piątek, 10 stycznia 2014

Baransu: Księga Pierwsza: Ziemia; Rozdział 2: Prawda, cała prawda i tylko prawda

Nie mógł tego zrozumieć. Nie. On nie chciał tego zrozumieć. Patrzył na zagubionego wuja wzrokiem, który domagał się, by to był żart. Jego wuj jedynie wypuścił ciężko powietrze i wpatrywał się w swoje stopy.
- Wyjaśnij - powiedział bezbarwnie młodszy z nich.
- Nathanielu, posłuchaj... Chciałem ci to powiedzieć, ale bałem się, że będziesz miał do mnie żal... Zapewne zauważyłeś, że jesteś inny niż wszyscy. Że mimo wszystko masz więcej siły niż wszyscy, że twoje rany szybciej się goją, bijesz własne rekordy prędkości na zawodach. Obaj jesteśmy inni, nie należymy do tego świata... Myślisz, że czemu mimo mojej postury wygrywam wszystkie walki? Wyćwiczony refleks? Prędkość? A może coś, co sprawia, że żadna ludzka istota nie może mi dorównać? Kiedy mi obrywało się od przeciwników z całej siły miałem sińce, stłuczenia, może złamania. A wystarczyło, że ja raz ich uderzyłem w odpowiednie miejsce i walka była zwycięska. Znów. Nie jesteśmy częścią tego świata, musisz to zrozumieć, zanim powiem ci resztę.
- Zrozumiałem. Konkrety wuju - jego ton był wyniosły a postawa władcza. Głos mógł zamrażać swym chłodem i ciąć swoim ostrym brzmieniem. Mark potarł czoło.

- Zastanawiałeś się kiedykolwiek, czy ludzie to jedyne żyjące istoty w galaktyce? - spytał w zamian. Młodszy skinął głową potwierdzająco i spojrzał na niego wzrokiem, który zdawał się krzyczeć "Pośpiesz się, tracę cierpliwość." - Nie patrz tak na mnie, ojca mi przypominasz... - burknął Phantom i wznowił opowieść. - A gdybym ci powiedział, że istnieje życie poza Ziemią, ba! Że my sami nie jesteśmy ludźmi? Uwierzyłbyś? - Zatkało go. Jego oczy prawie wyszły z orbit, a wyprostowane plecy zgarbiły się w wyrazie czystego niedowierzania. Starszy z nich natomiast jedynie zakrył twarz rękoma i ciągnął dalej, przytłumionym przez ręce głosem.
- Nie jesteśmy częścią Ziemi. Wywodzimy się z jednego z równoległych wymiarów, z Belzereth. Jestem Wampirem, jak zresztą mój brat. Twoja mama była Aniołem Życia, zamieszkiwała Olimp, kolejny wymiar równoległy. Ty zaś... - westchnął i spojrzał na niego zbolały. - Ty zaś jesteś powodem wojny, która rozpętała się, gdy twoi rodzice się potajemnie pobrali. Jesteś zbyt potężny. Anioły, Demony i Wampiry chciały się ciebie pozbyć zanim będziesz stanowił zagrożenie. Przez to doszło do konfliktu, gdyż każda strona chciała triumfować i mieć zaszczyt pozbawienia cię życia. Jesteś Wampirzym Demonem. Ostatnim Wampirzym Demonem we wszystkich wymiarach. Jedynym przedstawicielem swojej rasy.

Patrzył na niego wzrokiem pełnym strachu, ukrytej prośby i nieufności.
- Możesz mi wyjaśnić, co to WSZYSTKO MA ZNACZYĆ?! - nie wytrzymał. Poderwał się z kanapy i krzyczał na członka swojej rodziny. Był wzburzony, nie. Był wściekły! Pragnął wymazać tą głupią wypowiedź z pamięci, ale coś mu mówiło, żeby lepiej przyzwyczajał się do tej myśli, bo może być ważna.
- Jako, że nasza krew królewskich wampirów jest strasznie silna, to mimo, że twoja matka była Aniołem, nie zamazałeś wampirzych genów. Stałeś się i Demonem i Wampirem. Wampirzym Demonem Śmierci...
- Czyli... Jestem wybrykiem natury?! Cały ten czas myślałem, że jestem wyrzutkiem, a ja po prostu byłem jakimś krwiopijcą, a co gorsza, demonem?! Ja... A... A Gabi? Co ona... - usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach, tłumiąc szloch rozdzierający mu pierś. Mark chciał go pocieszyć, ale gdy tylko dotknął dłonią jego ramienia ten natychmiast odskoczył od niego. - Nie dotykaj mnie! - wrzasnął, czerwony i mokry na twarzy. Jego oczy były szklaną pustką. Nie było tam nic. Zupełnie. Nawet bólu.
- Nawet nie wiesz, co mi tym zrobiłeś. Zniszczyłeś mi życie. Ja powodem wojny?! Jakimś mutantem?! A rodzice, co z nimi? Dalej żyją i mnie zostawili?

- Nie, oni by nigdy..! Nathanielu! - krzyknął przerażony, sprawiając, że młodszy z nich zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Co właśnie powiedział. - Oni cię kochali do ostatniej kropli krwi, którą oddali, byś ty mógł przeżyć. Oni i ja walczyliśmy wspólnie z grupką przyjaciół byś ty mógł żyć i mógł pamiętać o ich poświęceniu. Kochali cię i zrobili wszystko, by cię ochronić. Nie chciałem zniszczyć ci życia, ale co byś zrobił, gdybym powiedział ci, że jesteś ponad wszystkimi ludźmi? Że jesteś wyższą formą życia? Zachowywałbyś się dokładnie tak jak Alan, prawda? Chciałem wychować cię na porządnego, ułożonego mężczyznę, który umiałby rozróżnić dobro od zła mimo swej czarnej duszy. Chciałem, byś nie stał się mną. Byś nie musiał zabijać i żywić się krwią swoich rywali. Chciałem dla ciebie jak najlepiej, ale najwyraźniej podjąłem złą decyzję, nie mówiąc ci tego. Komuś o twoim statusie krwi to nie wypada... - powiedział i po chwili zacisnął szczękę, zauważając jaki błąd popełnił.
- Status krwi..? Krew królewskich wampirów..? Znaczy, że ja..? CO?! - Jego szesnaste urodziny oficjalnie stały się najgorszymi urodzinami jakie dotąd przeżył.

- Nathan, spokojnie, zaraz ci wyjaśnię - uspokajał go wuj przestraszonym głosem. - Ja byłem generałem armii naszego wymiaru, mój brat miał objąć tron. Poślubił w tajemnicy twoją matkę, dlatego mu go odebrano i od tamtej pory Belzereth rządzi Rada Starszych, jednak ty wciąż jesteś prawowitym władcą, bo jesteś jedyny ze swojego pokolenia, który ma w sobie krew królewskich wampirów. By to zrobić, musisz odbyć szkolenia i poślubić osobę wyznaczoną ci przez lud zaraz po ukończeniu nauki. Kondycja, logika, magia różnego rodzaju...
- Udowodnij - powiedział młody. Zaskoczony Mark popatrzył na niego nic nie rozumiejąc. - Udowodnij mi, że jesteś Wampirem - powiedział dobitnie, tym samym pustym, władczym tonem. Starszy z nich wzdrygnął się na ten dźwięk, ale posłusznie wstał z kanapy i zamknął oczy. Gdy znów je otworzył, jego tęczówki były o wiele jaśniejsze niż zazwyczaj i miały pionowe źrenice. Gdy zobaczył szok wywołany u swojego bratanka uśmiechnął się, ukazując wydłużone, ostre jak brzytwa kły.

Nathaniel cofnął się o krok.
- Ja też...b- przełknął ślinę dość głośno, jak dla wampira o nadzwyczaj rozwiniętych zmysłach. - Ja też będę takim potworem..? - zapytał przestraszony. Mark zdębiał. Przecież on nie był potworem! Żaden z nich nie był! Musi mu to jakoś wyjaśnić.
- Młody, słuchaj. Nie jesteśmy potworami. Jesteśmy nadludźmi, rasą o wiele bardziej rozwiniętą od tych, którzy nas otaczają. Jesteśmy od nich lepsi. Nasze znaki szczególne nie są oznaką odmienności, tylko tego, że jesteśmy od nich lepsi. Szybsi, silniejsi, mądrzejsi...
- Mądrzejsi? - prychnął książę. - To czemu zgarniam same F i E, kiedy inni w mojej klasie dostają C lub A[1]?- spytał z przekąsem.
- Bo przed przemianą nasze ciała i umysły dostosowują się do warunków, w których mieszkamy. My mieszkamy w najgorszej z możliwych dzielnic Londynu, IQ wszystkich dookoła ma średnią równej twojemu dotychczasowego IQ. Tak wszystkie rasy adoptują się w otoczeniu. Nieważne, czy to Anioł na Utopii, czy Elf w Nethzemne, zawsze się tak dzieje, nie jesteś wyjątkiem. Proszę cię, przyjmij swój prezent i wybierz się do Królestwa. Nie musisz tam podejmować od razu decyzji, czy będziesz królował czy nie. Po prostu dowiesz się, jak to wszystko wygląda i przejdziesz przemianę, dobrze?- spytał Phantom z nadzieją. Nie mógł tego tak zostawić. Musiał pokazać młodemu miejsce, gdzie wszyscy są równie "inni" jak oni. Musi mu udowodnić, że nie jest wybrykiem natury.

Nathaniel myślał przez dłuższą chwilę. To wszystko zdawało się być takie... surrealistyczne. Miałby być jakimś nadczłowiekiem, rasą, która wysyłając dziesięciu ludzi na Ziemię mogłaby rozgromić całe siły zbrojne? To brzmiało jak żart ale... Było dość przyjemne. Taka wiedza, że mógłbyś się wszystkim odwdzięczyć za krzywdy była pokrzepiająca. Odetchnął cicho. Jak miał być władcą, przywódcą, skoro nie umie sprawić, by nawet szczeniak go posłuchał? To było bez sensu! Jak miałby się nauczyć czegoś takiego w parę dni? Przymknął powieki. Czuł się z tą wiedzą... dziwnie. Zawsze był silny, szybki i wytrzymałym, ale... Nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Spojrzał na wuja z determinacją wypisaną na twarzy.
- Pojadę tam, ale nie ze względu na ciebie. Chcę mieć prawdomówne źródło informacji - to był cios dla Marka. I miał być. On też go skrzywdził. Tyle lat żył w przekonaniu, że jest mniej wart niż krowie łajno, a na jaw wychodzą takie rzeczy. Chciał iść do swojego pokoju i wrzeszczeć, niszczyć, miażdżyc, zadawać ból. To bolało. Ta świadomość, że jedna z niewielu osób, które mógł policzyć na palcach jednej ręki, go zawiodła. Czuł się jeszcze bardziej samotny niż zazwyczaj. Miał dosyć. Chciał po prostu zniknąć. Dla kontrastu, Mark odetchnął z ulgą. Mimo bólu, jaki jego wychowanek mu zadał, był szczęśliwy, że jednak może go tam zabrać. Podszedł do niego, zachowując metr odstępu i wyciągnął dłoń, nie po to, by go dotknąć, lecz by utworzyć przed nimi małą, biało-błękitną kulkę energii, która z każdym ruchem dłoni powiększała się, aż stała się pulsującą wyrwą, sięgającą od podłogi do sufitu.
- Przejdź przez portal, to jedna z dróg, którą możemy podróżować między wymiarami. No śmiało - zachęcił go. Nathan niepewnie postawił nogę w świetlistej kuli. O dziwo, nie poczuł żadnej różnicy. Miał grunt pod nogami i nic nie chciało go pożreć. Pewniejszym krokiem wszedł do środka i zamarł.

Wylądował w ogromnym pomieszczeniu. Wyglądało to jak sala tronowa, z wysokim sufitem, podwyższeniem, na którym stały trzy trony, z największym po środku, mniejszym po prawej i najmniejszym po lewej oraz z dziesięcioma miejscami przed nimi, odgrodzonymi długim, zakrytym blatem jakby dla doradców królewskich. Był sam, nikogo więcej. Nie wiadomo przez jak długi czas rozkoszował się mrokiem tego ciemnego pomieszczenia, oświetlonego jedynie przez szerokie okno za tronami, nim do środka wszedł jego wuj. Mimo jego obecności i wciąż odczuwanej wobec niego nienawiści nie mógł powstrzymać wyrazu fascynacji i aprobaty, który pojawił się na jego twarzy. Mark natomiast uśmiechnął się na widok tak szczęśliwego bratanka.
- Widzę, ze sala zebrań ci się spodobała - stwierdził. Po chwili do środka wkroczyli mężczyźni w czarnych płaszczach zakrywających ich twarze. Nathaniel przeraził się ich w pierwszym momencie, ale gdy poczęli padać przed nim na kolanach poczuł raczej zażenowanie.
- Emm.. Przepraszam? Mogą panowie p-przestać? - spytał speszony.
- Jesteś naszym przyszłym władcą, wypada okazać ci szacunek - powiedzieli razem. Zabrzmiało to przerażająco, jakby ich dusza wtopiła się w jedno. Wstali jednak, nie pokazując mu swoich twarzy i wspólnie, niczym jeden mąż, wskazali na tron.
- To twoje miejsce, o władco...
- Hola! - wtrącił się jego wuj. - Jeszcze nie podjął decyzji, czy tu zostaje. Na razie przybył się czegoś dowiedzieć i przejść przemianę. No i, jak się zgodzi, wszystkie szkolenia...
Nathaniel patrzył się tylko zszokowany. "O co im chodzi?!" pytał sam siebie...

~~~~~~

Diabełek przeprasza, ale diabełek chciał tylko bety, a wszyscy Diabełkowi kazali się cmoknąć w pośladki. Na szczęście nie ma to jak kochany braciszek :* Dla niego pozdrowionka i dedykacja, jak i również dla stałych oraz nowych czytelników. Mam nadzieję pokończyć szybko teksty i poprosić braciszka o pomoc z tekstami. A teraz ogłoszenia parafialne.
Diabełek ma fanpage na facebook'u. Chce ktoś? I tak dam :3 Diabełek's FanPage Zapraszam wszystkich, ogłaszajcie dobrą nowinę :3

3 komentarze:

  1. T.T To takie straszne! Nie zdawałam sobie sprawy że jestem aż tak przewidywalna w tym co pisze! To straszne! Załamałaś mnie.
    I na pewno nie będę miała nic przeciwko jak podzielisz się namiarami na bloga z twoim kolegą (nie gejem ;)).
    A co do fb to nie posiadam strony "bloga", ale może założę. Chociaż nawet na mój "normalny" profil zaglądam rzadziej niż do książki od matematyki. Ale może dla mojego ucznia się poświęcę i się zbiorę sama w sobie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Huh, dziękuję bardzo za "wyróżnienie", jakim jest jest dedykacja.
    Raz pomogłem z tekstem, ale nie wiem, jak będzie z tym dalej. Mam ostatnio sporo na głowie, brak czasu, plus sprawdzam teksty mojej dziewczynie...

    A.J.

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy komentarz. To właśnie wy, wierni czytelnicy, mnie motywujecie do pisania kolejnych części. Liczę na sporą dawkę waszych opinii, nie koniecznie tylko i wyłącznie pochwał. Mam też nadzieję na uzasadnioną krytykę. Pozdrowienia!