niedziela, 11 sierpnia 2013

Harry Potter i Nowa Prawda: I Listy

Pierwszą przesyłką, za którą się wziął była gazeta "Prorok Codzienny". "Prorok" to czarodziejska gazeta opisująca wszystkie ważne wydarzenia magicznej Anglii. Sowa z wydawnictwa nie czekała na niego. Opłacał roczną prenumeratę z góry. Niby po tych wszystkich bzdurach, które o nim wypisywali, i poniekąd nadal wypisują, powinien przestać ją czytać, ale sądził, że trzeba znać wszystkie nowinki, plotki oraz informacje. Kto wie, co może się przydać? Rozłożył gazetę i aż zachłysnął się powietrzem.


Sami-Wiecie-Kto
w Ministerstwie!
Karty na stół?

Wczoraj równo o godzinie 6 po południu do gmachu ministerstwa aportowali się śmierciożercy wraz z Sami-Wiecie-Kim. Nikt by go nie rozpoznał po jakże obraźliwym opisie Harry'ego Potter'a. Wyglądał jak Tom Marvolo Riddle w czasie, gdy odbierał swój Order Merlina za zasługi w Australii przy modernizowaniu czarami mugolskiego transportu. Śmierciożercy ciasno otaczali swego przywódce i nie pozwalali nikomu go tknąć, odbijając wszystkie klątwy, samemu nie atakując. Zaskakujące, jak na grupę morderców. Wciąż eskortowany, Czarny Lord stanął na Fontannie Braterstwa i zabrał głos. Tu jest cytat jego przemówienia.

"Nie chcemy was skrzywdzić! Będziemy się bronić, jeśli nas zaatakujecie, ale nic poza tym. Mam dla was ciekawostkę. Dumbledore, kawaler Orderu Merlina pierwszej klasy, jest, uwaga... Oszustem. Tak, dyrektorze, czas na ziarno prawdy. Jest on oszustem i manipulatorem. Mówi kłamstwa na mój temat, by jego przekręty wyblakły. Serio myślicie, że uważam mugoli, mugolaków i różne rasy jako podgatunek? Że moi zwolennicy marzą o wymordowaniu, wybaczcie mi wyrażenie, tych, którzy babrają się szlamem? Jestem pół-krwi! Nie miałem kolorowego dzieciństwa, ale nie było złe. W dodatku takie destrukcyjne działania mogłyby jedynie doprowadzić do wymordowania setek tysięcy czarodziejów i ludzi niemagicznych, a niektóre magiczne rasy całkowicie zostałyby skazane na wymarcie, jak na przykład wampiry czy już dziesiątkowane wilkołaki. Ja i moi przyjaciele nie uśmiercamy niewinnych, my im pokazujemy prawdę. To oni sami uśmiercają się po odnalezieniu światła. Kolejna ciekawostka o szanowanym obywatelu i członku rady Wizengamotu. Kto wiedział, że fascynuje się różnorakimi językami? Nie koniecznie tylko ludzkimi. Porozumiewa się z trytonami, z testralami i, co ciekawsze, z wężami! Na piątym roku wcale nie wiedziałem, gdzie leży Komnata Tajemnic. Dalej nie wiem! Owszem, komunikuje się z wężami, ale nie ja jedyny. Czy nadal wierzycie, że Dumbledore jest cnotliwą ikoną światła? To tylko część prawdy! Prawdy, której od niego nie dostaniecie! Harry Potter także został oszukany. I to nie tylko przez niego, ale przez wielu. Jeśli kiedykolwiek się o tym przemówieniu dowiesz, Harry, to wiedz, że ty też musisz poznać prawdę, nową prawdę o sobie. Jednakże sądzę, że to powinno jeszcze zostać naszą tajemnicą. Teraz pozwólcie nam w spokoju opuścić ten budynek, skoro żadnych szkód nie uczyniliśmy. Żegnajcie, oświeceni!"

Przemowę uwieńczył wystrzeleniem Mrocznego Znaku nas sufitem Ministerialnego hall'u, mimo, że nie było żadnych poszkodowanych. Niestety, dyrektor Dumbledore odmawia komentarzy w tej sprawie a my nie mieliśmy szans porozmawiać z naszym Chłopcem-Który-Przeżył. Przysięgamy, że będziemy badać tą sprawę, aż w końcu nie dowiemy się prawdy. Wasza Rita Skeeter."

Harry przebiegł po tekście jeszcze raz i wzruszył ramionami, odkładając gazetę na bok. Co mu może wielki Lord Voldemort powiedzieć? Że Weasley'owie go szpiegują? Że Granger udaje jego przyjaciółkę, by przekazać wszystko, co o nim wie dyrektorowi? Że dyrektor trzyma go w złotej klatce, by pokonał najsilniejszego czarnoksiężnika wszech czasów? Już dawno to wiedział. Cóż tu rzec. Prócz wrodzonej intuicji, która tak ogółem mówiąc jest nieomylna, ma wrodzony fałszoskop, dzięki któremu wyczuwał ich obłudę na odległość kilometra. Rozpoznawanie kłamstw w jego przypadku okazywało się w dziwaczny sposób. Odczuwał wtedy lekkie dudnienie w skroniach. Tylko w Swojej Komnacie miał od tego spokój. Zabrał się za drugą przesyłkę, przybywającą od jakże uroczej Hermiony.

Drogi Harry!
Cieszę się, że mogłam do Ciebie napisać! Dyrektor zakazał nam pisania do Ciebie, w obawie, że nasze sowy zostaną przechwycone, lub będą śledzone, co doprowadzi Śmierciożerców do Ciebie, a przecież nie można czarować poza Hogwartem. Mam dla Ciebie parę ciekawych informacji.
Wiedziałeś może o czymś takim jak Zakon Feniksa? To organizacja działająca w czasach pierwszej wojny z Sam-Wiesz-Kim w celu obalenia jego terrorystycznych rządów. Z nieoficjalnego źródła wiem, że zostanie on reaktywowany. Świetnie, co? Dyrektor chcę Cię stąd zabrać do miejsca, gdzie znajduje się Tajna Kwatera. To dom jednego z nas, osoby, której ufasz bezgranicznie. Eskorta wpadnie po Ciebie w twoje urodziny, nie mogę napisać o której.
Napisz do mnie coś bardziej konstruktywnego. Wiem, że się martwisz tym, co się stało, ale ja ci wierzę, że nie miałeś z tym nic wspólnego. Gdyby tak było, to byś mi powiedział... Prawda? Czekam na list od Ciebie z niecierpliwością.
Całusy, Hermiona

Harry czytając to co rusz wykrzywiał się w grymasie pogardy. Czego to ona jeszcze nie wymyśli... Zgniótł papier i podpalił go bezróżdżkowo i niewerbalnie. No cóż, trzeba ćwiczyć, żeby być mistrzem. Wziął kolejny list do ręki i znów się skrzywił. Ten był od Ministra.

Drogi Panie Potter.
Zapewne zastanawia się pan, dlaczego do Pana piszę. Otóż powód jest prosty jak drut. Postanowiliśmy, że skoro Sam-Wiesz-Kto powrócił powinien Pan dostać dodatkowe prawa. Usunęliśmy Twój namiar oraz udzielamy Ci pozwolenia na animagię niezarejestrowaną, teleportację, świstokliki, czarną magię, zaklęcia niewybaczalne oraz na stosowanie magii w otoczeniu mugoli, tudzież na nich samych. Ma pan również prawa równe Aurorom i jeśli tylko Pan zechce, otrzyma Pan swoje własne umundurowanie i odznakę aurorskie. Strój jest zabezpieczony przed większością klątw, natomiast odznaka jest komunikatorem informującym stróży prawa o sytuacjach kryzysowych. 
Z wyrazami szacunku,
Korneliusz Osfald Knot

Czytając ten tekst natomiast śmiał się w głos. To oni niby usunęli mu namiar! W dodatku właśnie w tym momencie dali mu prawo do legalnego torturowania niemagicznych. W kopercie znalazł też mały, plastikowy prostokąt z jego zdjęciem, danymi i wypisanymi wszystkimi przywilejami i prawami, który okazał się być niczym innym jak magicznym dowodem tożsamości. Został na nim odznaczony jako Auror Specjalny. Łzy śmiechu wciąż kapały z jego oczu, a on nie mógł się powstrzymać. W przerwach między spazmami chichotów napisał zwięzłą odpowiedź, że owszem, chciałby dostać wyposażenie aurorskie oraz ładnie podziękował za przywileje, jakimi go obdarzono. Zwinął kartkę papieru w rulon i wysłał swoją sowę z odpowiedzią, jednocześnie wkładając kawałek plastiku do swojego portfela. Sięgnął po kolejny list.

Hej, Szczeniaku!
Piszę do Ciebie, bo od Severusa wiem, że nie masz już namiaru. Ja też złożyłem przysięgę, która miała za zadanie uniemożliwić mi mówienie Ci jakichkolwiek szczegółów o Twoich rodzicach. Jest wiele rzeczy, które musisz wiedzieć, a których nikt inny Ci nie powie.
Lily była bardzo zdolną czarownicą, która gardziła takimi jak Syriusz czy Twój ojciec. Dopiero na szóstym roku zawarli rozejm a w ostatniej klasie między nimi zaiskrzyło. Ze mną przyjaźniła się od trzeciej klasy, ale tylko dlatego, że nie byłem taki jak Łapa czy Rogacz. Wstydzę się tego, że nie byłem na tyle odważny, by im się przeciwstawić i by im przeciwdziałać. Nie byli oni tacy święci i cudowni, jak większość o nich mówi. Byli żartownisiami, kawalarzami... Byli dręczycielami. Wyżywali się na innych, głównie na ślizgonach, z zupełnie nic nie znaczących powodów. Lily takimi gardziła. Zwierzyła mi się kiedyś, że Tiara chciała ją przydzielić do Slytherinu. Pasowałaby tam. Ale ona stwierdziła, że Gryffindor jej potrzebuje, bo inaczej ta szkoła nie przetrwa. Severus był biedny, bo on dodatkowo obrywał za to, że przyjaźnił się z Lilką. Potem obrywał za obrażenie jej w piątej klasie, ale to inna historia.
Teraz powiem Ci coś, o czym chcę, byś wiedział. Mam wątpliwości co do tego, czy Jasna strona jest taka "jasna", jeśli mnie rozumiesz. Dumbledore wiele dla mnie zrobił ale... Ostatnio wyraził się dość jasno, że mam zabrać Cię do siebie na te święta i następne wakacje, oraz że mam mu mówić o wszystkim, co się u ciebie dzieje. Nie zrozum mnie teraz źle. Jesteś dla mnie jak mój własny syn i zapewne będę Cię wypytywać o to, co Cię męczy. Chcę żebyś wiedział, że odmówiłem tego dyrektorowi. Nie był pocieszony. Sądzę, że on chce Cię kontrolować. Uważaj na siebie.
Trzymaj się,
Lunatyk (wcale nie Lunio!)

Ten list go ucieszył i rozczulił. On jako jedyny wysilił się, by mu powiedzieć prawdę. To jest znak, że Remusowi na nim zależy. Cieszył się, że ma choć jednego prawdziwego przyjaciela. Mimo dość realnego, że tak to ujmę, opisu jego rodziców, ten list pokazał, że jest na świecie ktoś, kto chcę po prostu jego szczęścia. Wziął kartkę papieru i długopis, by odpisać mu podziękowania za wszystko i oznajmić, że dla niego przez ten dość krótki czas znajomości on był jego ojcem. Wyraził też w tym liście swoją wielką chęć bycia jego oficjalnym synem i dodał, że ufa mu w stu procentach. Hedwiga już zdążyła wrócić, ale gdy zobaczyła Potter'a zbliżającego się z kolejną wysyłką to fuknęła na niego i wleciała na szafę. To mu przypomniało o transmutacji ubrań i rzuceniu na nie paru czarów.

Chciał, by ubrania te nie niszczyły się i same dopasowywały do jego rozmiaru. Nie był pewny, czy jego drobna, chuda sylwetka nie zmieni się niedługo, bo właśnie był w fazie końcowej ważenia eliksiru swojego pomysłu, który był jakby suplementem diety wspomagającym przyrost masy ciała, tkanki mięśniowej i wzrost kości oraz dostarczał organizmowi wszystkie brakujące witaminy. Był głównie na bazie wysoko-witaminowych owoców, miał też w sobie krew jednorożca podarowaną dobrowolnie i odrobinę jego włosia. Złapał sowę i wysłał list, by ponownie sięgnąć po przesyłkę ze zmniejszającego się już stosu.

Młody!
Wiem, że nie powinienem pisać, ale po prostu nie mogłem się doczekać, by Ci to powiedzieć. Dumbledore chce Cię poświęcić w walce z Voldim! Podsłuchałem jego rozmowę z kimś, kogo za nic nie kojarzę. Mówił coś o tym, że poświęcenie Ciebie to jedyny sposób, by odwrócić Jego uwagę od potencjalnego zagrożenia czyhającego na tego Gada.
Ukrywam się w Kwaterze, która, no cóż, jest moim domem. Remus też tu mieszka. Chciałbym z nim porozmawiać o moich spostrzeżeniach, ale boję się, że dyrektor nas podsłucha. Nie chcę sobie narobić kłopotów. Drugi raz białobrody do paki mnie nie wpakuje! Nie pytaj, nie rozmowa przez sowy. Chciałbym Cię oficjalnie adoptować, ale cóż... Ministerstwo, te sprawy... Jak tylko mnie uniewinnią to pierwsze co zrobię to pójdę do Działu Adopcji i złożę tam papiery. Jak twoja nauka animagii? Ćwiczysz? Mam nadzieję, że nie zostaniesz jakimś łabędziątkiem, lub co gorsza, kotem dachowym. Ughh! Tego bym nie zniósł. Wystarczyły mi już Norris i McGonnagall ganiające mnie po zamku za moich czasów. Ale ja staro brzmię. Pamiętaj. Skupienie, medytacja, skoncentrowanie się na swoim wnętrzu. Już nie długo i będą lepsze efekty. Nie martw się, ćwiczysz tylko rok.
Będę kończył. Pamiętaj, u mnie Twoje sekrety są jak złoto u Gringott'a. Niedostępne dla niepowołanych. Jeszcze jedno... Wiem, że już Ci to proponowałem, ale chciałbym, byś ze mną zamieszkał jak tylko będzie możliwość. Chciałbym być twoim ojcem, jesteś mi bliższy niż rodzina. Chociaż Rogasia dalej nie pobiłeś! Jak się spotkamy, opowiem Ci tyle historii z moich czasów... Szykuj się, to groźba, nie obietnica.
Kocham Cię, Młody
Wąchacz

Uśmiechnął się na kolejne wyznania miłości i przypływu ojcowskich uczuć. Na ten list nie odpisał. Chciał mu wszystko przekazać jak się spotkają. Także uważał, że tego typu rozmowy powinny być prowadzone twarzą w twarz, a nie przez wysyłki. Zostały jeszcze dwie koperty do rozwinięcia. Jedna błękitna, druga zielono-czarna. Najpierw postanowił odczytać tą jasną, zgadując kto to może być. Nie pomylił się.

Drogi Harry!
Wiem, że możesz się czuć zagubiony po wydarzeniach na cmentarzu. Rozumiem to. Zobaczyć śmierć na żywo i samemu ledwo jej uniknąć...
Mam nadzieję, że tęsknisz za swoimi przyjaciółmi, bo już niedługo znów się z nimi spotkasz. Przyjedziemy po Ciebie, by zapewnić Ci wystarczające bezpieczeństwo do końca lata. Martwię się o Ciebie, chłopcze. Zmiany, które ostatnimi czasy u Ciebie zaobserwowałem są dość przerażające. Nie odwracaj się od przyjaciół, każdy ich potrzebuje. Nawet tak silny czarodziej jak ty czy ja. Musisz mieć kogoś, komu ufasz. Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć i w potrzebie zawsze przyjdę Ci z pomocą. 
Niestety, nie wiem, czy zobaczymy się w te wakacje, a mam Ci coś do ofiarowania na Twoje piętnaste urodziny. Nawet jeśli nie jesteś pewny, czy możesz zaufać jakiemuś człowiekowi, ten prezent powinien Ci pomóc zwalczyć kwestie samotności.
Trzymaj się dobrze, Harry
Albus Dumbledore.

I już mu ciśnienie skoczyło. Dumbledore się o niego martwi? Bzdura! Ma się nie odwracać od przyjaciół? A co? Za ciężko będzie tak silnemu czarodziejowi znaleźć nowych szpiegów? Warczał, gniotąc papier w ręku i spalając go w zaciśniętych dłoniach. Włożył rękę do środka i wyciągnął pudełko rozmiarów zapałek. W jego dłoni zaś powiększyło się ono do rozmiarów pudełka na buty. Rozwinął papier i ukazało mu się terrarium z małym, zielonym wężem w środku. Do szyby przyklejona była mała karteczka.

To Mamba Jamesona. Bardzo jadowita.
Masz moje pozwolenie na zabranie i Hedwigi i jego do szkoły.
Ma miesiąc. Nazwiesz go jak zechcesz, od dziś jest twój.
A.D.

Uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej na coś się wreszcie przydał ten kłamca. Postawił terrarium na biurku i otworzył pokrywę. Wąż spojrzał na niego zaspany i zasyczał delikatnie.

-Mama?
-Nie, nie jestem twoją mamą. Ale chcę być twoim przyjacielem.
-Czyli ty będziesz moim panem? W naszym szklanym domku mama mówiła, że często dwunogi przychodzą po jednego z nas i zostają naszymi właścicielami. My zawsze jesteśmy wierni swoim panom.
-Cieszy mnie to, ale mów mi Harry. A ty, masz jakieś imię?
-Mama mówiła, że to właściciel ma mi nadać imię...
-A jakie ci się podoba?
-Serpens...- zasyczał niepewnie.
-To będziesz Serpens- uśmiechnął się do niego. Serp zasyczał radośnie i z powrotem zamknął oczy.

Zadowolony opuścił pokrywę i wziął do ręki ostatni list. Tego to się szczerze mówiąc nie spodziewał.

Harry!
Zapewne zastanawiasz się, czemu do Ciebie piszę... Chociaż, jeśli czytałeś Proroka... W sumie, nie powinieneś być tym zaskoczony. Mam nadzieję, że Petunia i jej mąż są dla Ciebie dobrzy. Pozdrów ją ode mnie, jeśli możesz. I, gdybyś mógł, użyj mego prawdziwego imienia.
Dla jasności, dlaczego piszę, powiem krótko. Chcę się z tobą spotkać. I nie, wcale nie chcę cię uśmiercić. Dlaczego miałbym chcieć śmierci... Z resztą, dowiesz się, jak pogadamy, to nie jest coś, o czym powinieneś dowiedzieć się poprzez list. Kontynuując, ten papier był nasączony eliksirem prawdy, wiem, że wiesz jak to działa i jak to sprawdzić, oraz rzuciłem na niego zaklęcie przysięgi. Ja, Tom Marvolo Riddle przysięgam, że nie będę nigdy, w żaden sposób próbował uśmiercić Harry'ego James'a Potter'a. Nie pozwolę też, by uczynił to ktoś inny, chroniąc go za wszelką cenę. Widzisz? Właśnie objąłem Cię moją opieką. W sumie, i tak bym to robił, bez przysięgi też. Nigdy nie chciałem cię zabić. Ale o tym porozmawiamy, kiedy już się spotkamy. Mam nadzieję, że za niedługo. Zaintrygowany? Wyślij Hedwigę z odpowiedzią. Znajdzie mnie. Na wszystkie pytania odpowiem, kiedy się zobaczymy.
Oh, mój mały Harry. Tyle lat Cię nie widziałem. Mam ci tyle do powiedzenia. A w szczególności prawdę. Niektóre rzeczy Cię zszokują, więc przygotuj się na wstrząs.
Miej się dobrze i nie daj się wrogom,
Tom Marvolo Riddle

Cóż... Treść była więcej niż szokująca. Przeczytał to wszystko jeszcze raz, spojrzał na podpis i poleciał do kufra, by wyjąć stamtąd fiolkę z fioletowo-porzeczkowym płynem w środku. Wylał go na róg pergaminu i obserwował jak złote nitki wspinają się na samą górę listu. Gdy tam dotarły, zaświeciły się na zielono, omijając miejsce z przysięgą, tam świeciły się na srebrno. Czyli jednak Lordzina mówił prawdę. Schował w połowie pustą fiolkę z powrotem do kufra i odłożył list tam, gdzie dał listy od Łapy i Lunia. Spojrzał w stronę biurka, by zobaczyć, że Serpens dalej słodko drzemie. Przeniósł wzrok na klatkę z Hedwigą, która wyglądała na nieźle wykończoną. Wziął pergamin i jedno z najlepszych piór i napisał odpowiedź do Voldemort'a, Spojrzał na sowę przepraszająco, a ta już wiedziała, o co chodzi. Po pięciu minutach walki z bardzo zmęczonym ptakiem wreszcie przywiązał jej rulonik do nóżki i wypuścił za okno, mówiąc do kogo ma to zanieść.

Obserwował jej lot dopóki nie zniknęła mu z oczu i odwrócił się w kierunku swoich rzeczy. Czas, by zmienić swój wizerunek. Już dawno temu znalazł parę przydatnych zaklęć, które sprawiłyby, że przestałby wyglądać jak totalny dziwoląg. Postanowił je zastosować. Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje okulary. Skrzywił się teatralnie i zdjął je, rzucając na siebie uprzednio Viziune*. Jego wzrok od razu się poprawił. Przyjemnie było po tylu latach widzieć swoją twarz bez tych okrągłych oprawek. Następnie zajął się włosami. Jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, gdy machał różdżką nad swoją głową. Nie był w tych sprawach tak dobry jak dziewczyny, ale warto spróbować. Otworzył oczy i ujrzał swoje nowe odbicie.

Uśmiechnął się do siebie. Perfekcyjny Undercut. To właśnie chciał osiągnąć. Wreszcie zaczynał wyglądać jak człowiek. Zegarek na jego ręce zaczął piszczeć, oznajmiając mu, że ma trzy minuty do dodania ostatniego składnika do swojej mikstury. Wyciągnął spod łóżka deskorolkę, którą sobie sprawił, gdy był na zakupach. Na niej usadowił swoje prowizoryczne miejsce do ważenia. Nie mógł postawić tego na biurku, a mikstura musiała być podgrzewana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zabezpieczył łóżko, ścianę, parkiet i deskę czarami przeciwpożarowymi i w ten sposób ważył swój eliksir. Wrzucił tam startą skórkę cytrynową, wlał sok z arbuza i wrzucił parę szczypt rogu dwurożca.

Wywar zabulgotał i zmienił swą barwę na limonkowo-cytrynowy a zapach stał się bardziej wyraźny. Można było odróżnić poszczególne owoce dodane do mieszanki; cytrynę, truskawki, jabłko, arbuza. Dało się też wyczuć miętową nutę. Odstawił to na chwilę, by temperatura spadła i przygotował starannie wyczyszczone butelki po piwie kremowym. No cóż, dawkowanie tego jest dość spore, jedna butelka na dzień, ale w ten sposób już w tydzień urośnie i nabierze masy mięśniowej. Przelał wywar idealnie do siedmiu butelek, nie zostało ani kropli. Złapał pierwszą i wypił duszkiem. Smakowało jak sok owocowo-miętowy. Uśmiechnął się. Smak, zapach i kolor idealne. Schował kociołek i butelki z eliksirem do schowka pod panelami i ruszył w kierunku szafy. Czas na nowe ubrania.

Wyrzucił wszystko na środek pokoju. Machnięciem różdżki porozdzielał to na topy, spodnie, bluzy, bieliznę i buty. Najpierw zajął się koszulkami. Z namiotów zrobił eleganckie podkoszulki, bezrękawniki, koszule i bluzki z krótkim rękawem. Spodnie poprzemieniał w bojówki, jeansy, dresy, garniturowe, szorty i stworzył sobie jedną, skórzaną parę. Bluzy podzielił na skórzane kurtki, bluzy z dużymi kapturami, marynarki i college'ówki. Z bielizną nie było problemów. Po prostu transmutował wszystkie slipy w nowe, wygodne bokserki oraz pozmieniał stare skarpetki na o wiele lepsze, nowsze. Buty przerobił sobie na glany, trampki, pół-buty, i parę solidnych adidasów za kostkę.

Był zadowolony ze swojego nowego stylu. Zawsze chciał się tak ubierać, ale rodzinka miała inne plany co do jego garderoby. Zachwiał się. Ach tak, eliksir zaczyna działać. Trzymając się mebli padł na łóżko i oddychał głęboko. Machnął ręką, by wyciszyć pokój i po chwili zaczął wrzeszczeć z bólu. Proces rozrostu kości i tkanki mięśniowej wcale nie był przyjemny, w dodatku, że zalecił sobie tak spore dawkowanie. Gdyby zamiast butelki dziennie pił tylko, dajmy na to, kieliszek, ból mógłby być zniwelowany do minimum i dałby się usunąć nawet mugolskimi tabletkami. Teraz jednakże musiał męczyć się z bólem przypominającym rozrywanie ścięgien i łamaniem kości w bardzo powolny sposób. Zacisnął palce na pościeli i nawet nie starał się przestać krzyczeć. Ból nasilał się, wzmagał z każdą sekundą, by po pewnym czasie zupełnie zniknąć.

Odetchnął głęboko parę razy. Na dziś koniec. Dziś już nie będzie przeżywał takich męczarni. Uśmiechnął się do siebie i usiadł, co w tym momencie było strasznym wysiłkiem. Zakręciło mu się w głowie a żołądek urządził sobie kolejkę górską. Powstrzymał odruch wymiotny i zorientował się, że mało dziś zjadł. Poczłapał do drzwi i za pomocą różdżki otworzył je. Był zbyt wyczerpany na magię bezróżdżkową. Zszedł na dół trzymając się poręczy i poczłapał do lodówki. Zjadł trochę sałatki, by od razu wziąć tabletki przeciwbólowe. Odrobinę pomogło. Spojrzał na zegar. Była 18:24. Przestraszył się nie na żarty. Miał mało czasu do powrotu rodziny. Wyjął pranie i machnięciem ręki osuszył, poskładał i posegregował. Następnym poprzenosił wszystko do odpowiednich pomieszczeń.

Poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro, by zobaczyć jak wygląda i aż wciągnął głęboko powietrze. Widać na pierwszy rzut oka, że przytył, nabrał mięśni i urósł. Ubrania po Dudley'u, w których właśnie chodził przestały na nim wisieć, teraz były tylko za szerokie, ale idealne na jego wzrost. Podwinął koszulkę. Żebra nie wystawały aż tak mocno, ale jego brzuch wciąż był zapadnięty.  Przeszedł do swojego pokoju by się zważyć i zmierzyć. Wszedł na wyczarowaną przez siebie wagę. O dwa kilo więcej niż przedtem. Stanął przy ścianie i ręką pokierował ołówek nad swoją głowę. Po zaznaczeniu miejsca odszedł od ściany i różdżką dotknął zaznaczonego punktu i pokierował ją do samego parkietu, by następnie machnąć nią w powietrzu. Dwa cale wyższy. Uśmiechnął się. Dawkowanie ekstremalne przynosi więcej niż zadowalające efekty.

Zapisał to w znalezionym przez siebie w Pokoju Życzeń notatniku Księcia Półkrwi. Do kompletu miał też jego podręcznik do zaklęć i eliksirów. W podręcznikach były zrobione własnoręczne notatki odnośnie zaklęć, eliksirów lub klątwy autorstwa Księcia. W Dzienniku zaś były zapiski dotyczące badań nad jego własnymi eliksirami, opisy alternatywnego zastosowania białej lub czarnej magii oraz miejsce na własne zapiski. To były jego ulubione książki, tylko je zabrał ze sobą na Privet Drive. Reszta była bezpieczna w Jego Komnacie.

Mimo artykułu w Proroku był pewny swego. Serpens nie był jego pierwszym wężem. Wyczarował mnóstwo tych gadów wokół głównego wejścia i dał rozkaz atakowania każdego, kto nie jest nim, chyba, że to będzie osoba mu towarzysząca, oraz założył dwa potężne czary na całą komnatę. Pierwszy ma zamiar poinformować go, kto i kiedy tam wchodzi, poprzez wysłanie natychmiastowej wizualizacji do jego umysłu, a drugi sprawiał, by tylko osoba o jego kodzie DNA mogła to przekroczyć i rozpoznawał wszystkie sposoby na zniwelowanie lub próbę oszukania zabezpieczenia.

Nawet ktoś pod wielosokiem rzucający Confundus na przejście zostanie odrzucony i sparaliżowany aż do czasu przyjścia jego. Uśmiechnął się na myśl o swoich pociechach. Nie martwił się o nie. Dostały rozkaz, by codziennie pięciu z nich szło, a raczej pełzło, na polowanie i przynosiło wystarczająco mięsa dla nich wszystkich. Przeszedł do pokoju i usiadł na łóżku. Korzystając z ostatnich chwil spokoju postanowił pomedytować i poćwiczyć animagię. Usiadł na łóżku w pozycji lotosu i wziął parę głębokich wdechów.

Skupił się na wnętrzu, na przeszłości, na celach, na swojej sile i na potędze, którą otrzymał za coś, czego wcale nie chciał. Pomyślał o Łapie, swoim ojcu i Remusie podczas pełni oraz o tym, że chciałby mu towarzyszyć. Poczuł dziwne drganie mięśni i po chwili otworzył oczy. Uśmiechnął się. Zamiast rąk i nóg miał umięśnione, duże kocie łapy o ostrych pazurach, a z zakończenia pleców wyrastał mu długi, równie czarny ogon o popielatej miotełce na końcu. Był pewien, że już kiedyś taki widział, tylko nie był pewny gdzie. Zamknął oczy, by skupić się na swojej ludzkiej formie i już po chwili znów był sobą.

Tym razem myślał o pragnieniu wolności, prawdy i pokoju. Widział siebie w przyszłości stojącego na Fontannie Braterstwa krzyczącego do tłumu "Koniec terroru właśnie nastał. Teraz zaczyna się era pokoju i pojednania pomiędzy wszystkimi ludźmi i magicznymi rasami! Koniec dyskryminacji!". Znów czuł się dziwnie, ale tym razem, żeby zobaczyć całkowity efekt musiał stanąć przed lustrem. Miał długi, trochę haczykowaty na końcu, dziób o czarnym zabarwieniu, jego oczy miały pionowe źrenice i stały się jaśniejsze, a zamiast rąk miał duże, pokryte czarnymi, lśniącymi piórami skrzydła.

Wydał z siebie zadowolony skrzek a jego oczy od razu rozszerzyły się z szoku. Znał ten dźwięk. Brzmiał bardzo podobnie do Fawkes'a, feniksa należącego do Dumbledore'a. Zmienił się z powrotem w człowieka i zaczął chodzić po pokoju, rozmyślając nad tym, co się właśnie stało. Przecież tylko najsilniejsi magicznie przemieniają się w magiczne zwierzęta. Z drugiej strony, tylko bardzo potężni mają więcej niż jedną animagiczną formę. Ale czy jest aż tak dobry, by móc zamieniać się w jednego z najpotężniejszych, mistycznych ptaków?

Usłyszał podjeżdżający samochód, więc zbiegł na dół i paroma szybkimi zaklęciami przygotował im omlety i tosty. Poukładał wszystko na stole, rozlewając herbaty do szklanek, samemu lecąc otworzyć im drzwi. Zdążył w samą porę. Wuj właśnie miał pukać do drzwi, a on nie lubił długo czekać. Otworzył drzwi na całą szerokość, by cała rodzina mogła wejść (wchodzili pojedynczo). Mógłby przysiąc, że gdy ciotka go mijała to puściła mu oczko. Oczywiście na końcu szedł niczym nie obładowany, tłusty jak prosie Dudley. Potrącił go ramieniem w drzwiach, rejestrując fakt, że nie odleciał tak daleko jak od rana.

Ruszył za nimi do kuchni. Cała familia Dursley'ów rzuciła się na omlety jak... no, jak Dudley na chipsy. Albo na żelki. Lub na czekoladę. W każdym bądź razie jak Dudley na słodycze. On stał z boku, obserwowany przez baczne oko pani Dursley.
-Widzę, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik...- spojrzała na niego wszystko wiedzącym wzrokiem. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jego kręgosłupie. Czuł się, jakby dyrektor prześwietlał go swoimi hipnotyzującymi, niebieskimi oczyma.

-Oczywiście. Zrobione pranie, zakupy, ogródki przy linijce, sprzęty naprawione, kurz usunięty.- złożył raport. Petunia uśmiechnęła się, ale nie wyglądało to na uśmiech zadowolenia z perfekcyjnego domostwa. Wyglądała, jakby się cieszyła, że zrobił to wszystko.
-W takim razie, usiądź do stołu chłopcze, tylko najpierw umyj ręce...- pan Dursley spojrzał na nią, jakby omlet stanął mu w gardle. -Vernon, sam widziałeś ile rzeczy miał do zrobienia. Należy mu się raz w życiu zjeść posiłek przy cywilizowanych ludziach.
-Oczywiście, skarbie- mruknął pod nosem, wracając do jedzenia kolejnego jajka.

Harry wycofał się do łazienki, umył ręce i wrócił do jadalni. Talerz już na niego czekał. Nałożył sobie pół omleta i nalał ćwierć szklanki soku. Jadł powoli, stwarzając pozory głodnego i oszczędnego. Jedyna dama w towarzystwie przewróciła ledwo zauważalnie oczami. Chciał na niej użyć legilimencji, ale to, co usłyszał w swojej głowie go przeraziło. "Wiem, co robisz, młodzieńcze. Jedz, nie martw się. Vernonem i Dudleyem zajmę się ja. I nie grzeb mi więcej w głowie z łaski swojej..." Wyszedł z jej umysłu i spojrzał jej w oczy. Zobaczył tam, nigdy nie występujące, radosne iskierki skierowane do niego.

Niepewnie nabrał drugie pół omleta i dolał trochę soku do prawie pustej szklanki, gdy coś sobie przypomniał.
-Ciociu... Dostałem dzisiaj od kogoś list i kazał cię pozdrowić...
-Kto to był?- zapytała niepewnie, ze sztucznym chłodem w głosie.
-T-tom Riddle...- na jej reakcje nie trzeba było długo czekać. Upuściła sztućce i spojrzała z przestrachem na swojego męża, który był blady jak ściana. Jego usta co rusz otwierały się i zamykały, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk.
-Mówiłam, Vernon, że to nie koniec. On nas pozabija przez te twoje durne pomysły!- krzyknęła zdenerwowana, wstając od stołu.

Podeszła do Harry'ego i rzuciła mu się na szyję. Na ten niespodziewany kontakt fizyczny spiął się i cofnął o krok, patrząc na nią z przestrachem.
-Vernon, do jasnej cholery, coś ty mu zrobił?!- Krzyczała coraz głośniej. Jej mąż, mimo swych kolosalnych rozmiarów, kulił się z przerażenia na krześle, czekając na wyrok. -Gadaj!!!
-Sz-szczeniak się wysuwał, to trzeba b-było go trochę utempe-erować...- jąkał się.
-Jak?!- warknęła przez zęby, powoli kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Dudley obserwował to tylko ze zdenerwowaniem i niezrozumieniem.

-P-pasem...
-Pasem?!
-I kijem... i laczkiem... ścianą, pięściami, talerzami, kablami...- jego głos stawał się coraz cichszy, aż był ledwie głośniejszy od szeptu. U Petunii było na odwrót. Decybele w pokoju można by łapać w siatkę.
-Czyś ty do reszty zgłupiał?! Rozumiem, zazdrość. Rozumiem chęć poczucia władzy. Ale znęcać się nad dzieckiem, bo ma coś, czego ty nie masz?! Ja miałam na tyle rozumu, by nie znęcać się na nim w ten sposób!

Harry przysłuchiwał się temu z niezrozumieniem. Jedno nazwisko mordercy jego rodziców wystarczyło, by wywołać kłótnie w tym perfekcyjnym domu, pomiędzy dwoma tak pasującymi i świetnie się dogadującymi małżonkami. Powoli odsunął się od ciotki, zdejmując jej rękę ze swojego ramienia i wreszcie rozluźniając mięśnie. Fakt, wuj narobił mu trochę blizn i parę innych okaleczeń, a także wyrobił w nim lęk przed dotykiem, ale to chyba nic aż tak strasznego... Prawda? Ciocia chyba sądziła inaczej.

-I jak ja mu teraz w oczy spojrzę, jak nas odwiedzi? Bo skoro do niego napisał, to pewnie z prośbą o spotkanie. Co mu powiem? Och, no wiesz, mój mąż charłak postanowił poznęcać się nad nim, ponieważ mu zazdrości jak Filch uczniakom?- C-co?! Filch?! Wuj charłakiem? Ale zaraz... To się kupy nie trzyma! Przecież.. Jak?! Jego źrenice wyglądały jak u Puszka błagającego o kanapkę. Były wielkości filiżanek. Patrzył raz na kobietę, raz na mężczyznę i raz na przerażonego dzieciaka. Ciotka spojrzała na niego po chwili przerażonym wzrokiem i drżącym głosem wyszeptała mu do ucha, prowadząc go do pokoju.
-Porozmawiajmy...

~*~*~*~*~*~*~*~*~

Dedykacja dla Feniksy, która siedziała ze mną o 2 nad ranem i mi betowała. Feni, mi lov ju xD
Lekki Mindfuck po tym rozdziale? Nie dziwię się.
Pozdrawiam, Alex vel LittleDevil vel Wolfe vel Satan vel TeddyBear vel Pupp vel Phantom vel Ninja vel Fiance vel Eight ;)

2 komentarze:

  1. Kochana jak już Ci pisałąm jakim cudem Dursley jest charłakiem co ma wspólnego Riddle z Petunią??? och ty tyle pytań, a ten twój Harry mrrrr :* No coż rozdział świetny :) Zapraszam do mnie na rozdział 7 ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com
    Pozdrowionka,Lili :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah, "wcale nie Lunio" :D i just love it :3
    jak teraz patrzę, to łoooo matko ale Ci to długie wyszło ;o aż dziwne, bo pochłonęłam tak szybko.
    i znów takie zdziwienie po przeczytaniu XD kurde belka, masz swój świat dziewczyno :D Riddle i Dursleyowie - COOOOOOOO o.O hahhaha zadziwiasz, ale pozytywnie, uwielbiam takie popierdzielone niemożliwe historie. i fajnie, że zdjęcia dodałaś, bo dzięki temu jest tak... ehm... realniej :D poza tym wężyk jaki fajniutki XD i jestem zdegustowana tym, że czub Vernon ledwo pozwolił Harry'emu zjeść! ;o toż chłopak tyle się napracował (bynajmniej w jego przekonaniu XD).
    i tak, masz rację. "lekki" mindfuck po tym rozdziale ;')
    no, to by było na tyle. kurka wodna, dalej nie wzięłam się za NY romance, pieprzony leń ze mnie ;_; ale dzisiejszą noc chcę na to poświęcić, oby nic mi nie przeszkodziło może coo ;p

    a tak poza tym, to nominowałam Cię u mnie w Liebster Award :) jakbyś była zainteresowana, to info tutaj --> http://dramionestory.blogspot.com/p/liebster-award.html

    buźki kochana, pisz ten majndfak dalej :*

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy komentarz. To właśnie wy, wierni czytelnicy, mnie motywujecie do pisania kolejnych części. Liczę na sporą dawkę waszych opinii, nie koniecznie tylko i wyłącznie pochwał. Mam też nadzieję na uzasadnioną krytykę. Pozdrowienia!