wtorek, 4 grudnia 2018

O Dziesięć Za Mało #6 Nietoperz, a może Batman?

Przeniosłem się na Spinners End, dokładnie przed dom profesora. Dumnym, pewnym krokiem podszedłem do jego drzwi i zapukałem w nie cicho. Gdy tylko zobaczył mnie w otwartych drzwiach, zamarł, a ja skłoniłem się nisko.
-Witam, profesorze. Nie sądzę, by to było dobre miejsce do takiej rozmowy. Zaprosi mnie pan do środka, czy przyjmie zaproszenie do mojego mieszkania?- spytałem spokojnie, nie zwracając uwagi na jego szok. Niby jako legilimenta i oklumenta dziewiątego stopnia powinien był umieć ukrywać emocje, ale nie codziennie widzi się kogoś, kto wygląda jak twój odwieczny, martwy w dodatku, wróg o oczach osoby, którą się kocha. Cierpliwie czekałem na odpowiedz.
-Wejdź- powiedział po chwili wściekłym głosem. Teraz wiedziałem, ze to był po prostu jego system obronny.
Przestąpiłem próg jego mieszkania, znajdując się w ciemnym, obskurnym miejscu. Skrzywiłem się na zaduch i mrok panujący tutaj, więc machnięciem ręki pozapalałem świece i otworzyłem okna. Sapnął zaskoczony, zaraz przywołując na twarz pustą maskę.
-Możesz mi łaskawie wyjaśnić, kim jesteś?! Bo na pewno jesteś Potterem- wysyczał w moją stronę. To na mnie nie działało. Już nie. Byłem przyzwyczajony, no i w końcu byłem Mistrzem Magii Umysłu... Dobra, nie chwaląc się, Mistrzem Magii. Zdobyłem status Mistrza Mistrzów w krótszym czasie niż sam Merlin i wręczono mi nagrodę naukową jego imienia.
-Niech zgadnę, wyglądam dokładnie jak James, tylko oczy mam po mamie?- spytałem kpiąco, a on zdawał się nie rozumieć, lub nie dopuszczać do wiadomości, o czym mówie. -Dobra, inaczej. Chodził pan do szkoły z moją martwą już matką. W ramach wyjaśnień- wyciągnąłem zza koszuli zmieniacz czasu, dopiero odnajdując w jego czarnych jak węgiel oczach zrozumienie.
-Czego tu chcesz?!- wrzasnął przerażony.
-Uspokój się, proszę. Mogę ci mówić Severusie? Będzie wygodniej, skoro mamy być kolegami po fachu- zauważyłem. -Wybacz, że odbieram ci możliwość nauczania obrony, ale z eliksirów to ja zawsze byłem noga- wyszczerzyłem się łobuzersko. Jeszcze przez chwile analizował moje zachowanie w poszukiwaniu fałszu czy kpiny, ale nie dostrzegając nic takiego kiwnął niepewnie głową.

-Przyszedłem cię ostrzec przed paroma rzeczami. I lepiej, byś zwracał się do mnie Nathaniel, tak mnie tu znają.- powiedziałem już poważnie. -W mojej rzeczywistości byłem naiwnym Gryfonem, ale to się zmieni tutaj. To znaczy, że Harry będzie Ślizgonem. Dwie prośby. Pierwsza, nie wyżywaj się na nim. Wiem, że musisz grać, ale twoja nienawiść do mojego ojca dodała co nieco do twoich wyśmienitych zdolności aktorskich- skrzywiłem się. -Po drugie, Czarny Lord powróci, czy tego chcesz czy nie, wiec mimo, że jesteś po stronie dyrektora, zawsze, ale to ZAWSZE okazuj swoją lojalność czarnej stronie. Możemy odegrać scenkę, jako że mam cię na oku czy coś... Możemy też zrobić tak, że będziesz udawał, że próbujesz zdobyć zaufanie małego, a ja będę cię obserwować. To chyba bezpieczniejsza droga, co? Voldemortowi mógłbyś wtedy powiedzieć, że chciałeś, by ufał ci we wszystkim, a nie mi, byś na koniec mógł przyprowadzić go do Lorda na stracenie- dodałem spokojnie. W jego oczach błysnęło zrozumienie i zachwyt nową wizją. -W dodatku, proszę cie, nie myśl, że to, że mój ojciec uratował ci życie zobowiązuje cię do tego, byś teraz ty musiał się poświęcać. Twoja pomoc z dobrej woli byłaby mile widziana, bo jesteś cenionym Mistrzem Eliksirów, ale jeśli robisz to przez pamieć o Lily czy przez dług życia u Jamesa to zdecydowanie są to złe powody. Nie patrz na małego przez pryzmat jego ojca, bo oni naprawdę się różnią. W dodatku, że mam zamiar nauczyć małego bycia szlachcicem. Jest zupełnie inną osoba niż James, wyznaje inne idee i ma inne priorytety. Na koniec... Jestem panu bardzo wdzięczny za wszystko, co dla mnie pan zrobił- powiedziałem z uśmiechem i ruszyłem do drzwi. Stojąc w progu zatrzymałem się jeszcze.
-To nie Syriusz zdradził Potterów, tylko Pettigrew. Cały czas jest po stronie Czarnego Pana ze strachu o swoje życie. Chowa się pod animagiczną postacią w rodzinie Weasley'ow- wyjaśniłem spokojnie, wychodząc z mieszkania i aportując się do siebie.

Westchnąłem ciężko, opadając na fotel w salonie i przywołując do siebie szklankę ognistej z lodem. Potrzebowałem chwili, by się zrelaksować. Po jakimś czasie Mały zszedł na dół z książką w ręku. Chodził prosto, może trochę niepewnie, ale za to z wysoko podniesioną głową. Odetchnął cichutko, patrząc mi w oczy.
-Przeczytałem- powiedział. Uśmiechnąłem się do niego i przywołałem go do siebie machnięciem reki. Gdy podszedł, posadziłem go na kolanach i zmierzwiłem mu włosy.
-I czego się nauczyłeś?
-Że postawa świadczy wiele o statusie i o charakterze człowieka- powiedział spokojnie, wywołując na mojej twarzy szerszy uśmiech.
-Dobrze. Zajęcia praktyczne zaczniemy dopiero jutro. Chcesz coś jeszcze do poczytania, czy wolisz się pobawić?- obserwowałem wyraz zastanowienia na jego twarzy.
-Wole poczytać. Wolałbym wiedzieć, co potrzebuje umieć.- powiedział zdeterminowany, więc przywołałem mu ilustrowaną książkę o tym, jak należy zachowywać się przy stole. Skinął głową w podzięce, przytulił się do mnie i pobiegł do siebie. Niestety, chwila relaksu nie była mi dana. Już po chwili czarny puchacz wylądował na moim ramieniu z listem w dziobie. Odebrałem kopertę, materializując przed sobą sowie przysmaki i miseczkę z wodą, odkładając je na stół. Sowa zainteresowała się poczęstunkiem, kiedy ja otwierałem list.

"Nathanielu,
Jestem ci bardzo wdzięczny za to, że zaufałeś mi w tym i opowiedziałeś o wszystkim. Ta rozmowa zostanie miedzy nami, przysięgam na krew przodków. Chciałbym jednak prosić cie o małą przysługę.
Mógłbyś proszę namówić Harry'ego, by nie oceniał ślizgonów tak pochopnie i by postarał się zmienić ich światopogląd? Martwię się, że jeśli Czarny Pan wróci, mój chrześniak nie będzie bezpieczny w szeregach tego psychopaty. Jak sam wiesz, mimo wszystko, tez posiadam uczucia.
Mam nadzieje zobaczyć cię na uczcie w Wielkiej Sali podczas rozpoczęcia tego roku, mój kolego po fachu.
Milego wieczoru,
Severus Tobias Snape"

Od razu wziąłem się za odpisanie. Niby to było dziwne, utrzymywać dobre stosunki z nauczycielem eliksirów, ale cieszyłem się, że nie skreślił mnie po tym, jak okazałem się być synem jego wroga. Co więcej, gdy ja mu zaufałem, on też obdarzył mnie tym samym, co w konsekwencji uformowało coś na kształt przyjacielskich relacji, które będziemy musieli ukrywać podczas pracy. Ale już miałem parę pomysłów na to. No dobra, treść listu.

"Drogi Severusie,
Nie musiałeś mi przysięgać, ufam ci w tym, ze to była prywatna rozmowa. W dodatku, jak zapewne wiesz, wiem o tobie więcej niż byś sobie tego życzył i to również zostanie sekretem dla innych.
Masz czym się martwic, bo jakby to ładnie powiedzieć... Dracon pomógł przejść dyrektorowi na druga stronę podczas mojego szóstego roku. Tak, ty go... uśmierciłeś, ale to była misja Dracona. Więc radzę ci też powoli wpływać na umysły ślizgonów, bo jeśli Harry zostanie z tym sam, to prędzej sam w gnieździe wrogich węży na pastwie losu niż zaakceptowany. Musisz im przypomnieć, że większość ślizgonów jest półkrwi i tym podobne, bo Młody sam sobie nie da rady. Ale miałem zamiar poprosić o to Harry'ego już wcześniej, tyle że na razie zaczynamy od lekcji, co będzie dość czasochłonne.
Również będzie mi miło spotkać cię podczas uczty, ale ja mam zamiar kolejny raz przejechać się Ekspresem Hogwart. Niezapomniane przeżycie, które warto powtórzyć. Muszę jeszcze odwiedzić Zakazany Las nim Harry dotrze do szkoły, by zabezpieczyć jednorożce, ale to już szczegół.
Do zobaczenia,
Nathaniel Johnatan Potter"

Wysłałem puchacza do jego właściciela, sprzątając salon machnięciem różdżki i udałem się na górę, by sprawdzić jak mały się sprawuje. Siedział po turecku na łózko i czytał uważnie ze zmarszczonym czołem.
-Harry...- powiedziałem cicho, pukając do drzwi. Momentalnie oderwał się od lektury i wyprostował, patrząc na mnie pytająco. -Późno się robi, leć się wymyć. Skończysz później albo jutro- powiedziałem z lekkim uśmiechem. Skinął głową i odłożył książkę, zaznaczając, gdzie skończył. Podszedłem do niego i przytuliłem go mocno do siebie. -Kocham cie, Mały...- szepnąłem. W istocie, dzięki rytuałowi, który odprawiłem, nie byliśmy jedną osobą, byliśmy związani krwią, ale magia rozszczepiła nas na dwie rożne osobowości. I darzyłem go miłością rodzicielska, czułem się, jakby był moim synem, nie mną.
-Ja cie tez, wujku- szepnął, wtulając się we mnie. Odetchnąłem cicho, delikatnie go od siebie odsuwając.
-A teraz leć, bo już jest bardzo późno- pośpieszyłem go, wychodząc do siebie. Musiałem przygotować lekcje na pierwszy miesiąc dla wszystkich roczników, a to nie było proste. Udałem się do gabinetu, gdzie prostym zaklęciem sprawiłem, ze wszystkie odpowiednie książki dotyczące obrony przed ciemnymi mocami zaczęły lewitować, a ja zabrałem się za zbieranie notatek i planowanie.

1 komentarz:

Doceniam każdy komentarz. To właśnie wy, wierni czytelnicy, mnie motywujecie do pisania kolejnych części. Liczę na sporą dawkę waszych opinii, nie koniecznie tylko i wyłącznie pochwał. Mam też nadzieję na uzasadnioną krytykę. Pozdrowienia!