czwartek, 29 sierpnia 2013

BLOGGEROWICZE! POTRZEBNA WASZA POMOC!

Jak niektórzy z was wiedzą jestem idiotką co najmniej do sześcianu. Z racji mojego ilorazu inteligencji, który jest niższy niż ten mrówki, dawno, dawno temu odjebałam coś tak głupiego, że do tej pory mam opory, by do pewnej osoby pisać normalnie, przez co ta osoba uważa, że mi nie zależy... Szczegóły nie są ważne. Ważne, że ta osóbka podała mi sposób, dzięki któremu choć w części odkupię swoje winy. I tu mi potrzebni jesteście wy! Smell of Books potrzebuje pozytywnych opinii na temat recenzji książki, do której przenosi was link. Ale prooooszę! Postarajcie się ładnie nie narobić biednej Alex większego bigosu. Jak bardzo ładnie wyjdzie, to napiszę nie jedną część "Uwiedzionej", ale będziecie mieli jeszcze dwie takie! Zmotywowałam was? Mam nadzieję. Do roboty, Bloggerowicze! Niech Wena będzie z wami!
Pozdro: Alex vel Diabełek vel Wilku vel Szatan vel Szczeniak vel Misio vel Narzeczony vel Ósmy vel Phantom vel Ninja :D

Liebster Awards... again... za BIP nie wiem za co... again...

Cóż... znów mnie nominowano. Nie mam pojęcia jakim Bożym cudem. Bardzo serdecznie dziękuję Lidce Graczyk za nominację, ale wciąż. NIE. JESTEM. TEGO. WARTA! Jak mnie tak ciągle nominować będziecie to na laurach się skończy i nie będzie ani fajnych notek ani żadnych innych. A teraz pytanka, które dostałam.

1. Masz rodzeństwo?
Daj policzyć.. 2 braci i 4 siostry. Historia zawiła i bardzo bolesna, proszę nigdy mi tego nie wspominać.
2. Masz zwierzęta, jeśli tak to jakie?
Mam Fifi, moją kotkę, którą wczoraj po północy ganiałam po podwórku, bo wypieprzyła przez okno w kuchni -,- I tak ją kocham ;3
3. Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?
Tego? Bo stwierdziłam, że skakanie po 3 innych mnie wkurwia :3 a tamte, bo mam zbyt bują i dziwną wyobraźnie :D
4. Jakie blogi najczęściej czytasz?
... Yaoi, HP ff...zależy, czy mi się spodoba czy nie :3
5. Twój ulubiony kolor?
Mam parę, nie umiem pomiędzy nimi wybrać ;3 Więc: większość odcieni zieleni, srebro, czerń, biel i krwista czerwień :3
6. Twój ulubiony przedmiot w szkole?
Kurwa, nie wiem... Chyba Polski, bo się nie wysilam :3 In it, Lexie? x3
7. Jakiej słuchasz muzyki?
Łokurwa, tyle tego.. Rock, metal, rap hip-hop, trochę punk'u zaczynam, zdarzy się country i disco polo (jest zajebiste, okay?!) ale nic mnie nie zmusi do pop'u i techno. NIC!
8. Jakie czytasz książki?
Jak byłam mała czytała wszystko, co widziałam. Nawet sprośne napisy w autobusie i ulotki od dentysty. Przeczytam wszystko, co mnie zainteresuje od początku. Przygodowa, fantasy, romans, obyczajówkę. Musi mieć fajny początek ;"3
9. Twój ulubiony film?
Nie mam żadnego. Kocham wiele filmów i bajek i innych takich :3 Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale z całą pewnością w czołówce znajdzie się "Jestem legendą" i "Limitless" oraz "Percy Jackson..." i seria "Harry Potter"
10. Masz swojego idola?
Szczerze, nie mam. Wielu ludzi podziwiam za ich talenty, w wielu różnych dziedzinach. Kasia Piasecka i Czaruś Pazura są dla mnie jak Hera i Zeus polskiej komedii i kabaretu, a Bogusław Linda jest przeze mnie błogosławiony za talent aktorski. Zagranicznych muzyków, aktorów, autorów i innych -ów też wielbię :3
11. Jak ma na imię twoja najlepsza przyjaciółka lub twój najlepszy przyjaciel.
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, nie mam kogoś takiego. Wszyscy moi przyjaciele są dla mnie najlepsi, bo ich w ogóle mam... I tak, to normalne, Lexie...

Co do moich pytań i nominacji, znajdziecie je w mojej pierwszej nominacji dla tego bloga.

Dziękuję za uwagę! Dobranoc!

sobota, 24 sierpnia 2013

Uwiedziona

Znów siedziała w bibliotece, znów w najbardziej oddalonym od ludzi miejscu, znów płakała. Odkąd po wojnie wróciła do Hogwartu wszystko się zmieniło. Harry mimo, że kiedyś tego nienawidził, czerpał radość z nagabujących go ludzi, wciąż proszących o autografy. Ron, choć wciąż na drugim planie, także zbzikował przez sławę. Zerwał z nią i obraca panienkami jak jak diler towarem. A ona? Mimo całej swojej sławy starała się żyć tak, jakby nie zrobiła nic szczególnego. Nie podpisywała autografów, skupiła się na nauce, dalej pomagała tym, którym pomoc była potrzebna. Nawet ślizgonom.

A skoro już o nich mowa, od początku tego roku wydawali się strasznie dziwni. Część z nich została zamknięta w Azkabanie, a ci, którzy próbowali tylko ratować swoje rodziny dostali wyrok w zawieszeniu i magiczny nadzór. Draco Malfoy, Blase Zabini, Pansy Parkinson, Astoria Greengrass, Theodore Nott i im podobni zdołali się wyratować z magicznego więzienia. Po prawdzie, za co była szczerze wdzięczna, Harry wstawił się za nimi u nowego ministra, Kingsley'a. Była mu wdzięczna, bo mimo wszystko, wierzyła w drugą szansę, których swoim przyjaciołom dawała w nadmiarze. Załkała cicho. Jej przyjaciele... Zostawili ją na cześć sławy. Nawet mała, niepozorna Ginny. Niby nie zrobiła tak wiele, ale jako wybranka Chłopca-Który-Przeżył też miała swój prestiż i powodzenie.

Ktoś złapał ją za ramię. Podskoczyła i spojrzała w oczy dziewczyny, która przez sześć lat wyzywała ją od najgorszych, by w ostatecznej bitwie sprzeciwić się Voldemortowi i stanąć murem za Jasną Stroną. Pansy Parkinsons stała przed nią pochylona i wpatrywała jej się oczami pozbawionymi jakiegokolwiek wyrazu. Zero pozytywnych czy negatywnych emocji. Pustka. To jest to, co zostaje po tym, jak rodzina wyrzeka się ciebie. Hermiona szybko otarła łzy wciąż kapiące po policzkach. Nie chciała, by właśnie Ona widziała jej chwilę słabości. Bała się, że wykorzysta to przeciw niej. Zacisnęła zęby.

-Co sięstało?- spytała życzliwie i z lekką nutą ciekawości i zmartwienia ślizgonka. Granger przyjrzała jej się dokładniej, zeskakując z fotela i patrząc na nią z wściekłością.
-Odejdź stąd. Przyszłaś się ze mnie nabijać! O patrz! Szlama płacze, nie zabawne?- spytała z przekąsem. Zacisnęła zęby i wciągnęła głęboko powietrze. Ciemnowłosa cofnęła się o krok i podniosła ręce w geście obronnym.
-Wcale mnie to nie bawi. Raczej martwi. Zamiast siedzieć z przyjaciółmi, którzy powinni cię wspierać, siedzisz w bibliotece i udajesz niewidzialną.- jej wzrok uciekł w dół. Można by powiedzieć, że byłą zażenowana, gdyby to nie była właśnie Parkinson.

-Też przyszłaś płakać?- naszło olśnienie. Dziewczyna spojrzała na nią z lekką paniką. Najwyraźniej wstydziła się tego. Hermiona z lekkim ociągnięciem podeszłą do niej. Uniosła rękę, a dziewczyna, jakby spodziewając się, że oberwie w twarz, zamknęła oczy. Nic takiego się nie stało. Miona położyła delikatnie dłoń na jej kościstym ramieniu. Ślizgonka strasznie schudła od końca bitwy. -To chodź, popłaczemy razem...- usiadła na sofie obok fotela i złapała jedną z poduszek, przytulając się do niej. Pansy po chwili wahania usiadła obok niej i objęła rękoma nogi. Nic nie mówiły. Po prostu siedziały razem i płakały. Każda z innego powodu. Mogło to się wydawać głupie, ale w tej chwili obie tego potrzebowały. Po paru godzinach Pansy zaczęła mówić.

-Nic już nie jest takie samo. Wiesz, że nigdy nie wierzyłam w to, co rodzice mówili o krwi? Krew to krew, płynie w żyłach i pozwala żyć. Tyle mi wiadomo. Jakoś nie widziałam człowieka, z którego wylewałoby się błoto, jak przeciął sobie palec. Musiałam grać. Grałam, bo moją kuzynkę po ogłoszeniu w rodzinie, że to bzdury wyrzucili na próg z jednym galeonem i bez żadnych rzeczy. Zabrali jej nazwisko. Zamiast Elizabeth Parkinson został sama Eliza. Nie chciałam, żeby i mnie to spotkało, ale zawsze wiedziałam, że to kłamstwa...

Wzięła głębszy wdech i kontynuowała. -Gdy w czasie Bitwy o Hogwart stanęłam po naszej stronie wyrzekli się i mnie. Nie mam prawa korzystać z Rodowego Nazwiska Parkinsons. Jestem tylko Pansy. A każdy bez nazwiska w Slytherinie jest traktowany jak wyrzutek. Draco mnie ignoruje, Blase rzuca mi pogardliwe spojrzenia, Theo mówi do mnie tylko z konieczności... Inni się ze mnie śmieją i są wytykani. Mimo, że byliśmy po tej samej stronie barykady... Nie mam nikogo. Rodziny, przyjaciół. Jestem sama. Tylko w bibliotece mam spokój... Względny...- starła łzy z oczu i wreszcie na nią spojrzała. -Przepraszam za wszystko, Hermiono...

-Ja... Wybaczam. Też mi przykro za to, co o tobie mówiłam. Wcale tak nie uważam- uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był na swój sposób przerażający. Spokój i wesołość nie docierała do oczu i tworzyła makabryczny kontrast z żalem, bólem i smutkiem w jej czekoladowych oczach. - U mnie podobnie... Znaczy, wiesz, niby ta sława, którą gardzę i ci ludzie, którzy zaczęli mnie zauważać, bo zniszczyłam horkruksa, oraz faceci ganiający za mną niby za moją inteligencje a nie zasługi. Skoro mi mówią, że to przez wiedzę, to powinni się domyślić, że wiem, czemu nagle im się spodobałam... A Przyjaciele? Mają mnóstwo fanów i fanek którymi muszą się zająć... Na mnie nie ma już miejsca w Złotej Trójcy- skrzywiła się.

-Rodziców nie odnalazłam. Musiałam im zmodyfikować pamięć o mnie, żeby byli bezpieczni. Wysłałam ich do Australii, ale nikt tam o nich nie słyszał. Boję się, że już ich nie odzyskam... Strasznie za nimi tęsknie. To boli, gdy myślisz, że troi rodzice mogą stać przed tobą i w każdej chwili powiedzieć "Nigdy pani nie widzieliśmy, nie mamy dzieci..."- otarła policzki. -W każdym razie mam nazwisko należące tylko do mnie, bo moi rodzice dostali inną tożsamość... Jestem samotna w tłumie. Jestem otoczona fałszywymi ludźmi. Nie wiem, komu ufać. Nic nie wiem. JA! Hermiona Granger, nic nie wiem...- przytuliła się do poduszki, ale Pansy ją jej wyrwała i sama ją przytuliła. Płakały sobie w objęciach. Tego im było trzeba. Kogoś, kto zrozumie i pozwoli wypłakać się na ramieniu, nie mówiąc nic. Ta sielanka po dłuższej chwili została przerwana.

-Hermiono, zrobiłabyś mi zadanie z Hist.... Co ta dziwka tu robi?- spytał się Ronald stojący w przejściu, mierzący ślizgonkę wściekłym spojrzeniem. Zanim Hermiona powiedziała cokolwiek, ciemnowłosa stała już naprzeciw rudzielca i zadała mu ostry cios w policzek.
-Nie wstyd ci wykorzystywać dziewczynę, z którą zerwałeś dla tłumu innych? Nie wstyd ci krzywdzić ją jeszcze bardziej? Idź, niech ci Lavender odrobi zadania domowe. Jeszcze tylko raz zobaczę, że do niej podchodzisz a oberwiesz o wiele gorzej. Wyjdź stąd Weasley, albo inaczej pogadamy!- Syczała przez zęby, patrząc na niego z wściekłością. Chłopak ze strachem w oczach czym prędzej się wycofał, a już spokojna ciemnowłosa usiadła obok zszokowanej gryfonki.

-Dzięki... Nie musiałaś...
-Musiałam. Inaczej znów byś uległa i znów robiła za niego pracę domową i potem znów by przyszedł a ty byś cierpiała. A ja nie chcę, żebyś płakała...- Spojrzała jej w oczy, w których była tylko troska. Zero pustki. Wystarczyła tylko chwila wspólnej rozmowy, by te puste, szklane oczy ożywiły się i znów połyskiwały niczym liście Zakazanego Lasu w świetle słońca. Wtuliła się w nią. Nic nie mówiła. Obie wiedziały wszystko. Słowa zniszczyłyby tylko chwilę. Ciemnowłosa przytuliła ją do siebie. Siedziały tak aż do zamknięcia biblioteki. Szły spacerkiem, milcząc, aż do schodów. Spojrzały po sobie.

-Nie chcę wracać do mojego dormitorium... Znów wytną mi jakiś numer...
-Też nie chcę wracać. Będą się na mnie rzucać jak na mięso...- obie skrzywiły się z niesmakiem. Hermiona spojrzała na koleżankę i w jednej chwili podjęła decyzje. Złapała ją za dłoń i pociągnęła schodami na górę.
-Hej! gdzie mnie wleczesz?- krzyknęła na nią odrobinę rozbawiona. Hermiona nie odpowiedziała. Zatrzymały się koło gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami na siódmym piętrze. Ciemnowłosa wciąż patrzyła na nią z niezrozumieniem. Czekoladowooka zaczęła chodzić przy ścianie. Chcę pokój, w którym będziemy mogły przeczekać noc. Chcę pokój, w którym będziemy mogły przeczekać noc. Chcę pokój, w którym będziemy mogły przeczekać noc. Po chwili na pustej ścianie pojawiły się podwójne drzwi, wyglądające jak te do dormitoriów. Otworzyła je i wepchnęła Pansy do środka.

Pomieszczenie było dwa razy większe niż dormitorium dziewczyn. Całość była urządzona w kolorach ich domów. Kominek, kanapa, dwa fotele, stolik, barek, biurka, półka z książkami, dwa łóżka, stojące obok siebie, oddzielone jedynie etażerką, komody i małe drzwi, mogące prowadzić do łazienki. Hermiona usiadła na sofie a Pans po chwili namysłu ruszyła do barku. Nalała im obu po szklance ognistej i przelewitowała je oraz whiskey na stolik. Usiadła koło niej i sięgnęła po szklankę. Drugą podała dziewczynie obok, która patrzyła na napój wilkiem.
-Nigdy nie piłam nic, prócz kremowego...- powiedziała niechętnie.
-No wiesz... Zawsze musi być ten pierwszy raz...- powiedziała, przygryzając lekko wargę, jakby ukrywała w tym zdaniu więcej sensu. Hermiona kiwnęła niepewnie głową i wzięła łyk. Paliło. Okropnie. Przełknęła z trudem i spojrzała zawistnie na pijącą duszkiem koleżankę.

-Ja się tak nie bawię! Za mocne to-to...- wskazała palcem na stojącą spokojnie butelkę. Zielonooka wybuchła przyjemnym dla ucha, rozbawionym śmiechem.
-Wreszcie cię w czymś przebiłam?- spytała zaczepnie. Czekoladowe oczy powoli przysłaniała furia, ukryta za zmrużonymi powiekami. Przyłożyła szklankę do ust i wypiła wszystko jednym łykiem, od razu nalewając sobie drugą szklankę i robiąc z nią dokładnie to samo co z poprzednią. Pan zagwizdała z podziwem i zabrała jej butelkę, nawet nie siląc się na przelewanie bursztynowego płynu do szklanki. Pociągnęła z gwinta.
-Ej! Ja to piłam!- oburzyła się Granger.
-To pij- podała jej.

Z godnością odebrała butelkę i wzięła parę łyków. Duma jej nie pozwalała przestać, mimo, że alkohol już powoli na nią działał a gardło szczypało niemiłosiernie. Oddała ślizgońce butelkę, którą z chęcią przyjęła i znów pociągnęła parę sporych łyków. Próbowały się wzajemnie przepić. Każda chciała udowodnić drugiej, że jest lepsza. Nie wyszło. Gdy były w połowie drugiej butelki, to jest, pół godziny później, Pansy przybliżyła się do niej i spojrzała jej w oczy.
-Wiesz, że jesteś piękna? Czemu myślisz, że wszyscy lecą na ciebie albo dla darmowych prac domowych albo za uratowanie świata. Jesteś wartościową dziewczyną, która zasługuje na coś więcej niż jakiegoś bezmózga latającego za tobą z pergaminem. Powinnaś uwierzyć w siebie, wiesz?

-Ja....-Hermiona nie mogła wydusić z siebie słowa. Wzięła głęboki oddech. -Znajdź mi kogoś, kto wymieni mi moją ulubioną książkę, ulubiony i znienawidzony przedmiot oraz mój  znienawidzony kolor.- Pansy prychnęła i spojrzała na nią z uśmiechem.
-Uwielbiasz Historię Hogwartu, którą czytasz za każdym razem, gdy nie odzywasz się do swoich przyjaciół. Najbardziej kochasz eliksiry bo tu trzeba skupienia i logiki, żeby czegoś nie schrzanić a nauka czarów jest za łatwa. Nie cierpisz wróżbiarstwa, bo uważasz, że mimo wszystkich przepowiedni, które do tej pory się spełniły, to jest stek bzdur, oraz nienawidzisz Trelawney. Nie możesz patrzeć na różowy. Żaden odcień. Kojarzy ci się z Lavender Brown, która go wręcz ubóstwia. Coś jeszcze?

-Skąd... Skąd to wiesz?- spytała. Nigdy by nie pomyślała, że ślizgonka wie o niej więcej niż jej były.
-Proszę cię! Myślisz, że dokuczałam ci tylko dla reputacji i rodziców? Chciałam, żebyś zwróciła na mnie uwagę. Już w drodze do Wielkiej Sali na przydział modliłam się, byś trafiła razem ze mną do Slytherinu. Później zaczęłaś się trzymać z Potter'em, a ja... Cóż... podrywałam Dracona, by nie myśleć o tobie. Kiepsko mi to szło...- nie patrzyła na nią. Patrzyła na swoje stopy. W tym momencie przeklinała alkohol, który wypiła. Był dla niej gorszy niż Veritaserum. Złapała ją za rękę, ale brązowowłosa odskoczyła.

-Dość! Po co to robisz, co? Zakład z kolegami, że uwiedziesz szlamę? Czy może chcesz mieć się z czego nabijać? Moje łzy nie wystarczyły? Zostaw mnie!- krzyknęła, gdy atakowana podnosiła się z kanapy. Rzuciła się na łóżko a wokół niego pojawił się gruby baldachim. Płakała. Po prostu znów płakała. A ślizgonka to słyszała. Zaklęła głośno i usiadła na swoim łóżku.
-Hermiono... Ja cię na serio lubię... Ja... Proszę, nie płacz...- nawet nie próbowała podchodzić do jej łóżka. Wiedziała, że to by pogorszyło sprawę. Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Usłyszała szuranie, a moment później materac ugiął się pod czyimś ciężarem. Otworzyła oczy. Hermionka właśnie siedziała na jej łóżku ze łzami w oczach.

Hermiona wiedziała, że gdyby nie alkohol, wcale by się na to nie zdecydowała. Usiadła na jej biodrach i pocałowała głęboko. Spodziewała się odrzucenia, ale nic takiego nie nastąpiło. Ślizgonka po chwili bierności sama odwzajemniła pocałunek, przygryzając jej wargę i łagodząc ukąszenie koniuszkiem języka. Pocałunek był krótki, ale dla obu trwał wiecznie. U jednej wywoływał on dreszcze, u drugiej tworzył motylki w brzuchu. Ich wzajemny dotyk parzył, ale one w tym momencie chciały spłonąć w ramionach drugiej. Granger oderwała się od niej i oparła swoje czoło o czoło Pansy.
-Jeśli to był zakład....- szepnęła w jej usta. Bała się jutra, ale postanowiła żyć tak, jakby jutra miało nie być. -To go wygrałaś, Pansy...- zeskoczyła z niej i momentalnie schowała się za czerwonym baldachimem swojego łóżka. Zielonooka spojrzała za nią po raz ostatni i zamknęła oczy. Spodziewała się, że już dziś nie zaśnie.

Ciemnowłosa otworzyła oczy i spojrzała na zegar. Dochodziła ósma. Niedługo zacznie się śniadanie. Usiadła na materacu i zastygła w bezruchu. Nie było łóżka Hermiony. Było tam puste miejsce. Żadnych śladów bytności kogokolwiek jeszcze w pomieszczeniu. Na etażerce zaś leżała kartka. Wzięła ją do ręki.

"Zapomnij o wczoraj. Zapomnij o spotkaniu w bibliotece, o wspólnym piciu i, najważniejsze, o pocałunku. Zapomnij o tym, co się działo. To się nie powtórzy i nie wracajmy do tego. Jeśli chcesz się ze mnie nabijać, proszę bardzo. Mam to gdzieś. Ale wiedz, że nigdy ci tego nie wybaczę.
Uwiedziona"

wtorek, 13 sierpnia 2013

Liebster Award (za BIP nie wiem za co...)

Za Boga nie mam pojęcia czemu, ale kochana Andzik nominowała mnie na Liebster Award. W każdym razie dziękuje, ale wciąż nie sądzę, że zasłużyłam.

Pytania od niej:
1. Czym najbardziej ujęła Cię saga "Harry Potter?"
2. Twój ulubiony nauczyciel z Hogwartu?
3. Czekoladowe żaby czy Fasolki Wszystkich Smaków? :P
4. Skąd najczęściej czerpiesz inspiracje do pisania?
5. Jakiej postaci z HP nie lubisz?
6. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot szkolny? Dlaczego?
7. Wolisz koty czy psy?
8. Twój największy lęk/fobia?
9. Jak zareagowałabyś, gdybyś się dowiedziała, że pani Rowling zdecydowała się napisać ósmą część sagi o Harrym?
10. Jakiego słowa/zwrotu często używasz? :)

I moje odpowiedzi:

1. Szczerze mówiąc, nie wiem. Może to postacie, może magia ^^ albo po prostu cała atmosfera tajemnicy, zagadek, przygód. Kocham takie filmy i książki.
2. Severus Snape. Jego odwaga, charakter, poświęcenie i oddanie pasji są godne podziwu. No i dręczy Gryfonów ^.^ a ja, jako rasowy i przykładny Ślizgon jestem z tego dumna :D
3. Zdecydowanie Faslki. Nie lubię, jak moje jedzenie rusza się na talerzu... Może jestem dziwna...
4. Z komentarzy, rozmów... W sumie natchnienie najczęściej dopada mnie, gdy jadę na rowerze lub idę na spader. Ale w tajemnicy <lols> powiem jeszcze, że mam osobistą wenę, dzięki której mam w ogóle chęć pisać. Bez niej mój świat byłby nudny i bezbarwny <3 :* Kocham Cię, skarbie.
5. Zdecydowanie Ronalda Weasley'a. Wkurwia mnie kolo. no naprawdę. Jest rudy, tępy i żyje w blasku sławy Harry'ego. Ale jak już mu coś nie pasi to tragedia narodowa! No błagam!
6. Eliksiry i Obrona. Eliksiry, bo sama lubię coś pokombinować przy garach xD oraz dlatego, że uważam to za bardzo ważny element magicznego świata. Bez eliksirów wiele rzeczy byłoby dla nas niedostępnych, jak szybkie regenerowanie kości, doba nieustannego szczęścia lub pomoc wilkołakom podczas przemiany. Obrona zaś dlatego, iż uważam to za fascynujące i ważne, żeby posiadać ogólnikową wiedzę na temat Czarnej Magii i oczywiście sposoby, by się od tego uchronić.
7. Oba. Uwielbiam pieski <3 Miałam jednego, jak jeszcze mieszkałam w Polsce. Lucky, nowofundland. Słodziak jakich mało. Sama też pracowałam jako wolontariuszka na obozie szkoleniowym dla piesków w wieku 12 lat. I żeby była jasność. Tam ćwiczyli na wystawy, a nie szkolili bestie. Kotki zaś uwielbiam, bo są słodziutkie, kochane i niezależne. Miałam dwa kotki, i teraz też jednego mam. Moja Fifi :3 Ale czasami zachowuje się jak pies. Łazi za mną i w ogóle chyba jej matkę zastępuje o.O
8. Arachnofobia i Trypanofobia. Za pająkami i igłami zdecydowanie nie przepadam. Na psychologii jak mi pająk przebiegł po ławce to resztę lekcji spędziłam uspokajając się, płacząc i pijąc wodę, bo dojść do siebie nie mogłam. Lexie, pamiętasz? xD Igły natomiast to mój wróg numer jeden. Pewnie ma to coś wspólnego z tym, że od małego gacka ciągle siedziałam w szpitalu i mnie nakłuwali. A ja nie mam żył! x,x Są niewidoczne nawet teraz, po operacji ;/
9. Well, she did. I jak usłyszałam wywiad o tym to razem z Lexie skakałyśmy po ścianach. Nie mogę się doczekać! IiIIIiiiiIIIiiII xD
10. No kurwa! To mi pytanie xD Oczywiście, że "No kurwa!". Ewentualnie "Wyjdź przez okno bo do drzwi nie dojdziesz" mojego autorstwa xD

Wiem, mam wyczerpujące odpowiedzi. Dalej, Andzik, czytaj czytaj :3 A że już wcześniej otrzymałam Liebster Award to wrzucę te same osoby :D


1. Lexie L
2. Karolina
3. Bellatrix
4. Eve
5. Pete
6. Hiro ki
7. Dżen
8. Sole
9. Lilka
10. Strega Bianca
11. Andzik- I mam to gdzieś, że właśnie jedno dostałaś, skoro wcześniej moje też było! xD


Pytania:
1. Ulubiona piosenka?
2. Co sprawiło, że teraz piszesz to opowiadanie?
3. Co cie motywuje?
4. Czy ktoś ci kiedykolwiek pomógł, jeśli tak, to kto?
5. Co myślisz o własnym tworze wyobraźni?
6. W czym pomaga ci pisanie?
7. Jak zaczęła się twoja historia z HP?
8. Czy ktokolwiek mówił ci, że masz do tego talent?
9. Jak długo piszesz, nie tylko to?
10. Ile Fanfiction przeczytałeś/aś? Daj jedno ulubione.

Dziękuje za uwagę, do widzenia.
Alex vel Diabełek vel Wilku vel Szatan vel Misio vel Szczeniak vel Narzeczony vel Ósmy vel Phantom vel Ninja :3

niedziela, 11 sierpnia 2013

Harry Potter i Nowa Prawda: I Listy

Pierwszą przesyłką, za którą się wziął była gazeta "Prorok Codzienny". "Prorok" to czarodziejska gazeta opisująca wszystkie ważne wydarzenia magicznej Anglii. Sowa z wydawnictwa nie czekała na niego. Opłacał roczną prenumeratę z góry. Niby po tych wszystkich bzdurach, które o nim wypisywali, i poniekąd nadal wypisują, powinien przestać ją czytać, ale sądził, że trzeba znać wszystkie nowinki, plotki oraz informacje. Kto wie, co może się przydać? Rozłożył gazetę i aż zachłysnął się powietrzem.


Sami-Wiecie-Kto
w Ministerstwie!
Karty na stół?

Wczoraj równo o godzinie 6 po południu do gmachu ministerstwa aportowali się śmierciożercy wraz z Sami-Wiecie-Kim. Nikt by go nie rozpoznał po jakże obraźliwym opisie Harry'ego Potter'a. Wyglądał jak Tom Marvolo Riddle w czasie, gdy odbierał swój Order Merlina za zasługi w Australii przy modernizowaniu czarami mugolskiego transportu. Śmierciożercy ciasno otaczali swego przywódce i nie pozwalali nikomu go tknąć, odbijając wszystkie klątwy, samemu nie atakując. Zaskakujące, jak na grupę morderców. Wciąż eskortowany, Czarny Lord stanął na Fontannie Braterstwa i zabrał głos. Tu jest cytat jego przemówienia.

"Nie chcemy was skrzywdzić! Będziemy się bronić, jeśli nas zaatakujecie, ale nic poza tym. Mam dla was ciekawostkę. Dumbledore, kawaler Orderu Merlina pierwszej klasy, jest, uwaga... Oszustem. Tak, dyrektorze, czas na ziarno prawdy. Jest on oszustem i manipulatorem. Mówi kłamstwa na mój temat, by jego przekręty wyblakły. Serio myślicie, że uważam mugoli, mugolaków i różne rasy jako podgatunek? Że moi zwolennicy marzą o wymordowaniu, wybaczcie mi wyrażenie, tych, którzy babrają się szlamem? Jestem pół-krwi! Nie miałem kolorowego dzieciństwa, ale nie było złe. W dodatku takie destrukcyjne działania mogłyby jedynie doprowadzić do wymordowania setek tysięcy czarodziejów i ludzi niemagicznych, a niektóre magiczne rasy całkowicie zostałyby skazane na wymarcie, jak na przykład wampiry czy już dziesiątkowane wilkołaki. Ja i moi przyjaciele nie uśmiercamy niewinnych, my im pokazujemy prawdę. To oni sami uśmiercają się po odnalezieniu światła. Kolejna ciekawostka o szanowanym obywatelu i członku rady Wizengamotu. Kto wiedział, że fascynuje się różnorakimi językami? Nie koniecznie tylko ludzkimi. Porozumiewa się z trytonami, z testralami i, co ciekawsze, z wężami! Na piątym roku wcale nie wiedziałem, gdzie leży Komnata Tajemnic. Dalej nie wiem! Owszem, komunikuje się z wężami, ale nie ja jedyny. Czy nadal wierzycie, że Dumbledore jest cnotliwą ikoną światła? To tylko część prawdy! Prawdy, której od niego nie dostaniecie! Harry Potter także został oszukany. I to nie tylko przez niego, ale przez wielu. Jeśli kiedykolwiek się o tym przemówieniu dowiesz, Harry, to wiedz, że ty też musisz poznać prawdę, nową prawdę o sobie. Jednakże sądzę, że to powinno jeszcze zostać naszą tajemnicą. Teraz pozwólcie nam w spokoju opuścić ten budynek, skoro żadnych szkód nie uczyniliśmy. Żegnajcie, oświeceni!"

Przemowę uwieńczył wystrzeleniem Mrocznego Znaku nas sufitem Ministerialnego hall'u, mimo, że nie było żadnych poszkodowanych. Niestety, dyrektor Dumbledore odmawia komentarzy w tej sprawie a my nie mieliśmy szans porozmawiać z naszym Chłopcem-Który-Przeżył. Przysięgamy, że będziemy badać tą sprawę, aż w końcu nie dowiemy się prawdy. Wasza Rita Skeeter."

Harry przebiegł po tekście jeszcze raz i wzruszył ramionami, odkładając gazetę na bok. Co mu może wielki Lord Voldemort powiedzieć? Że Weasley'owie go szpiegują? Że Granger udaje jego przyjaciółkę, by przekazać wszystko, co o nim wie dyrektorowi? Że dyrektor trzyma go w złotej klatce, by pokonał najsilniejszego czarnoksiężnika wszech czasów? Już dawno to wiedział. Cóż tu rzec. Prócz wrodzonej intuicji, która tak ogółem mówiąc jest nieomylna, ma wrodzony fałszoskop, dzięki któremu wyczuwał ich obłudę na odległość kilometra. Rozpoznawanie kłamstw w jego przypadku okazywało się w dziwaczny sposób. Odczuwał wtedy lekkie dudnienie w skroniach. Tylko w Swojej Komnacie miał od tego spokój. Zabrał się za drugą przesyłkę, przybywającą od jakże uroczej Hermiony.

Drogi Harry!
Cieszę się, że mogłam do Ciebie napisać! Dyrektor zakazał nam pisania do Ciebie, w obawie, że nasze sowy zostaną przechwycone, lub będą śledzone, co doprowadzi Śmierciożerców do Ciebie, a przecież nie można czarować poza Hogwartem. Mam dla Ciebie parę ciekawych informacji.
Wiedziałeś może o czymś takim jak Zakon Feniksa? To organizacja działająca w czasach pierwszej wojny z Sam-Wiesz-Kim w celu obalenia jego terrorystycznych rządów. Z nieoficjalnego źródła wiem, że zostanie on reaktywowany. Świetnie, co? Dyrektor chcę Cię stąd zabrać do miejsca, gdzie znajduje się Tajna Kwatera. To dom jednego z nas, osoby, której ufasz bezgranicznie. Eskorta wpadnie po Ciebie w twoje urodziny, nie mogę napisać o której.
Napisz do mnie coś bardziej konstruktywnego. Wiem, że się martwisz tym, co się stało, ale ja ci wierzę, że nie miałeś z tym nic wspólnego. Gdyby tak było, to byś mi powiedział... Prawda? Czekam na list od Ciebie z niecierpliwością.
Całusy, Hermiona

Harry czytając to co rusz wykrzywiał się w grymasie pogardy. Czego to ona jeszcze nie wymyśli... Zgniótł papier i podpalił go bezróżdżkowo i niewerbalnie. No cóż, trzeba ćwiczyć, żeby być mistrzem. Wziął kolejny list do ręki i znów się skrzywił. Ten był od Ministra.

Drogi Panie Potter.
Zapewne zastanawia się pan, dlaczego do Pana piszę. Otóż powód jest prosty jak drut. Postanowiliśmy, że skoro Sam-Wiesz-Kto powrócił powinien Pan dostać dodatkowe prawa. Usunęliśmy Twój namiar oraz udzielamy Ci pozwolenia na animagię niezarejestrowaną, teleportację, świstokliki, czarną magię, zaklęcia niewybaczalne oraz na stosowanie magii w otoczeniu mugoli, tudzież na nich samych. Ma pan również prawa równe Aurorom i jeśli tylko Pan zechce, otrzyma Pan swoje własne umundurowanie i odznakę aurorskie. Strój jest zabezpieczony przed większością klątw, natomiast odznaka jest komunikatorem informującym stróży prawa o sytuacjach kryzysowych. 
Z wyrazami szacunku,
Korneliusz Osfald Knot

Czytając ten tekst natomiast śmiał się w głos. To oni niby usunęli mu namiar! W dodatku właśnie w tym momencie dali mu prawo do legalnego torturowania niemagicznych. W kopercie znalazł też mały, plastikowy prostokąt z jego zdjęciem, danymi i wypisanymi wszystkimi przywilejami i prawami, który okazał się być niczym innym jak magicznym dowodem tożsamości. Został na nim odznaczony jako Auror Specjalny. Łzy śmiechu wciąż kapały z jego oczu, a on nie mógł się powstrzymać. W przerwach między spazmami chichotów napisał zwięzłą odpowiedź, że owszem, chciałby dostać wyposażenie aurorskie oraz ładnie podziękował za przywileje, jakimi go obdarzono. Zwinął kartkę papieru w rulon i wysłał swoją sowę z odpowiedzią, jednocześnie wkładając kawałek plastiku do swojego portfela. Sięgnął po kolejny list.

Hej, Szczeniaku!
Piszę do Ciebie, bo od Severusa wiem, że nie masz już namiaru. Ja też złożyłem przysięgę, która miała za zadanie uniemożliwić mi mówienie Ci jakichkolwiek szczegółów o Twoich rodzicach. Jest wiele rzeczy, które musisz wiedzieć, a których nikt inny Ci nie powie.
Lily była bardzo zdolną czarownicą, która gardziła takimi jak Syriusz czy Twój ojciec. Dopiero na szóstym roku zawarli rozejm a w ostatniej klasie między nimi zaiskrzyło. Ze mną przyjaźniła się od trzeciej klasy, ale tylko dlatego, że nie byłem taki jak Łapa czy Rogacz. Wstydzę się tego, że nie byłem na tyle odważny, by im się przeciwstawić i by im przeciwdziałać. Nie byli oni tacy święci i cudowni, jak większość o nich mówi. Byli żartownisiami, kawalarzami... Byli dręczycielami. Wyżywali się na innych, głównie na ślizgonach, z zupełnie nic nie znaczących powodów. Lily takimi gardziła. Zwierzyła mi się kiedyś, że Tiara chciała ją przydzielić do Slytherinu. Pasowałaby tam. Ale ona stwierdziła, że Gryffindor jej potrzebuje, bo inaczej ta szkoła nie przetrwa. Severus był biedny, bo on dodatkowo obrywał za to, że przyjaźnił się z Lilką. Potem obrywał za obrażenie jej w piątej klasie, ale to inna historia.
Teraz powiem Ci coś, o czym chcę, byś wiedział. Mam wątpliwości co do tego, czy Jasna strona jest taka "jasna", jeśli mnie rozumiesz. Dumbledore wiele dla mnie zrobił ale... Ostatnio wyraził się dość jasno, że mam zabrać Cię do siebie na te święta i następne wakacje, oraz że mam mu mówić o wszystkim, co się u ciebie dzieje. Nie zrozum mnie teraz źle. Jesteś dla mnie jak mój własny syn i zapewne będę Cię wypytywać o to, co Cię męczy. Chcę żebyś wiedział, że odmówiłem tego dyrektorowi. Nie był pocieszony. Sądzę, że on chce Cię kontrolować. Uważaj na siebie.
Trzymaj się,
Lunatyk (wcale nie Lunio!)

Ten list go ucieszył i rozczulił. On jako jedyny wysilił się, by mu powiedzieć prawdę. To jest znak, że Remusowi na nim zależy. Cieszył się, że ma choć jednego prawdziwego przyjaciela. Mimo dość realnego, że tak to ujmę, opisu jego rodziców, ten list pokazał, że jest na świecie ktoś, kto chcę po prostu jego szczęścia. Wziął kartkę papieru i długopis, by odpisać mu podziękowania za wszystko i oznajmić, że dla niego przez ten dość krótki czas znajomości on był jego ojcem. Wyraził też w tym liście swoją wielką chęć bycia jego oficjalnym synem i dodał, że ufa mu w stu procentach. Hedwiga już zdążyła wrócić, ale gdy zobaczyła Potter'a zbliżającego się z kolejną wysyłką to fuknęła na niego i wleciała na szafę. To mu przypomniało o transmutacji ubrań i rzuceniu na nie paru czarów.

Chciał, by ubrania te nie niszczyły się i same dopasowywały do jego rozmiaru. Nie był pewny, czy jego drobna, chuda sylwetka nie zmieni się niedługo, bo właśnie był w fazie końcowej ważenia eliksiru swojego pomysłu, który był jakby suplementem diety wspomagającym przyrost masy ciała, tkanki mięśniowej i wzrost kości oraz dostarczał organizmowi wszystkie brakujące witaminy. Był głównie na bazie wysoko-witaminowych owoców, miał też w sobie krew jednorożca podarowaną dobrowolnie i odrobinę jego włosia. Złapał sowę i wysłał list, by ponownie sięgnąć po przesyłkę ze zmniejszającego się już stosu.

Młody!
Wiem, że nie powinienem pisać, ale po prostu nie mogłem się doczekać, by Ci to powiedzieć. Dumbledore chce Cię poświęcić w walce z Voldim! Podsłuchałem jego rozmowę z kimś, kogo za nic nie kojarzę. Mówił coś o tym, że poświęcenie Ciebie to jedyny sposób, by odwrócić Jego uwagę od potencjalnego zagrożenia czyhającego na tego Gada.
Ukrywam się w Kwaterze, która, no cóż, jest moim domem. Remus też tu mieszka. Chciałbym z nim porozmawiać o moich spostrzeżeniach, ale boję się, że dyrektor nas podsłucha. Nie chcę sobie narobić kłopotów. Drugi raz białobrody do paki mnie nie wpakuje! Nie pytaj, nie rozmowa przez sowy. Chciałbym Cię oficjalnie adoptować, ale cóż... Ministerstwo, te sprawy... Jak tylko mnie uniewinnią to pierwsze co zrobię to pójdę do Działu Adopcji i złożę tam papiery. Jak twoja nauka animagii? Ćwiczysz? Mam nadzieję, że nie zostaniesz jakimś łabędziątkiem, lub co gorsza, kotem dachowym. Ughh! Tego bym nie zniósł. Wystarczyły mi już Norris i McGonnagall ganiające mnie po zamku za moich czasów. Ale ja staro brzmię. Pamiętaj. Skupienie, medytacja, skoncentrowanie się na swoim wnętrzu. Już nie długo i będą lepsze efekty. Nie martw się, ćwiczysz tylko rok.
Będę kończył. Pamiętaj, u mnie Twoje sekrety są jak złoto u Gringott'a. Niedostępne dla niepowołanych. Jeszcze jedno... Wiem, że już Ci to proponowałem, ale chciałbym, byś ze mną zamieszkał jak tylko będzie możliwość. Chciałbym być twoim ojcem, jesteś mi bliższy niż rodzina. Chociaż Rogasia dalej nie pobiłeś! Jak się spotkamy, opowiem Ci tyle historii z moich czasów... Szykuj się, to groźba, nie obietnica.
Kocham Cię, Młody
Wąchacz

Uśmiechnął się na kolejne wyznania miłości i przypływu ojcowskich uczuć. Na ten list nie odpisał. Chciał mu wszystko przekazać jak się spotkają. Także uważał, że tego typu rozmowy powinny być prowadzone twarzą w twarz, a nie przez wysyłki. Zostały jeszcze dwie koperty do rozwinięcia. Jedna błękitna, druga zielono-czarna. Najpierw postanowił odczytać tą jasną, zgadując kto to może być. Nie pomylił się.

Drogi Harry!
Wiem, że możesz się czuć zagubiony po wydarzeniach na cmentarzu. Rozumiem to. Zobaczyć śmierć na żywo i samemu ledwo jej uniknąć...
Mam nadzieję, że tęsknisz za swoimi przyjaciółmi, bo już niedługo znów się z nimi spotkasz. Przyjedziemy po Ciebie, by zapewnić Ci wystarczające bezpieczeństwo do końca lata. Martwię się o Ciebie, chłopcze. Zmiany, które ostatnimi czasy u Ciebie zaobserwowałem są dość przerażające. Nie odwracaj się od przyjaciół, każdy ich potrzebuje. Nawet tak silny czarodziej jak ty czy ja. Musisz mieć kogoś, komu ufasz. Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć i w potrzebie zawsze przyjdę Ci z pomocą. 
Niestety, nie wiem, czy zobaczymy się w te wakacje, a mam Ci coś do ofiarowania na Twoje piętnaste urodziny. Nawet jeśli nie jesteś pewny, czy możesz zaufać jakiemuś człowiekowi, ten prezent powinien Ci pomóc zwalczyć kwestie samotności.
Trzymaj się dobrze, Harry
Albus Dumbledore.

I już mu ciśnienie skoczyło. Dumbledore się o niego martwi? Bzdura! Ma się nie odwracać od przyjaciół? A co? Za ciężko będzie tak silnemu czarodziejowi znaleźć nowych szpiegów? Warczał, gniotąc papier w ręku i spalając go w zaciśniętych dłoniach. Włożył rękę do środka i wyciągnął pudełko rozmiarów zapałek. W jego dłoni zaś powiększyło się ono do rozmiarów pudełka na buty. Rozwinął papier i ukazało mu się terrarium z małym, zielonym wężem w środku. Do szyby przyklejona była mała karteczka.

To Mamba Jamesona. Bardzo jadowita.
Masz moje pozwolenie na zabranie i Hedwigi i jego do szkoły.
Ma miesiąc. Nazwiesz go jak zechcesz, od dziś jest twój.
A.D.

Uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej na coś się wreszcie przydał ten kłamca. Postawił terrarium na biurku i otworzył pokrywę. Wąż spojrzał na niego zaspany i zasyczał delikatnie.

-Mama?
-Nie, nie jestem twoją mamą. Ale chcę być twoim przyjacielem.
-Czyli ty będziesz moim panem? W naszym szklanym domku mama mówiła, że często dwunogi przychodzą po jednego z nas i zostają naszymi właścicielami. My zawsze jesteśmy wierni swoim panom.
-Cieszy mnie to, ale mów mi Harry. A ty, masz jakieś imię?
-Mama mówiła, że to właściciel ma mi nadać imię...
-A jakie ci się podoba?
-Serpens...- zasyczał niepewnie.
-To będziesz Serpens- uśmiechnął się do niego. Serp zasyczał radośnie i z powrotem zamknął oczy.

Zadowolony opuścił pokrywę i wziął do ręki ostatni list. Tego to się szczerze mówiąc nie spodziewał.

Harry!
Zapewne zastanawiasz się, czemu do Ciebie piszę... Chociaż, jeśli czytałeś Proroka... W sumie, nie powinieneś być tym zaskoczony. Mam nadzieję, że Petunia i jej mąż są dla Ciebie dobrzy. Pozdrów ją ode mnie, jeśli możesz. I, gdybyś mógł, użyj mego prawdziwego imienia.
Dla jasności, dlaczego piszę, powiem krótko. Chcę się z tobą spotkać. I nie, wcale nie chcę cię uśmiercić. Dlaczego miałbym chcieć śmierci... Z resztą, dowiesz się, jak pogadamy, to nie jest coś, o czym powinieneś dowiedzieć się poprzez list. Kontynuując, ten papier był nasączony eliksirem prawdy, wiem, że wiesz jak to działa i jak to sprawdzić, oraz rzuciłem na niego zaklęcie przysięgi. Ja, Tom Marvolo Riddle przysięgam, że nie będę nigdy, w żaden sposób próbował uśmiercić Harry'ego James'a Potter'a. Nie pozwolę też, by uczynił to ktoś inny, chroniąc go za wszelką cenę. Widzisz? Właśnie objąłem Cię moją opieką. W sumie, i tak bym to robił, bez przysięgi też. Nigdy nie chciałem cię zabić. Ale o tym porozmawiamy, kiedy już się spotkamy. Mam nadzieję, że za niedługo. Zaintrygowany? Wyślij Hedwigę z odpowiedzią. Znajdzie mnie. Na wszystkie pytania odpowiem, kiedy się zobaczymy.
Oh, mój mały Harry. Tyle lat Cię nie widziałem. Mam ci tyle do powiedzenia. A w szczególności prawdę. Niektóre rzeczy Cię zszokują, więc przygotuj się na wstrząs.
Miej się dobrze i nie daj się wrogom,
Tom Marvolo Riddle

Cóż... Treść była więcej niż szokująca. Przeczytał to wszystko jeszcze raz, spojrzał na podpis i poleciał do kufra, by wyjąć stamtąd fiolkę z fioletowo-porzeczkowym płynem w środku. Wylał go na róg pergaminu i obserwował jak złote nitki wspinają się na samą górę listu. Gdy tam dotarły, zaświeciły się na zielono, omijając miejsce z przysięgą, tam świeciły się na srebrno. Czyli jednak Lordzina mówił prawdę. Schował w połowie pustą fiolkę z powrotem do kufra i odłożył list tam, gdzie dał listy od Łapy i Lunia. Spojrzał w stronę biurka, by zobaczyć, że Serpens dalej słodko drzemie. Przeniósł wzrok na klatkę z Hedwigą, która wyglądała na nieźle wykończoną. Wziął pergamin i jedno z najlepszych piór i napisał odpowiedź do Voldemort'a, Spojrzał na sowę przepraszająco, a ta już wiedziała, o co chodzi. Po pięciu minutach walki z bardzo zmęczonym ptakiem wreszcie przywiązał jej rulonik do nóżki i wypuścił za okno, mówiąc do kogo ma to zanieść.

Obserwował jej lot dopóki nie zniknęła mu z oczu i odwrócił się w kierunku swoich rzeczy. Czas, by zmienić swój wizerunek. Już dawno temu znalazł parę przydatnych zaklęć, które sprawiłyby, że przestałby wyglądać jak totalny dziwoląg. Postanowił je zastosować. Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje okulary. Skrzywił się teatralnie i zdjął je, rzucając na siebie uprzednio Viziune*. Jego wzrok od razu się poprawił. Przyjemnie było po tylu latach widzieć swoją twarz bez tych okrągłych oprawek. Następnie zajął się włosami. Jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, gdy machał różdżką nad swoją głową. Nie był w tych sprawach tak dobry jak dziewczyny, ale warto spróbować. Otworzył oczy i ujrzał swoje nowe odbicie.

Uśmiechnął się do siebie. Perfekcyjny Undercut. To właśnie chciał osiągnąć. Wreszcie zaczynał wyglądać jak człowiek. Zegarek na jego ręce zaczął piszczeć, oznajmiając mu, że ma trzy minuty do dodania ostatniego składnika do swojej mikstury. Wyciągnął spod łóżka deskorolkę, którą sobie sprawił, gdy był na zakupach. Na niej usadowił swoje prowizoryczne miejsce do ważenia. Nie mógł postawić tego na biurku, a mikstura musiała być podgrzewana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zabezpieczył łóżko, ścianę, parkiet i deskę czarami przeciwpożarowymi i w ten sposób ważył swój eliksir. Wrzucił tam startą skórkę cytrynową, wlał sok z arbuza i wrzucił parę szczypt rogu dwurożca.

Wywar zabulgotał i zmienił swą barwę na limonkowo-cytrynowy a zapach stał się bardziej wyraźny. Można było odróżnić poszczególne owoce dodane do mieszanki; cytrynę, truskawki, jabłko, arbuza. Dało się też wyczuć miętową nutę. Odstawił to na chwilę, by temperatura spadła i przygotował starannie wyczyszczone butelki po piwie kremowym. No cóż, dawkowanie tego jest dość spore, jedna butelka na dzień, ale w ten sposób już w tydzień urośnie i nabierze masy mięśniowej. Przelał wywar idealnie do siedmiu butelek, nie zostało ani kropli. Złapał pierwszą i wypił duszkiem. Smakowało jak sok owocowo-miętowy. Uśmiechnął się. Smak, zapach i kolor idealne. Schował kociołek i butelki z eliksirem do schowka pod panelami i ruszył w kierunku szafy. Czas na nowe ubrania.

Wyrzucił wszystko na środek pokoju. Machnięciem różdżki porozdzielał to na topy, spodnie, bluzy, bieliznę i buty. Najpierw zajął się koszulkami. Z namiotów zrobił eleganckie podkoszulki, bezrękawniki, koszule i bluzki z krótkim rękawem. Spodnie poprzemieniał w bojówki, jeansy, dresy, garniturowe, szorty i stworzył sobie jedną, skórzaną parę. Bluzy podzielił na skórzane kurtki, bluzy z dużymi kapturami, marynarki i college'ówki. Z bielizną nie było problemów. Po prostu transmutował wszystkie slipy w nowe, wygodne bokserki oraz pozmieniał stare skarpetki na o wiele lepsze, nowsze. Buty przerobił sobie na glany, trampki, pół-buty, i parę solidnych adidasów za kostkę.

Był zadowolony ze swojego nowego stylu. Zawsze chciał się tak ubierać, ale rodzinka miała inne plany co do jego garderoby. Zachwiał się. Ach tak, eliksir zaczyna działać. Trzymając się mebli padł na łóżko i oddychał głęboko. Machnął ręką, by wyciszyć pokój i po chwili zaczął wrzeszczeć z bólu. Proces rozrostu kości i tkanki mięśniowej wcale nie był przyjemny, w dodatku, że zalecił sobie tak spore dawkowanie. Gdyby zamiast butelki dziennie pił tylko, dajmy na to, kieliszek, ból mógłby być zniwelowany do minimum i dałby się usunąć nawet mugolskimi tabletkami. Teraz jednakże musiał męczyć się z bólem przypominającym rozrywanie ścięgien i łamaniem kości w bardzo powolny sposób. Zacisnął palce na pościeli i nawet nie starał się przestać krzyczeć. Ból nasilał się, wzmagał z każdą sekundą, by po pewnym czasie zupełnie zniknąć.

Odetchnął głęboko parę razy. Na dziś koniec. Dziś już nie będzie przeżywał takich męczarni. Uśmiechnął się do siebie i usiadł, co w tym momencie było strasznym wysiłkiem. Zakręciło mu się w głowie a żołądek urządził sobie kolejkę górską. Powstrzymał odruch wymiotny i zorientował się, że mało dziś zjadł. Poczłapał do drzwi i za pomocą różdżki otworzył je. Był zbyt wyczerpany na magię bezróżdżkową. Zszedł na dół trzymając się poręczy i poczłapał do lodówki. Zjadł trochę sałatki, by od razu wziąć tabletki przeciwbólowe. Odrobinę pomogło. Spojrzał na zegar. Była 18:24. Przestraszył się nie na żarty. Miał mało czasu do powrotu rodziny. Wyjął pranie i machnięciem ręki osuszył, poskładał i posegregował. Następnym poprzenosił wszystko do odpowiednich pomieszczeń.

Poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro, by zobaczyć jak wygląda i aż wciągnął głęboko powietrze. Widać na pierwszy rzut oka, że przytył, nabrał mięśni i urósł. Ubrania po Dudley'u, w których właśnie chodził przestały na nim wisieć, teraz były tylko za szerokie, ale idealne na jego wzrost. Podwinął koszulkę. Żebra nie wystawały aż tak mocno, ale jego brzuch wciąż był zapadnięty.  Przeszedł do swojego pokoju by się zważyć i zmierzyć. Wszedł na wyczarowaną przez siebie wagę. O dwa kilo więcej niż przedtem. Stanął przy ścianie i ręką pokierował ołówek nad swoją głowę. Po zaznaczeniu miejsca odszedł od ściany i różdżką dotknął zaznaczonego punktu i pokierował ją do samego parkietu, by następnie machnąć nią w powietrzu. Dwa cale wyższy. Uśmiechnął się. Dawkowanie ekstremalne przynosi więcej niż zadowalające efekty.

Zapisał to w znalezionym przez siebie w Pokoju Życzeń notatniku Księcia Półkrwi. Do kompletu miał też jego podręcznik do zaklęć i eliksirów. W podręcznikach były zrobione własnoręczne notatki odnośnie zaklęć, eliksirów lub klątwy autorstwa Księcia. W Dzienniku zaś były zapiski dotyczące badań nad jego własnymi eliksirami, opisy alternatywnego zastosowania białej lub czarnej magii oraz miejsce na własne zapiski. To były jego ulubione książki, tylko je zabrał ze sobą na Privet Drive. Reszta była bezpieczna w Jego Komnacie.

Mimo artykułu w Proroku był pewny swego. Serpens nie był jego pierwszym wężem. Wyczarował mnóstwo tych gadów wokół głównego wejścia i dał rozkaz atakowania każdego, kto nie jest nim, chyba, że to będzie osoba mu towarzysząca, oraz założył dwa potężne czary na całą komnatę. Pierwszy ma zamiar poinformować go, kto i kiedy tam wchodzi, poprzez wysłanie natychmiastowej wizualizacji do jego umysłu, a drugi sprawiał, by tylko osoba o jego kodzie DNA mogła to przekroczyć i rozpoznawał wszystkie sposoby na zniwelowanie lub próbę oszukania zabezpieczenia.

Nawet ktoś pod wielosokiem rzucający Confundus na przejście zostanie odrzucony i sparaliżowany aż do czasu przyjścia jego. Uśmiechnął się na myśl o swoich pociechach. Nie martwił się o nie. Dostały rozkaz, by codziennie pięciu z nich szło, a raczej pełzło, na polowanie i przynosiło wystarczająco mięsa dla nich wszystkich. Przeszedł do pokoju i usiadł na łóżku. Korzystając z ostatnich chwil spokoju postanowił pomedytować i poćwiczyć animagię. Usiadł na łóżku w pozycji lotosu i wziął parę głębokich wdechów.

Skupił się na wnętrzu, na przeszłości, na celach, na swojej sile i na potędze, którą otrzymał za coś, czego wcale nie chciał. Pomyślał o Łapie, swoim ojcu i Remusie podczas pełni oraz o tym, że chciałby mu towarzyszyć. Poczuł dziwne drganie mięśni i po chwili otworzył oczy. Uśmiechnął się. Zamiast rąk i nóg miał umięśnione, duże kocie łapy o ostrych pazurach, a z zakończenia pleców wyrastał mu długi, równie czarny ogon o popielatej miotełce na końcu. Był pewien, że już kiedyś taki widział, tylko nie był pewny gdzie. Zamknął oczy, by skupić się na swojej ludzkiej formie i już po chwili znów był sobą.

Tym razem myślał o pragnieniu wolności, prawdy i pokoju. Widział siebie w przyszłości stojącego na Fontannie Braterstwa krzyczącego do tłumu "Koniec terroru właśnie nastał. Teraz zaczyna się era pokoju i pojednania pomiędzy wszystkimi ludźmi i magicznymi rasami! Koniec dyskryminacji!". Znów czuł się dziwnie, ale tym razem, żeby zobaczyć całkowity efekt musiał stanąć przed lustrem. Miał długi, trochę haczykowaty na końcu, dziób o czarnym zabarwieniu, jego oczy miały pionowe źrenice i stały się jaśniejsze, a zamiast rąk miał duże, pokryte czarnymi, lśniącymi piórami skrzydła.

Wydał z siebie zadowolony skrzek a jego oczy od razu rozszerzyły się z szoku. Znał ten dźwięk. Brzmiał bardzo podobnie do Fawkes'a, feniksa należącego do Dumbledore'a. Zmienił się z powrotem w człowieka i zaczął chodzić po pokoju, rozmyślając nad tym, co się właśnie stało. Przecież tylko najsilniejsi magicznie przemieniają się w magiczne zwierzęta. Z drugiej strony, tylko bardzo potężni mają więcej niż jedną animagiczną formę. Ale czy jest aż tak dobry, by móc zamieniać się w jednego z najpotężniejszych, mistycznych ptaków?

Usłyszał podjeżdżający samochód, więc zbiegł na dół i paroma szybkimi zaklęciami przygotował im omlety i tosty. Poukładał wszystko na stole, rozlewając herbaty do szklanek, samemu lecąc otworzyć im drzwi. Zdążył w samą porę. Wuj właśnie miał pukać do drzwi, a on nie lubił długo czekać. Otworzył drzwi na całą szerokość, by cała rodzina mogła wejść (wchodzili pojedynczo). Mógłby przysiąc, że gdy ciotka go mijała to puściła mu oczko. Oczywiście na końcu szedł niczym nie obładowany, tłusty jak prosie Dudley. Potrącił go ramieniem w drzwiach, rejestrując fakt, że nie odleciał tak daleko jak od rana.

Ruszył za nimi do kuchni. Cała familia Dursley'ów rzuciła się na omlety jak... no, jak Dudley na chipsy. Albo na żelki. Lub na czekoladę. W każdym bądź razie jak Dudley na słodycze. On stał z boku, obserwowany przez baczne oko pani Dursley.
-Widzę, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik...- spojrzała na niego wszystko wiedzącym wzrokiem. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jego kręgosłupie. Czuł się, jakby dyrektor prześwietlał go swoimi hipnotyzującymi, niebieskimi oczyma.

-Oczywiście. Zrobione pranie, zakupy, ogródki przy linijce, sprzęty naprawione, kurz usunięty.- złożył raport. Petunia uśmiechnęła się, ale nie wyglądało to na uśmiech zadowolenia z perfekcyjnego domostwa. Wyglądała, jakby się cieszyła, że zrobił to wszystko.
-W takim razie, usiądź do stołu chłopcze, tylko najpierw umyj ręce...- pan Dursley spojrzał na nią, jakby omlet stanął mu w gardle. -Vernon, sam widziałeś ile rzeczy miał do zrobienia. Należy mu się raz w życiu zjeść posiłek przy cywilizowanych ludziach.
-Oczywiście, skarbie- mruknął pod nosem, wracając do jedzenia kolejnego jajka.

Harry wycofał się do łazienki, umył ręce i wrócił do jadalni. Talerz już na niego czekał. Nałożył sobie pół omleta i nalał ćwierć szklanki soku. Jadł powoli, stwarzając pozory głodnego i oszczędnego. Jedyna dama w towarzystwie przewróciła ledwo zauważalnie oczami. Chciał na niej użyć legilimencji, ale to, co usłyszał w swojej głowie go przeraziło. "Wiem, co robisz, młodzieńcze. Jedz, nie martw się. Vernonem i Dudleyem zajmę się ja. I nie grzeb mi więcej w głowie z łaski swojej..." Wyszedł z jej umysłu i spojrzał jej w oczy. Zobaczył tam, nigdy nie występujące, radosne iskierki skierowane do niego.

Niepewnie nabrał drugie pół omleta i dolał trochę soku do prawie pustej szklanki, gdy coś sobie przypomniał.
-Ciociu... Dostałem dzisiaj od kogoś list i kazał cię pozdrowić...
-Kto to był?- zapytała niepewnie, ze sztucznym chłodem w głosie.
-T-tom Riddle...- na jej reakcje nie trzeba było długo czekać. Upuściła sztućce i spojrzała z przestrachem na swojego męża, który był blady jak ściana. Jego usta co rusz otwierały się i zamykały, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk.
-Mówiłam, Vernon, że to nie koniec. On nas pozabija przez te twoje durne pomysły!- krzyknęła zdenerwowana, wstając od stołu.

Podeszła do Harry'ego i rzuciła mu się na szyję. Na ten niespodziewany kontakt fizyczny spiął się i cofnął o krok, patrząc na nią z przestrachem.
-Vernon, do jasnej cholery, coś ty mu zrobił?!- Krzyczała coraz głośniej. Jej mąż, mimo swych kolosalnych rozmiarów, kulił się z przerażenia na krześle, czekając na wyrok. -Gadaj!!!
-Sz-szczeniak się wysuwał, to trzeba b-było go trochę utempe-erować...- jąkał się.
-Jak?!- warknęła przez zęby, powoli kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Dudley obserwował to tylko ze zdenerwowaniem i niezrozumieniem.

-P-pasem...
-Pasem?!
-I kijem... i laczkiem... ścianą, pięściami, talerzami, kablami...- jego głos stawał się coraz cichszy, aż był ledwie głośniejszy od szeptu. U Petunii było na odwrót. Decybele w pokoju można by łapać w siatkę.
-Czyś ty do reszty zgłupiał?! Rozumiem, zazdrość. Rozumiem chęć poczucia władzy. Ale znęcać się nad dzieckiem, bo ma coś, czego ty nie masz?! Ja miałam na tyle rozumu, by nie znęcać się na nim w ten sposób!

Harry przysłuchiwał się temu z niezrozumieniem. Jedno nazwisko mordercy jego rodziców wystarczyło, by wywołać kłótnie w tym perfekcyjnym domu, pomiędzy dwoma tak pasującymi i świetnie się dogadującymi małżonkami. Powoli odsunął się od ciotki, zdejmując jej rękę ze swojego ramienia i wreszcie rozluźniając mięśnie. Fakt, wuj narobił mu trochę blizn i parę innych okaleczeń, a także wyrobił w nim lęk przed dotykiem, ale to chyba nic aż tak strasznego... Prawda? Ciocia chyba sądziła inaczej.

-I jak ja mu teraz w oczy spojrzę, jak nas odwiedzi? Bo skoro do niego napisał, to pewnie z prośbą o spotkanie. Co mu powiem? Och, no wiesz, mój mąż charłak postanowił poznęcać się nad nim, ponieważ mu zazdrości jak Filch uczniakom?- C-co?! Filch?! Wuj charłakiem? Ale zaraz... To się kupy nie trzyma! Przecież.. Jak?! Jego źrenice wyglądały jak u Puszka błagającego o kanapkę. Były wielkości filiżanek. Patrzył raz na kobietę, raz na mężczyznę i raz na przerażonego dzieciaka. Ciotka spojrzała na niego po chwili przerażonym wzrokiem i drżącym głosem wyszeptała mu do ucha, prowadząc go do pokoju.
-Porozmawiajmy...

~*~*~*~*~*~*~*~*~

Dedykacja dla Feniksy, która siedziała ze mną o 2 nad ranem i mi betowała. Feni, mi lov ju xD
Lekki Mindfuck po tym rozdziale? Nie dziwię się.
Pozdrawiam, Alex vel LittleDevil vel Wolfe vel Satan vel TeddyBear vel Pupp vel Phantom vel Ninja vel Fiance vel Eight ;)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Harry Potter i Nowa Prawda: Prolog

Lato. Słońce świeci, ptaszki śpiewają, kwiatki pachną, trawa rośnie, listki tańczą i inne takie. Wielka Brytania tego lata biła rekordy temperatur. Był środek lipca a termometry wskazywały około trzydziestu stopni Celsjusza. Ludzie też stali się pogodniejsi, milsi, bardziej przyjaźni. Niestety, skoro wyjątek potwierdza regułę, to i tu musiało znaleźć się parę osób odstępujących od normy. Zapewne do takich osób można by zaliczyć państwo Dursley, zamieszkujących 4 Privet Drive w Surrey. Małżeństwo to miało syna i we trójkę stanowili na prawdę okropną mieszankę. Pan Vernon Dursley był ważnym pracownikiem firmy zajmującej się śrutami. Był wymagający dla otoczenia, ale zawsze rozpieszczał swojego jedynego syna. Jego żona, pani Petunia Dursley była kobietą ciekawską i perfekcyjną w każdym calu. Wszystko zawsze musiało być dopięte na ostatni guzik dla jej synusia i mężulka. Dudley Dursley dla odmiany był postrachem osiedla. Był grubym, wysokim chłopakiem, który zawsze wszczynał bójki z młodszymi od siebie i brał używki wszelkiego rodzaju. Wszyscy trzej nienawidzili odmienności. Do odmiennych osób można zaliczyć siostrzeńca pani Dursley, czyli chłopca o jasnych, szmaragdowych, świecących pustką oczach, kruczoczarnych, rozwichrzonych włosach i drobniutkiej sylwetce. Miał on nie całe piętnaście lat, urodziny miał za tydzień, czyli 31 lipca. Chłopiec zdecydowanie nie pasował do idealnego życia państwa Dursley. Nie należał on do tego świata. Jego miejsce było pomiędzy takimi jak on, czyli osobami obdarzonymi magią. Harry Potter miał na imię. Był on chłopcem, który jako roczne dziecko przeżył klątwę uśmiercającą. Ostatnimi czasy chłopiec ten miał dziwne sny z samym Lordem Voldemortem, postrachem czarodziejskiego świata, w roli głównej. Najdziwniejsze jest to, że zamiast tego, co pamiętał zaraz po powrocie z cmentarza, na który został porwany za pomocą świstoklika, w jego snach pojawiały się pewne modyfikacje. Dla przykładu, zamiast Cedrica umierającego przez Avadę Pettigrew'a, Diggory kłania się zawiniątku w ramionach szczura i deportuje się stamtąd. Zamiast walczyć z Czarnym Lordem, urządzają sobie spokojną pogawędkę lub zamiast z ciałem Cedric'a, wraca z jego wyczarowaną kopią. Nawet jak na świat magii to są dziwne sny. W tym jednakże momencie ów chłopak siedział na parapecie jego pokoju o minimalnych rozmiarach. Siedział i patrzył na bezchmurne niebo, starając się połączyć fakty i od czasu do czasu tworzyć za pomocą różdżki zwierzaczki z kolorowych obłoków. Tak, Harry Potter, mimo swego młodego wieku mógł czarować poza Hogwartem. Czarodzieje poniżej siedemnastego roku życia są obdarzeni tak zwanym namiarem, który pozwala zlokalizować użycie magii poza terenem szkoły, co jest nielegalne. Ale on miał pewne sekrety, o których nie mówił nikomu i których nikt się nie domyślił. Akurat ten sekret chciał zachować dla siebie. Miesiąc przed ostatnim zadaniem Turnieju Trójmagicznego dostał wraz z pozostałymi uczestnikami pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych. Pozostała trójka sporadycznie z niego korzystała, ale on używał go codziennie. Jako najmłodszy reprezentant od wielu lat musiał się dobrze przygotować, by nie zginąć. W końcu, to on był Chłopcem-Który-Przeżył. Pewnego razu przeszukiwał księgi na półce oznaczonej jako "Szara magia dla nieletnich". Znalazł tam księgę o namiarze. Szczegółowo opisywała jak on powstaje, kto z niego korzysta i w jaki sposób oraz jak można go zamaskować. Na ostatniej stronie zaś były dwa bardzo ciekawe zaklęcia. Jedno: Sigcinetti*, które uwidaczniało namiar, równie często korzystało się z niego, by zmierzyć poziom magiczny u dziecka; i drugie: Rimuomilinate*, które likwidowało doszczętnie namiar. Po prostu sprawiało, że już nikt nigdy nie będzie w stanie sprawdzić, nawet ministerstwo, czy używał magii. Jego drugim sekretem było to, że odkąd zamordował bazyliszka często korzystał z Komnaty Tajemnic do własnych celów. Udał się więc tam, by wypróbować oba z nich. Pomieszczenie nie wyglądało tak mrocznie jak dawniej. Krystalicznie czysta woda pływała tylko w miejscach, gdzie powinna, izolowana magią od ścian i podłóg, posągi błyszczały na nowo. Ciało bazyliszka zniknęło z parkietu, ale łuski, krew, kły i jego mięso były przechowywane na półce wraz z innymi ingrediencjami do eliksirów. Stała ona tuż obok tej z gotowymi już eliksirami jego autorstwa i kolejnej z książkami ze wszystkich dziedzin magii. Stały tam też biurko z ciemnego drewna, szerokie łoże z ciemnozieloną pościelą i baldachimem, miejsce do ważenia mikstur i zestaw wypoczynkowy składający się z szerokiej kanapy, dwóch foteli, stolika do kawy i wyczarowanego kominka. Wszystkie części użytkowe były oddzielone od siebie pół-ściankami wykonanych z kamieni podobnych tym ze ścian. Miał nawet część kuchenno-jadalną, w razie gdyby musiał tu zostać na dłużej. Przeszedł do swojego "biura" i przypiął przekopiowaną kartkę do tablicy korkowej wiszącej na pół-ściance. Użył pierwszego i aż zachłysnął się powietrzem. Czerwono-zielony dym roznosił się gęsto po komnacie, uniemożliwiając mu zobaczenie czegokolwiek. Od czasu do czasu przez kolorową mgłę śmigały pasy srebra, czerni, złota i bieli. Oczy wyleciały mu z orbit. Ten widok oznaczał tylko jedno. Według książki jego magiczna sygnatura była silnie powiązana z dwoma założycielami Hogwartu, ta magia była zbyt silna, by jego rdzeń mógł wytworzyć jednolitą, niezmienną sygnaturę, dlatego ani biała ani czarna magia nie dominowały, a dla doświadczonego czarodzieja jego namiar wyczuwalny był na odległości pomiędzy lochami a siódmym piętrem. Użył Finite by pozbyć się tego smogu i moment później skierował różdżkę na siebie. Szepnął zaklęcie usuwające i powtórzył Sigcnetti, lecz tym razem nic się nie wydarzyło. Drugi raz i nic. Uśmiechnął się wtedy do siebie i przeszedł na oddalony koniec Komnaty Salazara by poćwiczyć magię niewerbalną i bezróżdżkową na wyczarowanych wcześniej w tym celu manekinach. Tego, jak i animagii oraz wielu innych, ciekawych rzeczy, uczył się z książek przekopiowanych z Biblioteki, Zakazanego Działu lub przyniesionych z Pokoju Życzeń. Co dziwniejsze, jego forma animagiczna ciągle się zmieniała. Raz miał czarne, potężne, kocie łapy, a innym razem miał kruczoczarny dziób. Wracając do dnia 24 lipca roku 1995, Harry właśnie miał wyczarować kolejny obłoczek, gdy usłyszał walenie do drzwi. Była to jego ciotka. -Wstawaj, leniu! Uszykuj nam śniadanie!- krzyczała. Otworzyć drzwi nie mogła, bo były zablokowane zaklęciem, ale tego ona nie wiedziała. -Już idę!- krzyknął. Zszedł z parapetu, włożył różdżkę pod bluzkę i ruszył schodami do kuchni. Był już umyty i ubrany. Z łazienki mógł korzystać tylko albo jak rodzinka już uśnie albo zanim wstaną, a że on i tak nie mógł spać to wcześniej się szykował. Nosił teraz na sobie workowate ubrania po kuzynie. Postanowił niedawno, że albo kupi sobie nowe, albo przetransmutuje te śmieci w coś, co będzie należycie wyglądać. Wszedł do kuchni i zastał tam ciotkę zapisującą coś na kartce. Westchnął ciężko i machnięciem różdżki przelewitował jajka z lodówki nad patelnie. Ruszył nadgarstkiem a skorupki rozbiły się, pozwalając środkowi spaść z chlupotem do naczynia. Skorupki zaklęciem wrzucił do kosza. Zdążył na czas ukryć różdżkę pod koszulką. Ciotka odwróciła się ku niemu i uśmiechnęła groteskowo. -Dzisiaj się napracujesz, chłopcze.- mruknęła zawistnie. Spojrzała na niego uważnie i dopisała coś jeszcze. To samo zrobiła, po zajrzeniu do lodówki, szafek kuchennych i wyjrzeniu przez okna na ogródek i ulicę. Skrzywił się, wyjmując kromki chleba z chlebaka i kładąc je do tostera. Śniadanie podał idealnie na czas. Vernon i Dudley akurat wtaczali się do jadalni, gdy odkładał talerz z bekonem na stół. Skubnął do kieszeni dwa plasterki a wcześniej podebrał jedną kromkę chleba z szafki. Ciotka mimo, że to widziała, nie skomentowała tego. Użył delikatnie legilimencji, którą ćwiczył na śpiących lokatorach, odkąd tylko się o tym dowiedział w Swojej Komnacie, by sprawdzić, o czym myśli. "...też musi coś jeść. W dodatku, czym on mi w sumie zawinił? A jeśli to, co Prorok podaje to prawda i On wrócił..?" Sapnął głośno i skupił na sobie uwagę całego pomieszczenia. Męska część Dursley'ów patrzyła na niego zaskoczona, ale spojrzenie Petunii zdawało się mówić "Wiem co zbroiłeś". -T-to ja pójdę już...- wymamrotał. -Zaczekaj, Potter. Tu masz listę rzeczy do zrobienia, kiedy nas nie będzie- posłała mu spojrzenie, które można by uznać za sugestywne, gdyby nie to, że to była Petunia Dursley, z domu Evans. Kiwnął głową i odebrał kartkę papieru. Wysprzątać dom; Wyczyścić strych; Posprzątać garaż; Przystrzyc gałęzie na drzewach i krzakach; Skosić trawniki; Wypielić ogródek; Podlać kwiaty i trawę; Naprawić ławkę ogrodową i zraszacz; Zrobić duże zakupy; Zrobić pranie. -Nie będzie nas do wieczora. Jedziemy z naszym małym mężczyzną do Londynu na zakupy. Jeśli się nie wyrobisz, będziesz przez tydzień nocował w komórce. Zrozumiano?!- warknął grubas. Wzruszył ramionami i kiwnął głową, uciekając do swojego pokoju. Tam zablokował drzwi rozsiadł się na łóżku. Wyciągnął z powiększonej kieszeni jedzenie i powoli zaczął je przegryzać. Ze skrytki pod panelami, także specjalnie powiększonej, wyciągnął pięciolitrowy baniak z wodą i napił się. Miał tam też sporo słodyczy z Miodowego Królestwa, ale je trzymał na specjalne okazje. Usłyszał, jak jego wujostwo i kuzyn wsiadają do auta i odjeżdżają. Uśmiechnął się, odliczając do ośmiu i wypuszczając Hedwigę z klatki. Przebiegł wzrokiem po kartce jeszcze raz i postanowił zacząć od końca. Nastawił pranie i biorąc uszykowane pieniądze udał się na zakupy. Oczywiście, wziął ze sobą także swój portfel. Kto wie, czy czegoś nie będzie musiał sobie kupować? Nie mógł wziąć pieniędzy z reszty, bo musiał przynosić ze sobą paragony ze sklepów. Przeszedł skrótem przez Spinner's End, by wyjść na High Street, ale gdy był w połowie drogi na główną, jego uwagę przykuł mężczyzna wychodzący w czarnym garniturze z jednego z lepiej wyglądających domów na tej obskurnej ulicy. Mężczyzna ten miał na sobie całkowicie czarny garnitur, czarną jak noc koszulę i, dla kontrastu, czarne półbuty. Jego długie do łopatek, czyste włosy związane były w kucyk na karku. Odznaczał się on ziemistą cerą, haczykowatym nosem i czarnymi jak smoła oczami. Harry rozpoznał w tym człowieku swojego profesora eliksirów, Severus'a Snape'a. -Proszę pana! Pan zaczeka!- zawołał. Nie wiedział, co go podkusiło, ale chwilę później prawie dostał zawału. Znienawidzony nauczyciel się do niego uśmiechnął i przystanął, by na niego poczekać. Szybko dogonił mężczyznę i stanął u jego boku. -Witaj, Harry. Zawsze wiedziałem, że prędzej czy później się tu spotkamy.- zatkało go. Ton głosu profesora był miły! Mrugnął parę razy i wystękał odpowiedź. -J-jak to? -Tak, to. Mieszkam tu. Z resztą, ja i Lily zawsze się przyjaźniliśmy, więc miałem nadzieję, że będę mógł się z tobą widywać na spacerach w parku. Niestety, Petunia nie była skora cię wypuszczać z domu, nawet na mą prośbę. -Chyba zgubiłem się w tych zdaniach...- odparł niepewnie i usłyszał rozbawiony śmiech Severus'a. -Rozumiem aluzję... Idziesz do Sainsbury's*? Opowiem ci po drodze...- młodszy kiwnął na zgodę i obaj ruszyli dalej. -Znałem twoją matkę już od piaskownicy. Mając zaledwie sześć lat odkryła w sobie magię, ja rok później. Nie uwierzysz, ale spadałem z huśtawki i zamiast wylądować na tyłku odbiłem się od niewidzialnej bańki. Po tym staliśmy się nierozłączni. Pocieszałem ją, gdy Tunia się z niej naśmiewała, a ona dotrzymywała mi towarzystwa, gdy mój ojciec za dużo wypił. Była moją przyjaciółką... I kobietą, którą kocham do teraz. -Pan kochał moją mamę?!- zapytał zdezorientowany. -Owszem. I chciałem się tobą zająć, gdy Syriusz trafił za kratki. Niestety, Albus mi zabronił. Kontynuując. Na piątym roku pokłóciliśmy się... A w zasadzie ona broniła mnie przed twoim ojcem, a ja nazwałem ją Sz-sz... nie przejdzie mi to przez gardło. Byłem wtedy wściekły i wyżyłem się na niej. Po tym incydencie straciliśmy kontakt na długi czas a mnie zaczęła fascynować Czarna Magia i Potęga Voldemort'a. O tym to nie mi tobie mówić, ale Lord prosił mnie, bym udawał, że wracam na stronę Dumbledore'a, bym mógł dostarczać informację Czarnemu Panu. Znowu, o priorytetach nie mi z tobą mówić. -Czemu?- spytał ciekawy. Byli niedaleko supermarketu. Przeszli przez drzwi, biorąc po wózku. -Ktoś inny powinien ci to przekazać, w dodatku to nie miejsce na te rozmowy. Dalej. Tuż przed śmiercią twoich rodziców pogodziłem się z nimi i wyjaśniliśmy sobie wiele spraw. Po ich śmierci Dumbledore zabrał cię do Tunii, gadając coś o więzach krwi i sławie. Wiele razy byłem pod waszymi drzwiami i błagałem twoją ciotkę o jedną, krótką rozmowę z tobą. Jak zwykle wyzywała mnie od dziwaków i nie dopuszczała mnie do ciebie ani na krok. Chciałem ci powiedzieć wszystko. Całą prawdę. Niestety, nie zdążyłem. W szkole, pod nosem Albusa musiałem udawać, że twój widok mnie brzydzi, ponieważ rozejm pomiędzy twoimi rodzicami a mną był mu nieznany i lepiej, by o nim nie wiedział. Nie mówiłem wcześniej, bo złożyłem mu Przysięgę Wieczystą... -Czytałem o niej... A czy mówiąc mi teraz nie łamie jej pan..?- spytał niepewnie. Odpowiedział mu krótki śmiech Severusa i rozbawione spojrzenie. -Byłem związany przysięgą, dopóki nie stracisz namiaru, a wcale go już nie wyczuwam...- uniósł jedną brew. Chłopak odwrócił głowę w stronę napoi, by nie pokazać rumieńców zażenowania. -Oh, przestań! Dumbel też go nie wyczuje. Ale w razie, gdyby pytał, powiedz mu, że po tym, co działo się na cmentarzu wolisz być gotowy. Problem z głowy! -Dziękuje...- powiedział po dłuższej chwili. Skierowali się do kas z pełnymi koszami. -Nie masz za co, ja tu tylko doradzam- uśmiechnął się łobuzersko. -Zauważyłem ostatnio, że lepiej ci idzie na Eliksirach...- zagadał moment później. -Tak. Wziąłem się porządnie za naukę. Coraz częściej polegam też na wrodzonej intuicji, nie na tekście... -Tak. To widać po pytaniach typu "Czy szczypta więcej pyłu z kamienia księżycowego nie sprawiłaby, że eliksir byłby silniejszy, a skutki uboczne nadal byłoby można zniwelować za pomocą liści mięty?" czy też "Te figi są za twarde by je kroić, a i tak dają mało soku, profesorze. Jest jakaś alternatywa do tego, by dostać się do środka?". -Ale nie miałem racji?- droczył się Harry. -I owszem, miałeś. Ten jeden raz...- kontynuował grę starszy z nich. -Jeden? chyba jedenaście. A tyle pytań zadałem. Resztę pytań zadawano mi.- Przeszli właśnie na Spinner's End, obładowani jak osły towarowe. -Możliwe, ale wiesz, jak dumny byłem słuchając twoich odpowiedzi i pytań?- spytał. -O, mój dom. Do zobaczenia kiedyś, Harry, Odwiedź mnie jeszcze.- ruszył w kierunku mieszkania. Młody jeszcze chwilę patrzył za nauczycielem, by kontynuować drogę do domu. Zaniósł zakupy do kuchni i wrócił do przedpokoju pozbyć się butów i kurtki. Odłożył paragon i resztę na stolik i wrócił do kuchni. Parę razy pomachał swoim magicznym patykiem, powiedział parę inkantacji i zakupy zostały rozpakowane a parter lśnił. Przeniósł się na górę i powtórzył poprzednie czynności. To samo zrobił na strychu i w garażu. Niestety, na dworze musiał ograniczyć magię do minimum. Użył Reparo na zepsute sprzęty i użył magii by pokierować narzędziami ogrodniczymi w ogródku na tyłach. Przy podjeździe musiał się sam wysilać, gdyż wścibskie kobiety z naprzeciwka tylko czekały na temat do plotek. Wypielił ogródek, podlał roślinki, skosił trawnik i był wolny. Wrócił do swojego pokoju, przypominając sobie o transmutowaniu ciuchów, ale jego plany zostały pokrzyżowane. Na biurku czekało na niego siedem przesyłek do odczytania. Listy od przyjaciół...