Draco przytaknął, wpatrzony w zawstydzonego bruneta. Wyszli z domu nie odzywając się słowem. -Gdzie się wybieramy najpierw?

-Do fryzjera, potem do sklepu z mebelkami, potem do sklepu dziecięcego a na koniec Pokątna. Tam do Gringotta i do Weasley&Weasley po coś ciekawego dla malucha. Może będzie tam też jakiś zabawkowy...

-Wszystko ładnie pięknie, ale Weasley'owie mnie poznają...

-No to po fryzjerze pójdziemy do odzieżowego i zrobimy sobie totalną metamorfozę, co ty na to? Nawet Wszystko-wiedząca-teraz-Weasley cie nie pozna!

-Noo, dobra- dał się przekonać Potty i poszli do auta. Tylko Malfoy wyrobił sobie prawko w tym czasie, więc to on musiał prowadzić. -Ale używajmy wymyślonych nazwisk, tak w razie Wu. Ja będę...

-Matt Brave. Matt to takie seksowne imię... A Brave, bo Gryffon- wyszczerzył ząbki.

-Więc ty będziesz Andy Slipper! Andy jest taaakie męskie... A Slipper boś Ślizgon.

-Nieźle... To do laboratorium panie Brave.

-Oczywiście, panie Slipper - i ruszyli. Jechali w milczeniu. Harry... khem, to znaczy Matt wciąż przeżywał swój sokoli wzrok, a Dra...Andy myślał nad tym, jak to wszystko będzie teraz wyglądać. W sensie, ze dwóch facetów mieszka razem, idzie kupować rzeczy dla dziecka i potem będą je razem wychowywać. Takie... Dziwne to wszystko, i jednocześnie takie miłe uczucie. Zatrzymali się przed studiem urody jednego z najlepszych mugolskich projektantów. Na pierwszy ogień poszedł Harry, Dracon czekał na niego przed gabinetem. Fryzjer oglądał jego włosy i myślał co z tym zrobić, krawiec brał jego miary, szewc sprawdzał rozmiar buta i tak dalej. Chwilę później musiał powiedzieć czego mniej więcej oczekuje. Chciał wyglądać męsko, stanowczo, ale nie jak koks i oczekiwał zasłonięcia tej 'okropnej zmarszczki', jak ją nazwał fryzjer, na czole. Styliści zniknęli na piec minut, by po tym czasie w drzwiach pojawili się fryzjer z asystentką i całą masa rożnych przyrządów do stylizowania
włosów.
Godzinę później, gdy Harry otworzył drzwi, Malfoy ujrzał młodego, greckiego boga. Włosy bruneta były ścięte na długość około siedmiu centymetrów, zaczesane do tylu i lekko postawione. Parę kosmyków opadało mu na czerwona bandanę zawiązana na czole, dodając mu wdzięku złego chłopca. Całokształtu dopełniał ciemny T-shirt z kobietą w bikini na motorze, czarna, skórzana kurtka i czarne jeansy. Do tego naćwiekowane glany. Gdy Andy Slipper ujrzał go w całości, zapomniał o czymś tak błahym, jak oddychanie. Liczył się tylko ten koleś, który był strasznie pociągający i przypominał wyglądem tego czternastolatka, który brał udział w trójmagicznym. Tajemniczy mężczyzna oparł się nonszalancko o framugę drzwi i spojrzał badawczym oraz rozbawionym wzrokiem na platynowłosego.

-I jak, Andy?- spytał głosem do złudzenia podobnym do głosu Harry'ego.

-Wyglądasz... nieźle. Nawet bardzo- wykrztusił w końcu szarooki. Kruczowłosy uśmiechnął się do niego łobuzersko, podszedł go od tyłu i wepchnął na siłę do gabinetu. Kolejną godzinę później to Harry oniemiał z zachwytu. Zazwyczaj długie do ramion blond włosy towarzysza skrócone były teraz na maksymalna długość trzech centymetrów i układały się lekko każdy w inna stronę, co nadawało mu tej lekkomyślnej elegancji. W rękach miał czarna marynarkę, pasująca krojem do czarnych spodni i ciemno szkarłatnej kamizelki, którą nie zapiętą nosił na białej koszuli z podwiniętymi rękawami. Na szyi miał zawiązany czarny, cienki krawat. Na koniec męskie, czarne, skórzane półbuty i srebrne zapinki do mankietów oraz guziki przy kamizelce. Prezentował się iście szykownie. Mężczyźni nieświadomie pożerali się wzajemnie wzrokiem.

-Co o mnie myślisz, Matt?- spytał nie odciągając wzroku od jego koszulki "Andy"

-Pasuje ci to, panie elegancie. To jaki jest następny punkt planu?

-Stolarz! Trzeba wybrać meble do pokoju małego- powiedział Dracon, na co styliści popatrzyli na nich dziwnym wzrokiem. Bynajmniej nie byli tu już mile widziani. Zostawili dwa tysiące funtów przy kasie i udali się do sklepu z mebelkami. Wybrali ciemnoniebieską skrzynkę na zabawki w kształcie muszli kraba pustelnika, brązowa komodę z rekinami zamiast rączek i łózko w tym samym kolorze. Wzięli jeszcze parę dodatków w morskich kolorach i kupili wykładzinę w turkusowym odcieniu. W dziecięcym kupili tonę ciuszków dla małego i dwie tony zabawek (których nie zapomnieli "wypróbować"). Ciuchy wybierali zazwyczaj w barwach błękitu i zieleni, czasem w kremowym lub brązowym odcieniu. Z zabawek mają wszystkiego po trochu. Od pluszaków, poprzez gryzaki i piszczałki do klocków i samochodzików. Wyszli ze sklepu obładowani po szyje, ale tez szczęśliwi, bo nieźle się bawili. Wrzucili zakupy do bagażnika i pojechali do centralnej części Londynu śmiejąc się i dyskutując o wyborze ciuszków. Zatrzymali się przed "Dziurawym Kotłem" i weszli do środka. Czarodzieje patrzyli na nich ciekawskim wzrokiem, ale nawet Stary Tom ich nie
rozpoznał. Wyszli na Pokątną.

-Pięknie...-wyszeptał Harry. Blondyn pokiwał potwierdzająco głowa, po czym pociągnął bruneta za rękaw skórzanej kurtki. W Gringotcie wymienili pięć tysięcy funtów na galeony. Złote monety brzęczały im w kieszeniach podczas kiedy szli w kierunku Weasley&Weasley. Zatrzymali się przed drzwiami i wzięli głęboki oddech. -Gotowy, Andy, na przedstawienie?- spytał brunet. Ponowne skinienie na potwierdzenie i poklepanie po plecach w celu dodania otuchy. Weszli do środka. Od tego widoku zaparło im dech w piersiach. Wiele pięter wyśmienitej zabawy. Zabawki, gadżety, cukierki i inne wynalazki. Wszystko, czego dusza mogła zapragnąć. Podeszli do niczego nieświadomych Weasley'ow. Harry dostrzegł tam przygnębionego George'a, rozwścieczonego Rona i zapłakana Hermionę. Usłyszeli strzępek ich rozmowy.

-Mówiłem ci już, Hermiono. Aurorzy twierdzą, że zapadł się pod ziemię. Złoto z jego skrytki zniknęło, nikt nie wie kto je wypłacił. Nikt go też nigdzie nie widział. Malfoy tez zniknął. Na bank porwał go i gdzieś więzi. Mówię wam!

-Daj spokój, Ron- zganiła go Hermiona -Malfoy się zmienił. Harry zeznawał w jego obronie, nie zrobiłby mu czegoś takiego. W dodatku rozmawiałam z ministrem. Mówi, że mają jakiś trop. Podobno zniknęły jego rzeczy z Privet Drive. Może uciekł od nas?

-Harry?!- zaperzył się Ronald. -On nigdy by nas nie zostawił. Nie robił tego, gdy był tu... V-Voldemort... więc nie miał powodu, żeby uciekać. Ktoś go porwał, a my siedzimy z założonymi rękami- w tym momencie Malfoy zwrócił na siebie uwagę odkaszlując cicho.
-Przepraszam. Jestem Andy Slipper, a to mój partner Matt Brave -spojrzał na Harry'ego wymownie, by mu pomógł, wiec brunet od razu złapał go za rękę. Ron skrzywił się z niesmakiem na widok ich trzymających się za ręce, George wykrzesał uśmiech, bo w końcu miał klientów, którzy wiedzą, czego chcą, a Hermi patrzyła na nich przenikliwym wzrokiem.
-Szukamy zabawek dla małego chłopca, którego chcemy adoptować. Mamy zamiar wydać sporo gotówki. mógłby pan przynieść parę rzeczy, które by nas zainteresowały? -mówił nieco zmienionym głosem. Ron i George odeszli ochoczo, szukając coraz to zabawniejszych rzeczy, a Miona wciąż przeszywała ich wzrokiem.

-Czy ja panów nie znam. Założę się, ze was skądś kojarzę...- powiedziała po chwili.

-Nie!- powiedział Harry, za co Draco ścisnął mu rękę -Znaczy.. nie kojarzę pani. Uczyłem się w Durmstrangu i niedawno przyjechałem... Chociaż mi się wydaje, ze widziałem panią na zdjęciu, które miał Wiktor Krum...- Hermiona zarumieniła się lekko i spuściła głowę.

-Taaak, możliwe ze mi się zdawało. Wie pan, mój przyjaciel zaginął i nie daje znaku życia. Martwimy się o niego. Zniknął tak nagle, zostawiając moja przyjaciółkę w ciąży... Wiem, nie powinnam tego mówić, ale pan jest do niego tak podobny...- i znów zaczęła płakać. Harry błagalnie spojrzał na Draco a on przewrócił oczami i podszedł do dziewczyny.

-Niech pani nie płacze, moja droga. Na pewno wszystko się niedługo wyjaśni. Wszystko się ułoży. Widać, ze jest pani silną kobietą. Da pani rade wszystkiemu... -mówił uspokajającym głosem, przytulając ja dla otuchy. Harry postanowił stać w nieznacznej odległości. Jeśli on pozwoli sobie na miękkie serce, rozpozna go. Ale Dracona od tej strony nie znała, więc na bank nie będzie go podejrzewać.

-Wie pan- zaśmiała się krotko przez łzy -Tak teraz sobie myślę... Gdyby był pan osobą, o której myślałam, to nigdy by pan tego nie zrobił.

-A o kim pani myślała? Może go znam?- zapytał blondyn, obawiając się odpowiedzi.

-Dracon Malfoy. Zapewne go pan kojarzy, jest dość... rozpoznawalna postacią... Mój przyjaciel to Harry Potter. To on zaginał- obaj spięli się nieznacznie, ale Miona i tak to zauważyła. Spojrzała blondynowi głęboko w oczy, jakby czytając z nich jego dusze. Po chwili odskoczyła z piskiem. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, bo to co chwila ktoś piszczał albo coś wybuchało. -To ty! Wiedziałam! To ty, Malfoy! Gdzie jest Harry! Gadaj!- i rzuciła się na niego z pięściami. W ostatniej chwili brunet złapał ja za nadgarstki i przyciągnął do siebie patrząc przerażająco na blondyna, by po chwili znów patrzeć w oczy dziewczyny.

-Miona...- powiedział po cichu a ona jęknęła. -Słuchaj uważnie, bo to ważne. Będę cie teraz musiał poprosić o złożenie Przysięgi Wieczystej. Słuchaj -powiedział, gdy już otwierała usta -Uciekłem. Zwiałem. Mieszkam wśród mugoli. Razem z Draco -skinął na chłopaka- dostaliśmy posiadłość od pewnego... ciekawego człowieka. I nie, nie jesteśmy razem, uprzedzając twoje pytanie. Tak, wiem. Mówiłem ci o mojej orientacji, ale to nic nie zmienia. Kontynuując, uciekłem i nie mam zamiaru wracać. Wypłaciłem złoto ze skrytki i wymieniłem na mugolskie. Za trzy dni odbieram Teddy'ego Lupina od Astorii Tonks. Będę go wychowywał, bo jestem jego opiekunem. Nie szukajcie mnie. Nie możesz tego nikomu powiedzieć. Proszę, złóż mi te przysięgę -skończył, patrząc wyczekująco i błagalnie na przyjaciółkę. Zrezygnowana pokręciła głową.

-Czemu?- spytała jedynie. Malfoy przyglądał się temu ze współczuciem i strachem. Przecież ona wie. Jeśli się nie zgodzi na Wieczystą to cały plan szlag trafi.

-Bo pierdolony Chłopiec-Który-Niestety-Znowu-Przeżyl odjebał swoją robotę więc może spierdalać. Chcę żyć w świecie, gdzie nikt nie wie o moich zasługach i nie patrzy na mnie przez pryzmat mojej sławy. Chcę żyć zgodnie ze swoja naturą nie sławą. Złóż mi ta Przysięgę, proszę.

-Zgoda- powiedziała i wyciągnęła rękę. Harry złapał jej dłoń i skinął na Dracona.

-Powtarzaj za mną- powiedział blondyn. Skinęła -Ja, Hermiona Weasley, obiecuje wieczyście, ze nie wydam nikomu prawdy o Harrym Potterze i Draconie Malfoyu -powtórzyła. -Nie powiem, co się z nimi stało, gdzie mieszkają i co mają zamiar zrobić. Nie wyjawię tego nikomu, dopóki oni sami nie powiedzą danej osobie o ich losie. W zamian będę otrzymywać od nich regularną pocztę mówiąca, co się dzieje. Po przeczytaniu każdego listu, spale go od razu. -Powiedziała to wszystko z bólem, ale zrobiła to dla przyjaciela. Po wszystkim Harry przytuli ja. Zobaczył to Ron wracający wraz z Georgem i masa zabawek.

-Łapy precz od mojej dziewczyny ty gałganiarzu!- wrzasnął. Hermiona pisnęła, Draco się spiął, gotowy zaatakować, a Harry nie zareagował. Patrzył kpiarsko na rudzielca i rzucił nonszalancko.

-Gdybyś na serio ją kochał, nie pozwoliłbyś jej wypłakiwać łez. Przy tobie powinna być szczęśliwa, a nie zamartwiać losem innych mężczyzn. Przemyśl to i skup się na niej a nie na jakimś kolesiu, którego nawet nie widujesz. To ona powinna być priorytetem. Tak samo jak moim priorytetem w tej chwili jest zadbanie o małego i bycie z Andym, prawda, kochanie?

-Oczywiście- odpowiedział Draco, kładąc rękę na talii chłopaka "Żeby było wiarygodnie..." tłumaczyli sobie. - Skoro ją kochasz, to poświęć jej więcej czasu niż kolesiowi, z którym się nawet nie widujesz. No chyba, ze masz inne preferencje seksualne, my nie mamy nic przeciwko...- oberwał lekko w potylice od Gryffona -Au! No co kochanie... Nie w sensie że z nami tylko że nam to nie przeszkadza... Nie gniewaj się... -Harry udawał naburmuszonego, ale reki Ślizgona nie strzepnął. Malfoy połasił się moment na oczach reszty do Pottera i już po chwili Ronald znów wysłuchiwał kazania.

-Nie ważne. Mówisz, że z nią jesteś, okaż jej to. Niech będzie z tobą szczęśliwa a nie smutna. Niech się śmieje a nie płacze. Niech odpoczywa a nie zamęcza się sprawami innych ludzi. A teraz, Andy, musimy wybrać zabawki dla małego- blondas skinął głowa i już po chwili wybrali parę ciekawych rzeczy dla malca. zapłacili sporą sumkę. Gdy nadszedł czas pożegnania, Hermiona uwiesiła się im obu naraz na szyi i wyszeptała.
-Listy co tydzień, albo sama was wyśledzę i będę nawiedzać- odpowiedzieli potwierdzająco, odciągając od siebie lekko dziewczynę. Wyszli ze sklepu i zmniejszyli pakunki, wkładając je zaraz po tym do kieszeni.
-Widzisz, Brave, nie było tak źle. Gdyby nie Wszech-Wiedzaca-Weasley nikt by cie nie poznał. W dodatku zabezpieczyliśmy się Wieczystą i przy okazji jakby coś się działo mamy wsparcie...

-Tyaaa. Tylko to nie ty musiałeś patrzeć jak twoja przyjaciółka wypłakuje oczy przez ciebie.

-Harry, Harry... Ja nie mam przyjaciół...

-Cóż...skoro tak stawiasz sprawę...

-O co chodzi, Potty?

-Wiesz, myślałem, że po tych wszystkich przygodach, śmiało mogę się nazwać twoim przyjacielem... Ale skoro nie to nie będę wymuszać...

-Ty... Ty serio chcesz być moim przyjacielem?- zapytał z niedowierzaniem blondyn. Harry kiwnął głową, trochę bojąc się odpowiedzi. -Wow. Nigdy nie myślałem, że będę miał przyjaciela. Znaczy wieesz. Takiego z krwi i kości. Crabb i Goyle to było mięso armatnie, Pansy wciąż na mnie polowała, a Zabini czerpał z tego korzyści. A ty, pomimo wszystkiego co zrobiłem tak po prostu mówisz, że traktujesz mnie jak kumpla, ba! Jak przyjaciela! Jestem w szoku. Znaczy, dzięki, że tak o mnie myślisz, to wiele dla mnie znaczy- powiedział, a potem dodał do siebie ciszej, jednak Gryffon usłyszał. -Wow. Wreszcie mam przyjaciela...

wtorek, 4 września 2018

Syriusz i Lily 4

Za oknem widać było wstający dzień. Słońce wschodziło powoli nad zenitem, ptaki zaczęły wyśpiewywać swoje melodie a drzewa szumiały do taktu. Woda falowała swobodnie pod wpływem wiatru unoszącego się po pustych błoniach. Jedyne co zakłucało ten spokój był budzik w męskim dormitorium. Czterech młodych mężczyzn spało kamiennym snem, a zegarek szalał po podłodze jednocześnie wywołując straszny hałas. Jednak żaden ze śpiących chłopców nie miał zamiaru się podnieść. Byli zbyt wykończeni nocną wyprawą. Po dłuższej chwili (czyli gdy budzik wariował od przynajmniej godziny) czarnowłosy chłopak porwał to magiczne urządzenie i starał się je wyłączyć, lecz bez okularów było to nie lada zadaniem. Trzymając budzik w rękach wyszukał swych okularów i nałożył je na swój nos. Gdy tylko wyłączył zegarek, sprawdził która godzina.

-WSTAWAĆ! ZASPALIŚMY! LUNIO! DZISIA MAMY ELIKSIRY NA PIERWSZEJ! ŁAPA! MAMY PIĘĆ MINUT DO KOŃCA ŚNIADANIA! GLIZDEK!- wydzierał się wniebogłosy, a wywoływani przez niego przyjaciele poczęli podrywać się ze swoich łóżek i ubierać się w pośpiechu. Okularnik zdążył w tym czasie już założyć szkolny mundurek i wyjął ze swego schowka 8 pasztecików dyniowych. Wręczył każdemu po dwa, zostawiając sobie tyle samo i jak tylko skończyli pakować swoje torby wybiegli z dormitorium kierując się do lochów, przy okazji zajadając się swym skąpym śniadaniem. Wbiegli do klasy w ostatniej chwili.

-Proszę, proszę, nasi Huncwoci jednak się zjawili- zażartował profesor Slughorn chichocząc ze swojego dowcipu. Zawstydzeni chłopcy usiedli na miejscach.

 -Zanim jednak zaczniemy, chcę byście zamienili się miejscami. Nattalie, chcę, byś usiadła z Jamesem, a ty Syriuszu, usiądź z Lily. Może w ten sposób zapobiegniemy tym drobnym wypadkom, które mają miejsce na moich zajęciach?- uśmiechnął się. Rogacz stał zamurowany. “Syriusz ma siedzieć z Evans? To dla niej wyrok śmierci!” myślał, ale Łapa posłusznie zamienił się miejscami z Natt. Gdy tylko Black zajął swoje miejsce, ruda chciała mu coś powiedzieć, na co on szybko odparł

-Nic nie mów. Nie chcę Cię słuchać. Za dużo już powiedziałaś.- To był cios dla dziewczyny. Myślała, że w ten sposób uda jej się wyjaśnić całą sprawę, a on tymczasem postanowił ignorować jej istnienie i skupić się na zadaniu. Evans zauważyła, ze Łapa nie najgorzej sobie radzi. Dodawał składniki raz za razem, ale wprawną ręką młodego alchemika. Pomimo tego co myślała, w tej szkole robią też inne rzeczy prócz znajdowanie sobie panienek i znęcaniem się nad ślizgonami. Tymczasem James miał chęć mordu w oczach, i w myślach też. Nattalie cały czas gadała o wszystkim i niczym, przez co prawie wysadziła swój kociołek. James nie był lepszy. Przez jej paplaninę nie mógł wcale skupić się na tym co robi i wciąż musiał powtarzać czynności, które wykonał błędnie przez nowinki jego koleżanki. “Przydałby się Łapa, to on robi eliksiry za nas dwóch. Albo bynajmniej porządne Silencio...”

Do końca lekcji nie działo się nic ekscytującego, prócz tego że Nattalie zagadała się i wrzuciła za dużo żabiego skrzeku do wywaru, co spowodowało rozbryzg na całą salę. Dziewczyny piszczały a chłopaki wymieniali tylko zdziwione spojrzenia. Wszyscy wyszli wcześniej, by móc się wyczyścić i zmienić szatę. Huncwoci wykorzystali ten czas dość… produktywnie. Zamiast pójść się przebrać, wysłali Petera po świeże szaty a sami skierowali się do ich kryjówki. Przy jednym z tajnych przejść odkryli pokój, który wyglądał jak tajemny schron samego Godryka Gryffindora, bo jego ściany i ozdoby były w barwach domu lwa. Jest na tyle mały, by pomieścić maksymalnie cztery osoby, ale jednocześnie na tyle przestronny, by mogli tam planować dowcipy i ukryć tam zapasy Ognistej lub innych alkoholi na przyjęcia. Napitki stały w koncie pokoju, a chłopcy zebrali się na środku.

-Więc, Remusie, czy chciałbyś zabrać głos?- zapytał Rogaty.

-Nie zaczyna się zdania od więc, Rogasiu.- Poprawił go Łapa.

-Słuchajcie- powiedział Lupin –Mam coś fantastycznego. Natt podsunęła mi świetny pomysł. Możemy pododawać wybuchowych żelek do jedzenia ślizgonów. To im da kopa.- uświadomił ich konspiracyjnym szeptem, pomimo tego, że byli w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, w którym nie znajdował się nikt prócz ich. Reszta Huncwotów wymieniła zadowolone spojrzenia i rzuciła się na ich zapasy. Pomimo tego, ze większość miejsca zabierały trunki, w drugim koncie pokoju trzymali różnego typu słodycze i inne rzeczy, które pomagają im w kawałach.

-James, zabrałeś ze sobą pelerynę?- Zapytał Black, na co wspomniany wyjął z torby błyszczący materiał. Gdy tylko znaleźli wybuchowe przysmaki, którymi chcieli uraczyć swoich kolegów z domu węża, do pomieszczenia wślizgnął się Peter i podał wszystkim zebranym ich czyste szaty. Przebrali się najszybciej jak mogli i poszli na lekcję transmutacji. Oczywiście, dotarli tam spóźnieni.

-Black! Potter! Lupin! I Pettigrew! Czemu się spóźniliście?- okularnik już otwierał usta, żeby powiedzieć świetnie przygotowaną wymówkę, gdy nagle do klasy wbiegła Lily i Nattalie.

-Evans i McKenzie! Co to za spóźnienie? Lekcja zaczęła się trzy minuty temu!- Nauczycielka transmutacji była blisko wybuchu. Aż sześcioro uczniów z jej domu przyszło spóźnionych na jej lekcje. Usta zacisnęły jej się w małą, białą niteczkę a policzki przybierały krwisty odcień od gniewu. Dziewczyny wybełkotały przepraszam i ruszyły szybkim krokiem na swoje miejsca, a chłopaki ruszyli ich śladem mamrocząc pod nosem przeprosiny. -Nie myślcie, że wywiniecie mi się. Dostaniecie szlaban pierwszego dnia szkoły. Dziś o siódmej pod moim gabinetem. Przydzielę wam partnerów i zadania.- dodała z triumfem, a jej twarz rozjaśniła się po tym, jak dała upust swojemu gniewu. Pod koniec lekcji, tylko Peter i Natt nie przemienili szafy w tchórzofretkę. Natt przez zamyślenie, a Peter… przez nieumiejętność. Remus czuł, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, to ta dziewczyna zrobi krzywdę i sobie i całej szkole, więc po lekcji czekał na nią pod salą.

-Idźcie, dołączę później. Dam nam wymówkę.- powiedział Lupin i kiwnął na swych przyjaciół. Ci, trochę zszokowani, zrobili to o co prosił ich Lunatyk. Blondyn oparł się o ścianę i nasłuchiwał co dzieje się w sali lekcyjnej, z której chwilę temu wyszedł. Z środka można było usłyszeć gniewny głos nauczycielki i smętne tłumaczenia Petera i Nattalie.

-Peter, powiedz mi czego nauczyłeś się na tej lekcji.- przemówiła opiekunka Gryffindoru.

-No żeby nie używać zaklęcia przemiany w tchórzofretkę na ścianach ani na ludziach…- powiedział zawstydzony. Lupin aż nie mógł się nie zaśmiać przypominając sobie pewnego puchona przemienionego w futrzaną szafkę.

-A ty, Nattalie? Czy ty coś przyswoiłaś?- rzuciła gniewnie profesor McGonnagal.

-Taak, żeby nie myśleć o butach kiedy rzuca się zaklęcia.- odpowiedziała z powagą. Nauczycielka powiedziała im parę słów reprymendy i nakazała nauczyć się tego zaklęcia po czym wypuściła. Gdy Natt przechodziła obok czekającego na nią Remusa, potknęła się o jego nogi. Jak tylko spostrzegł co się dzieje pomógł jej wstać i zagadnął.

-Natt, nie chciałabyś przypadkiem korepetycji? Bo wiesz… Mógłbym ci pomóc skupiać się na lekcjach a przy okazji sam powtórzyłbym materiał…- nie zdążył dokończyć, bo podekscytowana dziewczyna przerwała mu piskiem przypominającym język delfinów.

-TAAAK! Jasne! Znaczy… jeśli mógłbyś… to ja chętnie.- dodała, rumieniąc się. Chłopak widząc jej zakłopotanie sam zaczął się trochę jąkać.

-No.. eem…. Bo tee.. Noo…. To do zobaczenia….- I odszedł szybkim krokiem, zostawiając zszokowaną gadułę samą. “Głupia! Zbłaźniłaś się przed takim chłopakiem! A on ci pomoc oferował! Głupia!” ubliżała sobie w myślach. Remus natomiast poszedł do Wielkiej Sali gdzie przy ich stole Huncwoci już zajmowali miejsce. Oczywiście, Peter zdążył powiedzieć swym Bogom Dowcipów o tym jak to Remus wystawił ich dla dziewczyny. Lunatyk zauważył w oczach Łapy, że już wszystko gotowe i tylko czekają, aż ślizgoni sięgną po deser, więc szybko wymyślił wymówkę.

-Mówiłem żebyście poczekali! Przez was sam musiałem wracać z dormitorium!

-To nie nasza wina!- dołączył się Black –Rogaś znów zobaczył Evans i tyle go było widać. Ja musiałem go pilnować!- wyjaśnił

-Sam bym sobie poradził! To że mamy plan nie znaczy!..- nie skończył, bo niedaleko niego siedziała ruda. Z jej twarzy można było wyczytać, że słyszała to co on powiedział.

-Jaki plan!- spytała spokojnie, na co Łapa i Rogacz wymienili przestraszone spojrzenia i wyszli z sali, zapominając o dowcipie, który miał finał akurat gdy przeskoczyli próg Wielkiej Sali. Remus, Peter, Lily, Cassie, Ally i czerwona Natt, która dołączyła do nich zaraz przed wybuchem żelek mogli podziwiać ich dzieło. Każdy kto nałożył sobie choć odrobinę pudding doprawionego tymi słodyczami mógł z ręką na sercu powiedzieć, że malutka bomba wybuchła w jego ustach. Specjalnymi właściwościami tych żelek było to, że przybierały kolor i smak potrawy, do której ich się dodało, a po rozgryzieniu wybuchały niczym słabsza wersja lasek dynamitu. Większości ślizgonom dym leciał z uszu, nosa i ust. Wszyscy uznali to za genialny dowcip, oczywiście, prócz poszkodowanych.

***

Zarówno Syriusz jak i James wiedzieli, że wyjście z sali to jedyna opcja. Gdy tylko skręcili za drzwiami od Wielkiej Sali, usłyszeli upragniony wybuch. Żałowali, że nie mogli tego widzieć, ale przecież Evans mogłaby się dowiedzieć o co chodzi. Musieli opuścić to miejsce najszybciej jak mogli. Udali się do swojego ulubionego pomieszczenia, czyli swojego schronu. Usiedli naprzeciw siebie, łapiąc po butelce Ognistej i otwierając razem jak na rozkaz.

-Wpakowałeś się przyjacielu, oj wpakowałeś…- powiedział spokojnie Black, pociągając łyk trunku, na co Potter wzruszył ramionami, zrobił to co jego przyjaciel i odpowiedział jeszcze spokojniej

-I tak z nią nie gadam, i zapewne nie będę. W dodatku, nie wsypałem się do końca, bo ona nie wie o co chodzi.

-Ale wystarczy że Natt zagadnie Remusa, on sypnie a tamta się wygada. Przechlapane…-stwierdził Łapa, po czym obaj wychylili swoje napitki.

***

Tik, Tak. Tik, Tak. Tik, Tak. Czas leciał zbyt wolno. Pod gabinetem vice dyrektor stało już troje uczniów. Byli to Lily Evans (strasznie zdenerwowana swoim pierwszym w życiu szlabanem), Nattalie McKenzie oraz Peter Pettigrew, który jak zwykle musiał coś jeść. Tym razem miał ze sobą samo napełniającą się miskę pełną puddingu czekoladowego. Obie panny patrzyły na niego z pewną odrazą, bowiem ten otyły młodzieniec nigdy nawet nie starał się zrzucić wagi. Wręcz przeciwnie wciąż nabierał nowej masy, co spowodowało, że wyglądał podobnie do narzeczonego Petunii Evans, siostry Lily. pomimo, że była dopiero za dziesięć siódma, dziewczyny stały pod gabinetem od piętnastu minut, Glizdek przyszedł tu pięć minut temu a Remus właśnie szedł w ich stronę, trzymając w ręku różdżki 3/4 Huncwotów i podał jedną grubemu właścicielowi. Gdy napotkał zdziwione spojrzenie dziewczyn rzucił tylko

-Fałszywe. Dzięki temu nie musimy używać mugolskich sposobów na wykonywanie różnorakich kar. Ciekawe gdzie są Łapa i Rogacz...- dopytał jedzącego pudding, po czym wyjął z kieszeni kawałek pergaminu, zaczął mówić coś do niego jak obłąkany, by po chwili ponownie do niego przemówić i schować na miejsce. Po chwili wyjął zmodyfikowane przezeń lusterko dwukierunkowe i wywołał Syriusza. Modyfikacja polegała na tym, że w normalnych okolicznościach lusterka połączone były tylko z jednym, lecz Remus połączył lusterka Petera, Syriusza i Jamesa ze swoim, robiąc coś na kształt przenośnych mugolskich telefonów z obrazem. Sekundę potem obraz ukazał pijanego przyjaciela.

-Czy mi się zdaje, czy wy jesteście w Schronie w dodatku po przynajmniej trzech Ognistych na łebka? Macie dziesięć minut by dostać się pod gabinet McGonnagal. Uprzedzam pytanie, mam dla was eliksir trzeźwiejący i wasze fałszywki. Osiem minut!- Zagrzmiał głos Lupina, co sprawiło, że wydawał się Natt słodko stanowczy i ojcowsko opiekuńczy, jednocześnie bojąc się tego tonu. Syriusz bełkotał chwilę, podniósł się i rozłączył. Mieli dwie minuty do szlabanu, kiedy dostali się pod gabinet profesorki. Remus wręczył im po fiolce wywaru i fałszywej różdżce, a moment potem drzwi otworzyły się, ukazując nauczycielkę stojącą na progu. Huncwoci ledwo ci zdążyli schować sztuczne patyki i weszli posłusznie do środka, pozwalając oczywiście, jak na gentlemanów przystało, by dziewczyny weszły pierwsze.

Nauczycielka zdawała się być zadowolona z siebie, że może ich ukarać. Mimo gniewu, widać było przebłyski radości znajdującej ujście w kącikach ust. Szóstka Gryffonów stałą przed jej biurkiem, ale tylko dwójka miała oznaki skruchy na twarzy. Obie dziewczyny stały ze spuszczoną głową i starały się wyglądać jak najżałośniej. "Jeśli chcesz wyglądać żałośnie, wychodzi ci to dobrze nawet bez strachu w oczach" zażartował z niej Syriusz, za co oberwał kuksańca w bok od przyjaciela. Lily natomiast spuściła swą głowę jeszcze niżej.

Nauczycielka powoli zajęła swe miejsce za biurkiem i przelustrowała wszystkie postacie. Skruszone dziewczyny, smutnego Lupina, śmiejącego się Blacka, wkurzonego Pottera i cichego Pettigrew. Popatrzyła po zleceniach, które udało jej się zebrać. Pomiędzy pary uczniów miała rozdzielić kary od najsłabszych, dla tych smutniejszych uczniów, do tych cięższych, dla co odważniejszych, jednak patrząc na tą mieszaninę humorów, postanowiła zmienić plany.

-Więc tak, Black i Pettigrew, zajmiecie się czyszczeniem basenów w skrzydle szpitalnym. McKenzie i Lupin, naprawiacie rurę w tej nieużywanej damskiej toalecie- Potter i Black wymienili smutne spojrzenia. To oznacza, że Rogacz ma zostać sam na sam... -Potter i Evans, wy za to wypolerujecie wszystkie zbroje na korytarzach. Od piątego w dół.- Po czym każda z par udałą się w swoją stronę.

***

Syriusz i Peter

Weszli do Skrzydła Szpitalnego powolnym krokiem, bo po co śpieszyć się na własny szlaban. Dotarli tam o wpół do ósmej. Młoda pielęgniarka, nazywana przez nauczycieli, James i Syriusza Poppy, czekała już na nich przy pierwszym łóżku. Wyciągnęła ku nim rękę, by oddali jej różdżki, ale zamiast tego Łapa ujął ją i musnął wargami o wierzch jej dłoni jak gentleman i uśmiechnął się czule, tak jak uśmiechał się do dziewczyn, z którymi najdalej tydzień później spędził ciekawą przygodę w Pokoju Życzeń. Ona natomiast oszołomiona wym zarumieniła się znacznie i spuściła wzrok. Wykorzystał to.

-Poppy, moja droga, wyglądasz tego wieczoru przeuroczo. Coś zrobiłaś z włosami? Chciałbym porozmawiać z tobą dłużej, ale sama rozumiesz... Szlaban do odbębnienia. Zeszłoby mi krócej, i mógłbym spędzić z tobą więcej czasu, gdyby...- przerwała mu. Ostatnie zdanie przypomniało jej po co wyciągała rękę, i tym razem czerwona z gniewu, że tak perfidnie wykorzystał swoją urodę przeciw niej, wyrwała dłoń z uścisku chłopaka i zgromiła go.

-Oddajcie mi swoje różdżki, natychmiast! Nie dam ci się bajerować Black!- Dodała zmieszana. Obaj zdziwieni chłopcy oddali niechętnie fałszywe różdżki,i coby jeszcze bardziej przekonać Poppy, że nie chcą tego robić, Glizdek się strasznie ociągał aż młoda pielęgniarka musiała mu sama wyrwać różdżkę z ręki. Zadowolona z siebie oddaliła się do swego gabinetu by wyładować złość na młodego arystokratę i napić się eliksiru uspokajającego, a w tym czasie Huncwoci wyjęli swoje różdżki i rzucili Chłoszczyść na wszystkich nocnikach w pomieszczeniu, po czym rozłożyli się na łóżkach i zaczęli rozmawiać o nic nie znaczących rzeczach.

***

Natt i Remus

Piętnaście po siódmej młody Lupin i słodka Gaduła oddali swoje różdżki woźnemu Filtchowi, który wraz ze swoją maleńką kotką o czerwonych oczach zdawali się być nad wyraz szczęśliwy nie tylko dlatego, że uczniowie odwalą za niego brudną robotę, ale także ponieważ nie użyją przy tym ani grama magii. Nie wiedział, bo niby skąd, że różdżka Remusa jest sztuczną, a on nawet się nie zorientował co do przekrętu. Gdy weszli, Nattalie już łapała się za narzędzia postawione obok cieknącej za sprawką Jęczącej Marty rury, ale Remus powstrzymał ją ruchem ręki. Wyjął swą prawdziwą różdżkę i wyszeptał "Reparo" po czym dodał "Chłoszczyść" na plamę wody w pobliżu magicznie naprawionej rury. Rura była cała a woda z podłogi w mniej niż sekundę znikła bez śladu. Zaskoczona dziewczyna nie wydobyła z siebie ani jednej sylaby, co zmieszało wręcz Syriusz, bo zazwyczaj nie trzymała języka na wodzy, więc powiedział wymijająco

-Filtch ma fałszywą. Sam wystrugałem mi i chłopakom po idealnej kopii naszych prawdziwych. Odróżniamy je po nacięciach z dołu. Widzisz?- pokazał jej spód jego magicznego patyka -Ta takiego nie ma, a Fałszywka tak. Z resztą, sama widziałaś jak wręczam je chłopakom. Nie zdziwiło Cię to?- zapytał na koniec, na co milcząca brunetka pokiwała przecząco. Po chwili jednak, przypomniała sobie coś i spytała go

-A kiedy zaczynamy korepetycje? Bo ty.. no nie powiedziałeś kiedy się widzimy...

-Ermm... Ten, no... Ten tego... Sobota o 12? Znaczy jeśli nie masz nic przeciwko? Biblioteka?- odpowiedział zaskakując samego siebie tym nienaturalnym zmieszaniem.

-Jasne- wydukała zdziwiona, jąkaniem się Remusa i jego propozycją. Potem już było z górki, pokazał jej parę zadziwiających  zaklęć, które przydają się w życiu codziennym, a których nauczyciel zaklęć ich nie naucza.

***

Lily i James

 Różdżki oddali już McGonnagal, w momencie, kiedy wręczyła im po ściereczce do kurzy i środku czyszczącym. Potter szedł przed smutną Evans. Starał się zachowywać spokojnie, tłumiąc radość, że jest z nią sam na sam i może pozbyć się chłodnej nuty, jednocześnie bojąc się, że zaraz skrywany przezeń entuzjazm znajdzie ujście i znów poprosi ją o chodzenie lub coś w tym stylu. "Zdarzenia z King's Cross... Zdarzenia z King's Cross... Zdarzenia z King's Cross..." Myślał w kółko, aby tylko nie wyjść na zakochanego łosia. "Którym jesteś..." pomyślał po chwili i szedł dalej.

Lily za to była zadowolona z tego, że wreszcie są sam na sam, jednocześnie ukrywając strach przed jego chłodnym tonem lub jego zawiedzionymi oczami. Szedł przed nią, ale w tej chwili było jej to na rękę. Nie mogliby iść koło siebie udając, że nic się nie dzieje, albo że drugiej osoby nie ma. To byłoby nieludzkie dla nich obu, natomiast ta sytuacja odpowiadała zarówno jemu jak i jej. Znaleźli się w miejscu od którego mieli zacząć, gdy dochodziła za piętnaście ósma. Zanim Evans nawet zdążyła podnieść rękę, wszystkie zbroje na piątym piętrze połyskiwały. Po chwili ujrzała, że Potter trzyma w ręku tę samą różdżkę, którą oddał opiekunce Gryffindoru.

-Długoby gadać- odgadł od razu. Jego głos był obojętny, jakby gadał z jakimś obcym na ulicy i wymieniał poglądy co do pogody -mamy jeszcze cztery piętra, parter i locha, a potem możemy się schować w pewnym miejscu. Chyba nie sądzisz, że pokażemy się tej wiedźmie po tak krótkim czasie. Chodź!- Zawołał za nią. Rzucał czarami w piętra schodząc tylko po schodach. Wiedział on bowiem, że Filtch będzie zajęty staniem pod toaletą i patrzeniem, czy jego tania siła robocza nie ucieka przed zakończeniem roboty. Gdy ostatni z żelaznych żołnierzy zabłysnął blaskiem czystości, rzucił "Obscuro"  i pociągnął ją w stronę Schronu. Lily nie mając różdżki, musiała zdać się na instynkt. Taki wysoki, przystojny instynkt, który nosi okulary... Zaraz gdy weszli do pomieszczenia, James zdjął Lily opaskę i podał jej jedną z butelek alkoholu.

-W razie co, mam eliksir trzeźwiący, nie martw się.

-Dobra... Czemu się do mnie nie odzywasz?- spytała po chwili

-Ahhh, postanowiłem wreszcie zastosować się do twojej prośby. Chyba za długo ci się narzucałem. Gdybyś chciała się ze mną umówić, już dawno byś to zrobiła.- odpowiedział jej, mówiąc po części prawdę, omijając tylko niektóre nieznaczne fakty.

-A plan?- nie odpuszczała.

-Plan był taki, że i ja i Łapa nie odzywamy się do ciebie. Dajemy ci spokój, dopóki sama nie zechcesz z nami gadać. Ale TY- wysunął oskarżycielsko palec w jej stronę, choć w jego głosie nie było ani odrobiny złości -wszystko pokomplikowałaś. Teraz nie tylko nasza umowa, ale i Honor Huncwota nie pozwala mi z tobą rozmawiać dłużej niż pięć minut...

-Właśnie to robisz...


-Bo nie ma Łapy i chyba raczej się o tym nie dowie... Mam rację?- Zapytał znacząco, na co odpowiedział mu potwierdzający pomruk niezadowolenia spod gęstej rudawej czupryny -Dziękuję. Kontynuując, muszę czekać aż Łapa się z tobą pogodzi, wtedy wszystko wróci na swój właściwy tor...- zakończył, a po chwili milczenia Lily powiedziała spokojnie

-James... Nie chodzi o to że cię nie lubię lub że nie chcę się z tobą umówić. Poprostu... nie jestem gotowa. W dodatku twoje dziecinne zabawy utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie jesteś wystarczająco dojrzały na związek.

-Serio? Bo wiesz, ja mam co do tego inną wersję. To był jedyny sposób, żebyś na mnie zwróciła jakąkolwiek uwagę, jednocześnie nie słysząc odmowy, którą słyszałem z każdą próbą wyciągnięcia cię NA SPACER! Nie na randkę tylko by się po przyjacielsku po błoniach przejść! Ale skoro uważałaś, że znasz mnie lepiej, bo codziennie chcę słyszeć twój głos kierowany do mnie, nawet jak nie słyszę swojego imienia, to dobrze. A teraz... -Wymierzył w nią różdżką -Obscuro- i już po chwili Lily znów nic nie widziała.

*** 

Zdołała odzyskać wzrok pod gabinetem opiekunki domu lwa, po czym, gdy odebrali swoje różdżki udali się do swych dormitoriów. Syriusz i Peter już dawno spali. Remus sprawiał takie wrażenie, ale tak na prawdę rozmyślał o pewnej brązowowłosej dziewczynie, która dziś sprawiła, że nie był pewny, czy Nattalie nie ma siostry bliźniaczki lub schizofrenii. James Położył się do łóżka i myślał nad biegiem jego rozmowy pomiędzy nim a Lily. Powiedział jej to co leżało mu na sercu, a ona nic z tym nie robiła. Zupełnie, jakby miała gdzieś to, jaki on jest i liczył się tylko i wyłącznie fakt, że mogła na niego nawrzeszczeć.

Tymczasem w dormitorium dziewczyn ani Ruda ani Gaduła nie zmrużyły oka. Ta druga myślała właśnie nad dzisiejszym dniem oraz była podekscytowana tak długim pobytem przy Remusie bez świadków oraz ich przyszłymi spotkaniami. Evans zaś analizowała rozmowę pomiędzy Potterem a nią samą. Nie mogła uwierzyć, że tak naprawdę on chciał zwrócić tylko na siebie jej uwagę. Z drugiej strony, Severus zawsze obrywał, gdy James był pewny, że Lily to dostrzeże, w dodatku, że na drugim roku właśnie on wyznał płomiennowłosej miłość na ławce na błoniach, a James to usłyszał, po czym Remus i Syriusz nieśli go do zamku. Rozmyślając nad tym wszystkim usnęła, nim doszła do wniosku, że to był wyczerpujący dzień.