wtorek, 18 grudnia 2018

Syriusz i Lily 8

Nadeszła sobota. Dzień wyjścia do Hogsmeade. Dzień, w którym James, Remus, Peter, Matt, Andy, Cass, Ally i Natt idą razem na kremowe i zakupy. I wreszcie, dzień, w którym Syriusz i Lily idą na randkę. Do tej pory napięcie pomiędzy Potterem i Blackiem wzrastało z każdą sekundą, ale w sobotę rano miał nadejść długo spodziewany przez Remusa wybuch. Syriusz w najlepsze wybierał koszule i dobierał krawat. Pryskał się wodą kolońską i rozczesał włosy. Dwa razy umył zęby, tak profilaktycznie, i na koniec sprawdził co z kwiatami, które poprzedniej nocy zerwał w Zakazanym Lesie. James chodził w tym czasie jak na szpilkach i gdy w końcu Syriusz miał chwilkę by usiąść, naskoczył na niego.

-Zadowolony, palancie? Umawiasz się z moją kobietą…

-Twoją?! Założę się że byłaby wielce zaskoczona, gdyby to usłyszała. Nawet cie nie chciała. Wybrała lepszego, nie pieska który za nią gania odkąd ją zobaczył.

-Wybacz ale w naszym gronie to ty robisz za kundla, pchlarzu!- odgryzł się urażony Rogacz

-Pchlarzu? Pchlarzu?! Zamknij swój jeleni pysk ty kozojebie, albo zobaczysz co moje pchły potrafią!

-No dajesz! Czekam na ciebie!

-Nie teraz- powiedział Syriusz z satysfakcją –Mam pięć minut, by spotkać się z Lily i pójść z nią na randkę! – dodał, co wkurzyło Rogacza, i gdyby nie to, że są w dormitorium, zapewne zamieniłby się w jelenia i rozplatał mu łeb porożem. Remus starał się łagodzić spór, ale przez ich krzyki sam siebie nie słyszał. Peter w tym czasie sprawdzał, czy wszystkie smakołyki są na liście.

Tymczasem w pokoju dziewczyn panował chaos. Cassie pomagała szykować się Lilusi, Ally i Andy przerabiały Natt na bóstwo a pomiędzy tym wszystkim sprawdzały, czy nie zapomniały o czymś do kupienia. Było za dwadzieścia dziewiąta. Lily umówiła się kwadrans przed dziewiątą, żeby nie wpaść na Jimiego. Wyszła z dormitorium i poszła pod wyjście tak szybko, na ile pozwalały jej szpilki. On już na nią czekał. Wyglądał jak młody bóg w mugolskim garniturze. Miał czarną marynarkę, bordową koszulę i szary krawat. Jego spodnie fasonem i kolorem pasowały do kroju marynarki, widać było, że to komplet. Buty miał tego samego koloru co marynarkę i spodnie, ostrożnie wypastowane. Na sam jego widok Lily traciła zmysły, a kolana nie dawały rady jej utrzymać.

Syriusz czekał na nią tylko chwilę, bo już parę sekund potem słychać było obcasy rytmicznie stukające się z podłogą i moment później ujrzał ją. Stała, przyglądając mu się badawczo. Miała na sobie śliczną sukienkę na ramiączka w kolorze jej oczu. Sięgała jej do połowy ud, a niżej widać było beżowe podkolanówki. Buty były czerwone, szpilki miały około dwóch cali. Włosy upięła w swobodnego koka, zostawiając parę pasemek swych kasztanowych włosów luzem. Czy w tym, czy bez tego, była dla niego boginią seksu. Gdyby nie to, ze zarezerwował stolik w drogiej restauracji kawałek za Hogsmeade, zabrałby już ją z powrotem do swojej sypialni. A ona tylko patrzyła na niego swym zmysłowym spojrzeniem. Podszedł do niej powoli, ujął delikatnie dłoń i pocałował jej wierzch, po czym podał jej czerwone róże. Uśmiechnęła się zawstydzona i zarumieniła odrobinę. Podniosło to go na duchu. Bał się, że dla niej to będzie tylko zabawa. Złapał ją za rękę i podszedł do młodego woźnego.

-Proszę, to nasze przepustki- powiedział, podając mu je. Woźny przyjrzał im się dokładnie, jakby węsząc podstęp, powąchał pergamin, ale nic nie wyczuł. Niepewny podłożył to pod nos jego małej kotki, Panny Norris. Popatrzyła na zwitki papieru, powąchała nie zainteresowana, i mruknęła przychylnie. W końcu Filtch, nie chętnie, pozwolił im przejść. Syriusz złapał ją mocniej za rękę, jakby bał się, że mu zaraz ucieknie, i ruszył w drogę do wioski.

-Gdzie ty mnie prowadzisz? –spytała na wpół rozbawiona, na wpół przerażona rudowłosa.

-Słyszałaś może kiedyś o restauracji “Zaczarowane Hipogryfy”?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Wiedziała co to za restauracja. Tylko bardzo bogaci ludzie tam chodzą. Ewentualnie zabiera się tam ukochane osoby z jakiejś ważnej okazji.

-Taak, ale czemu tam idziemy? Nie lepiej pójść do Trzech Mioteł?

-Raczej wolałbym do tej restauracji. Nie będę przecież marnował rezerwacji. 

-Zrobiłeś tam rezerwację w trzy dni?! Jak?

-Nazwisko. I pieniądze. To zawsze działa- uśmiechnął się kwaśno. Lily znów poczuła ucisk w żołądku.

-Syriusz, ja naprawdę…- przerwał jej gestem reki

-Wiem, przykro ci. Przepraszasz. Nie miałaś zamiaru tego zrobić. Już ci wybaczyłem. Nie mówmy już o tym. Nie przeszłość jest ważna, lecz teraźniejszość. Więc cieszmy się wspólną teraźniejszością – tym razem jego uśmiech był szczery. Uspokoiła się po tym, co powiedział i wtuliła się w jego ramie. Dopiero po fakcie zrozumiała co robi. Pomimo tego, że wciąż było jej głupio za to co robiła, nie mogła przestać. Syriuszowi natomiast, bardzo się ten gest podobał. Nie wiedział czemu, ale nagle jakby cały świat nie istniał. W tym momencie rozumiał Rogacza bardziej niż wszyscy. Wiedział już, czemu stracił dla tej rudowłosej dziewczyny głowę. Szli w milczeniu aż do kolejnego zakrętu. Ona wdychała zapach swych ulubionych kwiatów, on cieszył się każdą minutą u jej boku. Gdy byli przy zakręcie, ruszyli w stroną restauracji, a ona odezwała się do niego, zaciekawiona tym, jak władczo i czule trzyma jej rękę.

-Syriuszu, czemu właściwie zaprosiłeś mnie na to spotkanie?- zaśmiał się krótko i zapytał retorycznie

-To to nie jest randka?!- udał zdziwienie, co rozbawiło Evans.

-Powiedz, czemu chciałeś ze mną iść do restauracji dla sztywniaków zamiast wybierać gadżety z Huncwotami?

-Nie wiem… Ale jak chcesz to już do nich idę…- zażartował sobie i już chciał ją puścić, kiedy ona przyciągnęła go do siebie. Ich twarze dzieliły centymetry. Widział w jej oczach, że chce go pocałować, a ona ujrzała pożądanie w jego spojrzeniu. Zbliżył się do niej tak blisko, że ich nosy zlewały się ze sobą, po czym pocałował ją tak, jak żadnej dziewczyny jeszcze nie całował. Ziemia poruszyła się pod jej stopami a niebo zawirowało. Sama nie wierzyła, że Syriusz Black mógłby tak na nią działać. Zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w talii. Stali tak przez dłuższy moment, a gdy przestali, oboje chcieli więcej. Objął ją ramieniem i ruszył w stronę restauracji.

-Przez ciebie spóźnimy się na deser- zażartował, co znów ją rozbawiło. Chwilę później stali już przed drzwiami eleganckiej restauracji. Gdy kierownik sali zobaczył, kto się zbliża, krzyknął jedno słowo, “Black” a wszyscy pracownicy zaczęli przygotowywać wszystko wokół ich stołu. Gdy weszli na sale, służba pokłoniła im się nisko i Kierownik zaprowadził ich do stolika w rogu. Syriusz odsunął krzesło Lily tak, by mogła usiąść, po czym przysunął ją do stolika. Gdy oboje siedzieli przy stole, zza parawanu wyłonił się kelner z menu i szampanem. Nalał im po pół kieliszka i odebrał zamówienia.

-Poproszę stek z ziemniakami pureé. A ty co zamawiasz?– Spytał siedzącej naprzeciw niego dziewczyny.

-Ja poproszę sałatkę grecką, tylko bez oliwek.

-Do tego na deser poprosimy po croissancie czekoladowym i ciepłą czekoladę, na wynos-Dodał. Kelner odszedł najszybciej jak mógł i zostawił ich samych.

-Skąd wiedziałeś, że lubię croissanty i gorącą czekoladę?

-W zimę tylko to pijesz, a co piątek jesz tyle rogalików ile możesz. Zgadywałem.

-Wciąż nie odpowiedziałeś na pytanie. Czemu mnie tu zabrałeś? Mogliśmy iść gdziekolwiek indziej, a ty wybrałeś najdroższą restaurację w całym Zjednoczonym Królestwie*.

-Nie wiem. Może chciałem Ci zaimponować? Może chciałem ci pokazać, że nie jestem aż takim dupkiem za jakiego mnie masz? Może po prostu chciałem pobyć z tobą z dala od reszty? –uśmiechnął się iście po Huncwocku i dał jej buziaka w policzek. –A ty czemu się zgodziłaś?

-No wiesz?! Czemu mnie o to pytasz?

-Z tego samego powodu z którego ty pytasz mnie o twoje zaproszenie.

-Bo ja teen… Chciałam iść z tobą na randkę…

-Lubisz mnie?- zapytał, widząc jej zmieszanie. Na to pytanie zarumieniła się lekko i spuściła głowę. –Bądź moją dziewczyną. Proszę.- dodał, a ona tylko skinęła głową.- To będziesz?- zirytował się odrobinę

-Ta-ak…- odpowiedziała po chwili, ale moment później jej przeszło, gdy tylko ją pocałował. Zatraciła się w tym pocałunku tak bardzo, że kelner musiał zwracać ich uwagę na siebie, by móc położyć jedzenie na stole.

-Opowiedz mi o świecie mugoli. Jak tam jest?- zapytał. Podczas jedzenia słuchał jej jak zahipnotyzowany. Uwielbiał mugoli, byli jego pasją, ale nikomu się do tego nie przyznał, nawet Jamesowi. Ona opowiadała mu właśnie o sławnych kapelach jak Deep Purple albo The Beatles czy Rolling Stones a on słuchał jej oczarowany nimi, poprzysięgając sobie, że jak tylko dostanie pozwolenie na aportację, pierwszy wypad do Hogsmeade opuści na rzecz kupienia ich płyt. Mówiła mu też o tym, że zamiast czarów używają elektryczności. Nie bardzo wiedziała jak mu to wyjaśnić, więc obiecała mu, że jak wrócą pośle sowę do rodziców o dostarczenie jej jakiejś elektronicznej zabawki. Po zjedzeniu wszystkiego, wypiciu butelki szampana i otrzymaniu swojego zamówienia wyszli na spacer. Wymusiła na nim, by najpierw usiedli na skraju lasu na ławce, by po deserze udać się na zakupy.

Na ławce to on opowiadał jej o wielu rzeczach związanych ze światem magicznym, których jeszcze nie zdążyła odkryć. Tak wiele rzeczy wiedziała, a i tak coraz to nowsze ją zaskakiwały. Na szczęście, do takowych należała przejażdżka Błędnym Rycerzem. Jeszcze nie miała okazji w nim jechać i była temu bardzo wdzięczna. Nie miała też jeszcze okazji poznać tak wielu interesujących stworzeń magicznych. Black zaprzysiągł jej, że gdy tylko będą mogli się spotkać w święta poza Hogwartem, zabierze ją do magicznego zoo. Udali się potem na zakupy do sklepów z szatami, kosmetykami, biżuterią, byli w Miodowym Królestwie i u Żonka, oraz odwiedzili okolice Wrzeszczącej Chaty.

-To tylko legenda! Sam sprawdzałem! Chodź! W razie co, obronie Cię własną piersią!- próbował ją przekonać by weszła do środka, ale ona zapierała się nogami jak tylko mogła. W końcu nie wytrzymał, wziął ją na ręce i przy akompaniamencie jej wrzasków wszedł z nią do środka. Gdy zobaczyła, że w środku jest dość schludno i nie wygląda nawet na opuszczoną, przestała krzyczeć. –Haha, dobrze, że już nie wrzeszczysz, bo to potwierdzałoby legendę- zaśmiał się Syriusz, za co oberwał kuksańca w bok. Poszła po schodach do sypialni, a gdy chłopak przypomniał sobie, że nie zgarnęli skrawków materiału po pełni ruszył za nią. Nie zdążył. Stała w drzwiach sypialni, która była używana przez nich jako kryjówka dla Remusa. Zauważyła jego ubrania i pobladła.

-Czy to nie jest to, w co ubrany był w pierwszą niedzielę po przyjeździe? Ale przecież, wszystko z nim w porządku, więc… co to tu robi?- Pobladła jeszcze bardziej. Syriusz stanął przed nią i zaczął jej wyjaśniać tyle ile mógł, oczywiście pomijając zbędne fragmenty

-Bo raz w miesiącu Remus zamiast do mamy przychodzi tu, a my przychodzimy z nim. I potem jego ciuchy się szarpią, a on jest taki dziwny… i potem jak już mu przejdzie to go zabieramy z powrotem. Nic złego mu się nie dzieje… Lily… Lily nie mdlej!- Złapał ją w ostatniej chwili. Pierwsze co zrobił to położył ją na łóżku i posprzątał pokój. Skończył robotę i wziął Lily na ręce. Zdenerwowany użył przejścia pod wierzbą i pobiegł wprost do Skrzydła Szpitalnego. Blada Lily nie protestowała. Nie mogłaby nawet, bo wciąż nie odzyskała przytomności. Wpadli do skrzydła jak strzała a za nimi roznosiło się echo jego tubalnego głosu, w którym zdenerwowanie było wyczuwane na milę.

-Poppy! Panno Pomfrey! Szybko! Evans zemdlała! Potrzebuje pomocy!- Położył ją na łóżku i pociągnął młodą pielęgniarkę za rękaw. Ta zszokowana pierwsze co zrobiła to podała szklankę Syriuszowi. Wypił wszystko jednym haustem, a dopiero potem przyszło mu do głowy, że nie wie co to jest –Co mi dałaś?- zapytał autentycznie przerażony

-Eliksir słodkiego snu. Kładź się na łóżku obok, bo zaraz spadniesz na podłogę- młody Black posłusznie ułożył się na posłaniu obok Lily, złapał ją za rękę i usnął gdy tylko jego palce zacisnęły się na zimnej ręce Evans. Pielęgniarka zbadała ją, sprawdziła, czy nic jej się nie stało i dała jej do powąchania wywar ocucający. Ten smród przywróciłby zmarłego do życia. Było to jak połączenie smrodu skarpet wszystkich Huncwotów ze ściekami i kompostem. Gdy tylko odór znalazł nozdrza gryfonki, ta podskoczyła na łóżku i spadła z niego. Wstała, i nawet nie zauważyła, że jej krucha dłoń spoczywa pomiędzy silnymi palcami czarnowłosego chłopaka obok. To poskutkowało w to, że gdy Lily chciała odejść od łóżka, by zapomnieć o smrodzie, została pociągnięta przez zaciśniętą rękę Blacka i upadła na pośladki. To z kolei sprawiło, że Łapa upadł twarzą na podłogę i obudził się uderzeniem. Wstał, podbiegł do Poppy i zaczął krzyczeć na nią, nie zauważając, że Lily siedzi zszokowana na posadzce.

-Gdzie jest Lily?! Czy wyjdzie z tego?! Czy nic jej nie jest?!- dopiero Evans sprawiła, że zamknął usta. Obróciła go do siebie i pocałowała namiętnie, a on zapominając co miał powiedzieć Lily, zatracił się w tym i odruchowo przyciągnął ją do siebie. Powoli dochodziło do niego co się dzieje, więc odsunął ją od siebie i powiedział łagodnie

-Lily, nie teraz. Staram się dowiedzieć, co Ci jest… Lily!- zareagował po chwili i na powrót do niej przylgnął. Trwali w tym uścisku parę minut, aż pielęgniarka musiała ich wyganiać.

-Więc właściwie, opowiesz mi co się stało we Wrzeszczącej Chacie?- spytała, gdy opuścili gabinet.

-Nie jestem odpowiednią osoba, by ci to powiedzieć, dowiesz się później.

***

Cała grupa spotkała się pod wyjściem. Ustawili się w rządku i podali woźnemu swoje przepustki. Oczywiście, nie obyło się bez pomruków niezadowolenia, ale ostatecznie zostali wypuszczeni. Szli szybkim tempem w kierunku Hogsmeade. Nikt nie odwracał się za siebie, ewentualnie Remus spoglądał na Natt i na odwrót. Nikt nie przeszkadzał zamyślonemu Jamesowi w pogrążaniu samego siebie.

-To gdzie idziemy?- zapytał niepewnie Remus, na co reszta wymruczała kilka propozycji.

-Trzy Miotły- powiedział Rogacz stanowczo. Nikt nie miał ochoty się z nim sprzeczać. Weszli do pubu pełnego uczniów, nauczycieli i mieszkańców wioski. Można było zobaczyć parę nie znanych twarzy podróżników, pijących co mocniejsze alkohole i wymieniających się lokalnymi plotkami z mieszkańcami. Tłok nie był nadmierny, James był nawet wdzięczny losowi za to, że jest tu pełno ludzi. Gdyby było mało osób, zapewne nie wytrzymałby i przestałby nad sobą panować. –Co kto chce?- zapytał, gdy zajęli stolik w rogu.

-Piwo kremowe- odpowiedzieli chórkiem Peter, Andy, Matt, Natt, Ally i Cassie. Remus popatrzył na niego niepewnie, po czym dodał

-Weź mi to, co ty bierzesz- jakby wiedząc, że Potter wcale nie ma ochoty na piwko. Czarnowłosy podszedł do lady i zawołał Rosmertę. Kobieta zjawiła się obok niego na zawołanie.

-Rosmerto, poproszę sześć kremowych i jakbyś mogła dwie Ogniste. Nie trzeba kieliszków.- powiedział czarująco, na co kobieta zarumieniła się lekko.

-Wiesz że wam jeszcze nie wolno…

-Głupoty gadasz, nikt się nie zorientuje, a w razie co, powiem, że znalazłem na ulicy przy pijaku. To jak?- ucałował jej dłoń, co sprawiło, ze barmanka już po chwili zjawiła się z dwoma butelkami whiskey i połową tuzina kufli zachęcająco wyglądającego piwa. Skłonił się nisko i zabrał napoje do stolika. Podał wszystkim ich napitki, po czym sam odkorkował swój trunek i pociągnął zdrowo. Lupin wziął przykład z przyjaciela i upił trochę ze swojej butelki.

-Jak ci się udało kupić Ognistą?- zapytała Allana z podziwem. Jim niewiele myśląc powiedział prosto z mostu.

-Flirt, moja droga. Flirt- i ponownie napił się swego napoju. Pili w milczeniu. Do czasu aż nie wyszli z Trzech Mioteł nikt nie odważył się pisnąć słówkiem. Gdy przekroczyli próg, Peter przemówił piskliwym głosem

-Do Miodowego Królestwa?- co zostało poparte przez resztę. James sam musiał przyznać, że to dobry pomysł, zważając na to, że trzeba zrobić zapasy. Ruszył za nimi, chwiejąc się z lekka na nogach i podtrzymując Remusa, który miał nieco słabszą głowę od przyjaciela. Wyjął (z trudem) eliksir trzeźwiący z kieszeni i podał go przyjacielowi, by następnie samemu napić się tego ohydztwa. Minutę później oboje mogli już normalnie iść, więc szybko dogonili pozostałych i wsłuchali się w kłótnie Andy i Matta.

-Ja się nimi wcale nie bawię! Po prostu szukam tej jedynej! Nie  moja wina, że żadna nie jest ani na tyle mądra, ładna i dobra w łóżku by zdobyć moje serce! 

-Taaak?  Ciekawe. To dlatego zapraszasz parę naraz do swoich tajemnych pomieszczeń? Żeby zobaczyć czy są ładne i dobre by ewentualnie zaprosić na randkę, by zobaczyć czy są mądre?- powiedziała dziewczyna, co sprawiło, że chłopak pobladł momentalnie.

-A-aa ty skąd wie-esz?- wydukał z nerwów.

-Bo tak się składa, że to ja byłam tą blondynką w masce na oczach- powiedziała i zasłoniła sobie górną część twarzy. Gdy Mateusz to ujrzał, miał mniej kolorów na twarzy niż woda, co sprawiło dziewczynie nie małą satysfakcję. Uśmiechnęła się zwycięsko i odeszła  w stronę sklepu ze słodyczami. Wszyscy stali z otwartymi ustami. Andrea Jaredson własnie się przyznała na głos do tego, że spała z facetem, w tym samym czasie co dwie inne. Boże, ona przyznała się, że w ogóle z kimś spała! Przyznała się do życia seksualnego! To było dla nich za wiele.

Udali się jakby w amoku do Miodowego Królestwa, od niechcenia wybierając rzeczy z listy. Każdy, prócz Andy, myślał tylko o jej deklaracji. Ona natomiast myślała o tym, że o dziwo, to co zdarzyło się w komórce na miotły na czwartym piętrze bardzo jej się podobało. Nawet pomimo towarzystwa Ślizgonki i Krukonki. Nie miałaby nic przeciwko, by powtórzyć to z nim sam na sam... STOP! Zastanawiała się, dlaczego w ogóle o tym myśli. Chciała mu tylko udowodnić, że się myli co do niej. Że się myli, mówiąc, że po prostu się boi swojego pierwszego razu, dlatego zajmuje się pergaminami. Mylił się. Ona to wiedziała, i jak na inteligentną osobę przystało musiała mu to udowodnić. Nawet swoim kosztem.

James już dawno zakupił to co chciał. Stał z torbami przy oknie sklepu. Czekał, aż jego przyjaciele skończą, by wspólnie wyjść stąd do sklepu z rzeczami do quidditcha. Patrzył na ulicę. Na przechodniów, kłaniających się znajomym. Na młodszych uczniów, podziwiających uroki miasta. Na starsze roczniki, rozglądające się za swoimi przyjaciółmi, lub za miejscem, do którego powinni się udać. I wtedy ich dostrzegł. Szli sobie powoli od sklepu do sklepu. On w swoim mugolskim garniturze, ona w pięknej sukience. On niósł zakupy, ona oglądała wystawy. Śmiali się razem, uśmiechali do siebie, wymieniali ukradkowe spojrzenia. Wszystko wydawałoby się idealne, gdyby nie jeden, drobny szczegół. To byli Syriusz i Lily. Patrzył na nich chwilę, zazdroszcząc przyjacielowi sposobności bycia sam na sam z Evans. Nie minął moment, a on żałował, że ich obserwował. Chwilę potem, Syriusz rzucił zaklęcie zmniejszająco-zwiększające na swoją kieszeń marynarki, włożył tam wszystkie zakupy, przyciągnął do siebie Lily i pocałował ją namiętnie. A ona mu jeszcze zarzuciła ręce na szyje! Za wiele jak na jeden dzień, za wiele!

Udał się prosto do Wrzeszczącej Chaty. Chciał pobyć sam, a przecież nie znajdzie teraz bardziej odludnego miejsca niż nawiedzony dom. W sumie, cieszył się, że Dumbledore rozpuścił tą plotkę na temat domniemanych zjaw w opuszczonej chacie. Udał się na jedną z nie używanych przez Remiego sypiali i usiadł na starym, dość czystym łóżku. Cieszył się, że zawsze po pełni czyszczą ten dom. Nie tylko zakrywają ślady bytności animagów i wilkołaka oraz robią zapasy. Przygotowują ten dom tak, jakby mieli tu mieszkać. “Dobre rozwiązanie” pomyślał, “Zwłaszcza, jak, że ja tak nie chcę zostać aurorem, czy chociażby nauczycielem Transmutacji…” Dodał.

Nagle usłyszał krzyk i jakby ktoś próbował tu kogoś zaciągnąć. Zamarł, gdy zobaczył to co się dzieje. Syriusz właśnie prowadził tu Lily. Kiedy jeszcze nie posprzątali po Lunatyku! A on nie mógł nic zrobić. Ruszyłby się, zobaczyliby go. Zostanie, mogą go znaleźć. Musiał się ukryć. “To tylko legenda! Sam sprawdzałem! Chodź! W razie co, obronie Cię własną piersią!” słyszał przyjaciela, a po chwili krzyk ustał. Weszli. Zobaczyła, że tu wcale nie straszy.James nie wytrzymał i wyskoczył przez okno, by pognać do szkoły. Chciał się zamknąć, odizolować, być sam. Ale nawet w nawiedzonej chacie nie mógł znaleźć miejsca dla siebie. 

Gdy rzucił się z rozbiegu na swoje łóżko postanowił popatrzeć co robią Hogwartczycy. Dumbledore przechadzał się właśnie po gabinecie, jak zwykle, przed jakimś ważnym wydarzeniem. Minerwa McGonagall była u siebie i wpatrywała się właśnie w okno. Profesor Sprout przechadzała się żwawo po cieplarniach. Hagrid i mały szczeniak byli w mieszkanku gajowego. A po chwili znów zobaczył swojego przyjaciela z jego lubą. On niósł ją na rękach, jakby stało się coś złego. Biegł wprost do Skrzydła Szpitalnego, by tam, ułożyć Lily na kozetce, zaciągnąć Pomfrey pod jej łóżko i położyć się obok niej. A moment później znów się całowali. Złożył mapę i rzucił nią o ścianę. W tym czasie do pomieszczenia niepostrzeżenie wkradł się Remus i podał mu czekoladę.

-Masz, dobrze ci zrobi. Czekolada ma w sobie… nutkę szczęścia…- powiedział –i eliksir euforii- dodał, gdy jego przyjaciel zjadł część tabliczki. James popatrzył na słodkość, na przyjaciela a potem zaśmiał się serdecznie.

-Nie noo, to dobre! Widziałem jak mój kumpel i dziewczyna którą kocham się obściskują, potem poszli za mną do Wrzeszczącej Chaty, następnie niósł ją do Szpitalnego, a potem znów widziałem jak się całują! Na koniec mój kumpel jak gdyby nigdy nic faszeruje mnie euforią! Świetny dzień! Nie ma co!- mówił, śmiejąc się w głos. Remus nie mógł uwierzyć w to co słyszy.

-A-aa czy widziała moje ubrania?- spytał w końcu z trudem.

-Niee wieem, ale chyba dlatego zemdlała!- mówił, wciąż się śmiejąc. Remus już wiedział, trzeba jej powiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Doceniam każdy komentarz. To właśnie wy, wierni czytelnicy, mnie motywujecie do pisania kolejnych części. Liczę na sporą dawkę waszych opinii, nie koniecznie tylko i wyłącznie pochwał. Mam też nadzieję na uzasadnioną krytykę. Pozdrowienia!