wtorek, 4 września 2018

Syriusz i Lily 4

Za oknem widać było wstający dzień. Słońce wschodziło powoli nad zenitem, ptaki zaczęły wyśpiewywać swoje melodie a drzewa szumiały do taktu. Woda falowała swobodnie pod wpływem wiatru unoszącego się po pustych błoniach. Jedyne co zakłucało ten spokój był budzik w męskim dormitorium. Czterech młodych mężczyzn spało kamiennym snem, a zegarek szalał po podłodze jednocześnie wywołując straszny hałas. Jednak żaden ze śpiących chłopców nie miał zamiaru się podnieść. Byli zbyt wykończeni nocną wyprawą. Po dłuższej chwili (czyli gdy budzik wariował od przynajmniej godziny) czarnowłosy chłopak porwał to magiczne urządzenie i starał się je wyłączyć, lecz bez okularów było to nie lada zadaniem. Trzymając budzik w rękach wyszukał swych okularów i nałożył je na swój nos. Gdy tylko wyłączył zegarek, sprawdził która godzina.

-WSTAWAĆ! ZASPALIŚMY! LUNIO! DZISIA MAMY ELIKSIRY NA PIERWSZEJ! ŁAPA! MAMY PIĘĆ MINUT DO KOŃCA ŚNIADANIA! GLIZDEK!- wydzierał się wniebogłosy, a wywoływani przez niego przyjaciele poczęli podrywać się ze swoich łóżek i ubierać się w pośpiechu. Okularnik zdążył w tym czasie już założyć szkolny mundurek i wyjął ze swego schowka 8 pasztecików dyniowych. Wręczył każdemu po dwa, zostawiając sobie tyle samo i jak tylko skończyli pakować swoje torby wybiegli z dormitorium kierując się do lochów, przy okazji zajadając się swym skąpym śniadaniem. Wbiegli do klasy w ostatniej chwili.

-Proszę, proszę, nasi Huncwoci jednak się zjawili- zażartował profesor Slughorn chichocząc ze swojego dowcipu. Zawstydzeni chłopcy usiedli na miejscach.

 -Zanim jednak zaczniemy, chcę byście zamienili się miejscami. Nattalie, chcę, byś usiadła z Jamesem, a ty Syriuszu, usiądź z Lily. Może w ten sposób zapobiegniemy tym drobnym wypadkom, które mają miejsce na moich zajęciach?- uśmiechnął się. Rogacz stał zamurowany. “Syriusz ma siedzieć z Evans? To dla niej wyrok śmierci!” myślał, ale Łapa posłusznie zamienił się miejscami z Natt. Gdy tylko Black zajął swoje miejsce, ruda chciała mu coś powiedzieć, na co on szybko odparł

-Nic nie mów. Nie chcę Cię słuchać. Za dużo już powiedziałaś.- To był cios dla dziewczyny. Myślała, że w ten sposób uda jej się wyjaśnić całą sprawę, a on tymczasem postanowił ignorować jej istnienie i skupić się na zadaniu. Evans zauważyła, ze Łapa nie najgorzej sobie radzi. Dodawał składniki raz za razem, ale wprawną ręką młodego alchemika. Pomimo tego co myślała, w tej szkole robią też inne rzeczy prócz znajdowanie sobie panienek i znęcaniem się nad ślizgonami. Tymczasem James miał chęć mordu w oczach, i w myślach też. Nattalie cały czas gadała o wszystkim i niczym, przez co prawie wysadziła swój kociołek. James nie był lepszy. Przez jej paplaninę nie mógł wcale skupić się na tym co robi i wciąż musiał powtarzać czynności, które wykonał błędnie przez nowinki jego koleżanki. “Przydałby się Łapa, to on robi eliksiry za nas dwóch. Albo bynajmniej porządne Silencio...”

Do końca lekcji nie działo się nic ekscytującego, prócz tego że Nattalie zagadała się i wrzuciła za dużo żabiego skrzeku do wywaru, co spowodowało rozbryzg na całą salę. Dziewczyny piszczały a chłopaki wymieniali tylko zdziwione spojrzenia. Wszyscy wyszli wcześniej, by móc się wyczyścić i zmienić szatę. Huncwoci wykorzystali ten czas dość… produktywnie. Zamiast pójść się przebrać, wysłali Petera po świeże szaty a sami skierowali się do ich kryjówki. Przy jednym z tajnych przejść odkryli pokój, który wyglądał jak tajemny schron samego Godryka Gryffindora, bo jego ściany i ozdoby były w barwach domu lwa. Jest na tyle mały, by pomieścić maksymalnie cztery osoby, ale jednocześnie na tyle przestronny, by mogli tam planować dowcipy i ukryć tam zapasy Ognistej lub innych alkoholi na przyjęcia. Napitki stały w koncie pokoju, a chłopcy zebrali się na środku.

-Więc, Remusie, czy chciałbyś zabrać głos?- zapytał Rogaty.

-Nie zaczyna się zdania od więc, Rogasiu.- Poprawił go Łapa.

-Słuchajcie- powiedział Lupin –Mam coś fantastycznego. Natt podsunęła mi świetny pomysł. Możemy pododawać wybuchowych żelek do jedzenia ślizgonów. To im da kopa.- uświadomił ich konspiracyjnym szeptem, pomimo tego, że byli w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, w którym nie znajdował się nikt prócz ich. Reszta Huncwotów wymieniła zadowolone spojrzenia i rzuciła się na ich zapasy. Pomimo tego, ze większość miejsca zabierały trunki, w drugim koncie pokoju trzymali różnego typu słodycze i inne rzeczy, które pomagają im w kawałach.

-James, zabrałeś ze sobą pelerynę?- Zapytał Black, na co wspomniany wyjął z torby błyszczący materiał. Gdy tylko znaleźli wybuchowe przysmaki, którymi chcieli uraczyć swoich kolegów z domu węża, do pomieszczenia wślizgnął się Peter i podał wszystkim zebranym ich czyste szaty. Przebrali się najszybciej jak mogli i poszli na lekcję transmutacji. Oczywiście, dotarli tam spóźnieni.

-Black! Potter! Lupin! I Pettigrew! Czemu się spóźniliście?- okularnik już otwierał usta, żeby powiedzieć świetnie przygotowaną wymówkę, gdy nagle do klasy wbiegła Lily i Nattalie.

-Evans i McKenzie! Co to za spóźnienie? Lekcja zaczęła się trzy minuty temu!- Nauczycielka transmutacji była blisko wybuchu. Aż sześcioro uczniów z jej domu przyszło spóźnionych na jej lekcje. Usta zacisnęły jej się w małą, białą niteczkę a policzki przybierały krwisty odcień od gniewu. Dziewczyny wybełkotały przepraszam i ruszyły szybkim krokiem na swoje miejsca, a chłopaki ruszyli ich śladem mamrocząc pod nosem przeprosiny. -Nie myślcie, że wywiniecie mi się. Dostaniecie szlaban pierwszego dnia szkoły. Dziś o siódmej pod moim gabinetem. Przydzielę wam partnerów i zadania.- dodała z triumfem, a jej twarz rozjaśniła się po tym, jak dała upust swojemu gniewu. Pod koniec lekcji, tylko Peter i Natt nie przemienili szafy w tchórzofretkę. Natt przez zamyślenie, a Peter… przez nieumiejętność. Remus czuł, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, to ta dziewczyna zrobi krzywdę i sobie i całej szkole, więc po lekcji czekał na nią pod salą.

-Idźcie, dołączę później. Dam nam wymówkę.- powiedział Lupin i kiwnął na swych przyjaciół. Ci, trochę zszokowani, zrobili to o co prosił ich Lunatyk. Blondyn oparł się o ścianę i nasłuchiwał co dzieje się w sali lekcyjnej, z której chwilę temu wyszedł. Z środka można było usłyszeć gniewny głos nauczycielki i smętne tłumaczenia Petera i Nattalie.

-Peter, powiedz mi czego nauczyłeś się na tej lekcji.- przemówiła opiekunka Gryffindoru.

-No żeby nie używać zaklęcia przemiany w tchórzofretkę na ścianach ani na ludziach…- powiedział zawstydzony. Lupin aż nie mógł się nie zaśmiać przypominając sobie pewnego puchona przemienionego w futrzaną szafkę.

-A ty, Nattalie? Czy ty coś przyswoiłaś?- rzuciła gniewnie profesor McGonnagal.

-Taak, żeby nie myśleć o butach kiedy rzuca się zaklęcia.- odpowiedziała z powagą. Nauczycielka powiedziała im parę słów reprymendy i nakazała nauczyć się tego zaklęcia po czym wypuściła. Gdy Natt przechodziła obok czekającego na nią Remusa, potknęła się o jego nogi. Jak tylko spostrzegł co się dzieje pomógł jej wstać i zagadnął.

-Natt, nie chciałabyś przypadkiem korepetycji? Bo wiesz… Mógłbym ci pomóc skupiać się na lekcjach a przy okazji sam powtórzyłbym materiał…- nie zdążył dokończyć, bo podekscytowana dziewczyna przerwała mu piskiem przypominającym język delfinów.

-TAAAK! Jasne! Znaczy… jeśli mógłbyś… to ja chętnie.- dodała, rumieniąc się. Chłopak widząc jej zakłopotanie sam zaczął się trochę jąkać.

-No.. eem…. Bo tee.. Noo…. To do zobaczenia….- I odszedł szybkim krokiem, zostawiając zszokowaną gadułę samą. “Głupia! Zbłaźniłaś się przed takim chłopakiem! A on ci pomoc oferował! Głupia!” ubliżała sobie w myślach. Remus natomiast poszedł do Wielkiej Sali gdzie przy ich stole Huncwoci już zajmowali miejsce. Oczywiście, Peter zdążył powiedzieć swym Bogom Dowcipów o tym jak to Remus wystawił ich dla dziewczyny. Lunatyk zauważył w oczach Łapy, że już wszystko gotowe i tylko czekają, aż ślizgoni sięgną po deser, więc szybko wymyślił wymówkę.

-Mówiłem żebyście poczekali! Przez was sam musiałem wracać z dormitorium!

-To nie nasza wina!- dołączył się Black –Rogaś znów zobaczył Evans i tyle go było widać. Ja musiałem go pilnować!- wyjaśnił

-Sam bym sobie poradził! To że mamy plan nie znaczy!..- nie skończył, bo niedaleko niego siedziała ruda. Z jej twarzy można było wyczytać, że słyszała to co on powiedział.

-Jaki plan!- spytała spokojnie, na co Łapa i Rogacz wymienili przestraszone spojrzenia i wyszli z sali, zapominając o dowcipie, który miał finał akurat gdy przeskoczyli próg Wielkiej Sali. Remus, Peter, Lily, Cassie, Ally i czerwona Natt, która dołączyła do nich zaraz przed wybuchem żelek mogli podziwiać ich dzieło. Każdy kto nałożył sobie choć odrobinę pudding doprawionego tymi słodyczami mógł z ręką na sercu powiedzieć, że malutka bomba wybuchła w jego ustach. Specjalnymi właściwościami tych żelek było to, że przybierały kolor i smak potrawy, do której ich się dodało, a po rozgryzieniu wybuchały niczym słabsza wersja lasek dynamitu. Większości ślizgonom dym leciał z uszu, nosa i ust. Wszyscy uznali to za genialny dowcip, oczywiście, prócz poszkodowanych.

***

Zarówno Syriusz jak i James wiedzieli, że wyjście z sali to jedyna opcja. Gdy tylko skręcili za drzwiami od Wielkiej Sali, usłyszeli upragniony wybuch. Żałowali, że nie mogli tego widzieć, ale przecież Evans mogłaby się dowiedzieć o co chodzi. Musieli opuścić to miejsce najszybciej jak mogli. Udali się do swojego ulubionego pomieszczenia, czyli swojego schronu. Usiedli naprzeciw siebie, łapiąc po butelce Ognistej i otwierając razem jak na rozkaz.

-Wpakowałeś się przyjacielu, oj wpakowałeś…- powiedział spokojnie Black, pociągając łyk trunku, na co Potter wzruszył ramionami, zrobił to co jego przyjaciel i odpowiedział jeszcze spokojniej

-I tak z nią nie gadam, i zapewne nie będę. W dodatku, nie wsypałem się do końca, bo ona nie wie o co chodzi.

-Ale wystarczy że Natt zagadnie Remusa, on sypnie a tamta się wygada. Przechlapane…-stwierdził Łapa, po czym obaj wychylili swoje napitki.

***

Tik, Tak. Tik, Tak. Tik, Tak. Czas leciał zbyt wolno. Pod gabinetem vice dyrektor stało już troje uczniów. Byli to Lily Evans (strasznie zdenerwowana swoim pierwszym w życiu szlabanem), Nattalie McKenzie oraz Peter Pettigrew, który jak zwykle musiał coś jeść. Tym razem miał ze sobą samo napełniającą się miskę pełną puddingu czekoladowego. Obie panny patrzyły na niego z pewną odrazą, bowiem ten otyły młodzieniec nigdy nawet nie starał się zrzucić wagi. Wręcz przeciwnie wciąż nabierał nowej masy, co spowodowało, że wyglądał podobnie do narzeczonego Petunii Evans, siostry Lily. pomimo, że była dopiero za dziesięć siódma, dziewczyny stały pod gabinetem od piętnastu minut, Glizdek przyszedł tu pięć minut temu a Remus właśnie szedł w ich stronę, trzymając w ręku różdżki 3/4 Huncwotów i podał jedną grubemu właścicielowi. Gdy napotkał zdziwione spojrzenie dziewczyn rzucił tylko

-Fałszywe. Dzięki temu nie musimy używać mugolskich sposobów na wykonywanie różnorakich kar. Ciekawe gdzie są Łapa i Rogacz...- dopytał jedzącego pudding, po czym wyjął z kieszeni kawałek pergaminu, zaczął mówić coś do niego jak obłąkany, by po chwili ponownie do niego przemówić i schować na miejsce. Po chwili wyjął zmodyfikowane przezeń lusterko dwukierunkowe i wywołał Syriusza. Modyfikacja polegała na tym, że w normalnych okolicznościach lusterka połączone były tylko z jednym, lecz Remus połączył lusterka Petera, Syriusza i Jamesa ze swoim, robiąc coś na kształt przenośnych mugolskich telefonów z obrazem. Sekundę potem obraz ukazał pijanego przyjaciela.

-Czy mi się zdaje, czy wy jesteście w Schronie w dodatku po przynajmniej trzech Ognistych na łebka? Macie dziesięć minut by dostać się pod gabinet McGonnagal. Uprzedzam pytanie, mam dla was eliksir trzeźwiejący i wasze fałszywki. Osiem minut!- Zagrzmiał głos Lupina, co sprawiło, że wydawał się Natt słodko stanowczy i ojcowsko opiekuńczy, jednocześnie bojąc się tego tonu. Syriusz bełkotał chwilę, podniósł się i rozłączył. Mieli dwie minuty do szlabanu, kiedy dostali się pod gabinet profesorki. Remus wręczył im po fiolce wywaru i fałszywej różdżce, a moment potem drzwi otworzyły się, ukazując nauczycielkę stojącą na progu. Huncwoci ledwo ci zdążyli schować sztuczne patyki i weszli posłusznie do środka, pozwalając oczywiście, jak na gentlemanów przystało, by dziewczyny weszły pierwsze.

Nauczycielka zdawała się być zadowolona z siebie, że może ich ukarać. Mimo gniewu, widać było przebłyski radości znajdującej ujście w kącikach ust. Szóstka Gryffonów stałą przed jej biurkiem, ale tylko dwójka miała oznaki skruchy na twarzy. Obie dziewczyny stały ze spuszczoną głową i starały się wyglądać jak najżałośniej. "Jeśli chcesz wyglądać żałośnie, wychodzi ci to dobrze nawet bez strachu w oczach" zażartował z niej Syriusz, za co oberwał kuksańca w bok od przyjaciela. Lily natomiast spuściła swą głowę jeszcze niżej.

Nauczycielka powoli zajęła swe miejsce za biurkiem i przelustrowała wszystkie postacie. Skruszone dziewczyny, smutnego Lupina, śmiejącego się Blacka, wkurzonego Pottera i cichego Pettigrew. Popatrzyła po zleceniach, które udało jej się zebrać. Pomiędzy pary uczniów miała rozdzielić kary od najsłabszych, dla tych smutniejszych uczniów, do tych cięższych, dla co odważniejszych, jednak patrząc na tą mieszaninę humorów, postanowiła zmienić plany.

-Więc tak, Black i Pettigrew, zajmiecie się czyszczeniem basenów w skrzydle szpitalnym. McKenzie i Lupin, naprawiacie rurę w tej nieużywanej damskiej toalecie- Potter i Black wymienili smutne spojrzenia. To oznacza, że Rogacz ma zostać sam na sam... -Potter i Evans, wy za to wypolerujecie wszystkie zbroje na korytarzach. Od piątego w dół.- Po czym każda z par udałą się w swoją stronę.

***

Syriusz i Peter

Weszli do Skrzydła Szpitalnego powolnym krokiem, bo po co śpieszyć się na własny szlaban. Dotarli tam o wpół do ósmej. Młoda pielęgniarka, nazywana przez nauczycieli, James i Syriusza Poppy, czekała już na nich przy pierwszym łóżku. Wyciągnęła ku nim rękę, by oddali jej różdżki, ale zamiast tego Łapa ujął ją i musnął wargami o wierzch jej dłoni jak gentleman i uśmiechnął się czule, tak jak uśmiechał się do dziewczyn, z którymi najdalej tydzień później spędził ciekawą przygodę w Pokoju Życzeń. Ona natomiast oszołomiona wym zarumieniła się znacznie i spuściła wzrok. Wykorzystał to.

-Poppy, moja droga, wyglądasz tego wieczoru przeuroczo. Coś zrobiłaś z włosami? Chciałbym porozmawiać z tobą dłużej, ale sama rozumiesz... Szlaban do odbębnienia. Zeszłoby mi krócej, i mógłbym spędzić z tobą więcej czasu, gdyby...- przerwała mu. Ostatnie zdanie przypomniało jej po co wyciągała rękę, i tym razem czerwona z gniewu, że tak perfidnie wykorzystał swoją urodę przeciw niej, wyrwała dłoń z uścisku chłopaka i zgromiła go.

-Oddajcie mi swoje różdżki, natychmiast! Nie dam ci się bajerować Black!- Dodała zmieszana. Obaj zdziwieni chłopcy oddali niechętnie fałszywe różdżki,i coby jeszcze bardziej przekonać Poppy, że nie chcą tego robić, Glizdek się strasznie ociągał aż młoda pielęgniarka musiała mu sama wyrwać różdżkę z ręki. Zadowolona z siebie oddaliła się do swego gabinetu by wyładować złość na młodego arystokratę i napić się eliksiru uspokajającego, a w tym czasie Huncwoci wyjęli swoje różdżki i rzucili Chłoszczyść na wszystkich nocnikach w pomieszczeniu, po czym rozłożyli się na łóżkach i zaczęli rozmawiać o nic nie znaczących rzeczach.

***

Natt i Remus

Piętnaście po siódmej młody Lupin i słodka Gaduła oddali swoje różdżki woźnemu Filtchowi, który wraz ze swoją maleńką kotką o czerwonych oczach zdawali się być nad wyraz szczęśliwy nie tylko dlatego, że uczniowie odwalą za niego brudną robotę, ale także ponieważ nie użyją przy tym ani grama magii. Nie wiedział, bo niby skąd, że różdżka Remusa jest sztuczną, a on nawet się nie zorientował co do przekrętu. Gdy weszli, Nattalie już łapała się za narzędzia postawione obok cieknącej za sprawką Jęczącej Marty rury, ale Remus powstrzymał ją ruchem ręki. Wyjął swą prawdziwą różdżkę i wyszeptał "Reparo" po czym dodał "Chłoszczyść" na plamę wody w pobliżu magicznie naprawionej rury. Rura była cała a woda z podłogi w mniej niż sekundę znikła bez śladu. Zaskoczona dziewczyna nie wydobyła z siebie ani jednej sylaby, co zmieszało wręcz Syriusz, bo zazwyczaj nie trzymała języka na wodzy, więc powiedział wymijająco

-Filtch ma fałszywą. Sam wystrugałem mi i chłopakom po idealnej kopii naszych prawdziwych. Odróżniamy je po nacięciach z dołu. Widzisz?- pokazał jej spód jego magicznego patyka -Ta takiego nie ma, a Fałszywka tak. Z resztą, sama widziałaś jak wręczam je chłopakom. Nie zdziwiło Cię to?- zapytał na koniec, na co milcząca brunetka pokiwała przecząco. Po chwili jednak, przypomniała sobie coś i spytała go

-A kiedy zaczynamy korepetycje? Bo ty.. no nie powiedziałeś kiedy się widzimy...

-Ermm... Ten, no... Ten tego... Sobota o 12? Znaczy jeśli nie masz nic przeciwko? Biblioteka?- odpowiedział zaskakując samego siebie tym nienaturalnym zmieszaniem.

-Jasne- wydukała zdziwiona, jąkaniem się Remusa i jego propozycją. Potem już było z górki, pokazał jej parę zadziwiających  zaklęć, które przydają się w życiu codziennym, a których nauczyciel zaklęć ich nie naucza.

***

Lily i James

 Różdżki oddali już McGonnagal, w momencie, kiedy wręczyła im po ściereczce do kurzy i środku czyszczącym. Potter szedł przed smutną Evans. Starał się zachowywać spokojnie, tłumiąc radość, że jest z nią sam na sam i może pozbyć się chłodnej nuty, jednocześnie bojąc się, że zaraz skrywany przezeń entuzjazm znajdzie ujście i znów poprosi ją o chodzenie lub coś w tym stylu. "Zdarzenia z King's Cross... Zdarzenia z King's Cross... Zdarzenia z King's Cross..." Myślał w kółko, aby tylko nie wyjść na zakochanego łosia. "Którym jesteś..." pomyślał po chwili i szedł dalej.

Lily za to była zadowolona z tego, że wreszcie są sam na sam, jednocześnie ukrywając strach przed jego chłodnym tonem lub jego zawiedzionymi oczami. Szedł przed nią, ale w tej chwili było jej to na rękę. Nie mogliby iść koło siebie udając, że nic się nie dzieje, albo że drugiej osoby nie ma. To byłoby nieludzkie dla nich obu, natomiast ta sytuacja odpowiadała zarówno jemu jak i jej. Znaleźli się w miejscu od którego mieli zacząć, gdy dochodziła za piętnaście ósma. Zanim Evans nawet zdążyła podnieść rękę, wszystkie zbroje na piątym piętrze połyskiwały. Po chwili ujrzała, że Potter trzyma w ręku tę samą różdżkę, którą oddał opiekunce Gryffindoru.

-Długoby gadać- odgadł od razu. Jego głos był obojętny, jakby gadał z jakimś obcym na ulicy i wymieniał poglądy co do pogody -mamy jeszcze cztery piętra, parter i locha, a potem możemy się schować w pewnym miejscu. Chyba nie sądzisz, że pokażemy się tej wiedźmie po tak krótkim czasie. Chodź!- Zawołał za nią. Rzucał czarami w piętra schodząc tylko po schodach. Wiedział on bowiem, że Filtch będzie zajęty staniem pod toaletą i patrzeniem, czy jego tania siła robocza nie ucieka przed zakończeniem roboty. Gdy ostatni z żelaznych żołnierzy zabłysnął blaskiem czystości, rzucił "Obscuro"  i pociągnął ją w stronę Schronu. Lily nie mając różdżki, musiała zdać się na instynkt. Taki wysoki, przystojny instynkt, który nosi okulary... Zaraz gdy weszli do pomieszczenia, James zdjął Lily opaskę i podał jej jedną z butelek alkoholu.

-W razie co, mam eliksir trzeźwiący, nie martw się.

-Dobra... Czemu się do mnie nie odzywasz?- spytała po chwili

-Ahhh, postanowiłem wreszcie zastosować się do twojej prośby. Chyba za długo ci się narzucałem. Gdybyś chciała się ze mną umówić, już dawno byś to zrobiła.- odpowiedział jej, mówiąc po części prawdę, omijając tylko niektóre nieznaczne fakty.

-A plan?- nie odpuszczała.

-Plan był taki, że i ja i Łapa nie odzywamy się do ciebie. Dajemy ci spokój, dopóki sama nie zechcesz z nami gadać. Ale TY- wysunął oskarżycielsko palec w jej stronę, choć w jego głosie nie było ani odrobiny złości -wszystko pokomplikowałaś. Teraz nie tylko nasza umowa, ale i Honor Huncwota nie pozwala mi z tobą rozmawiać dłużej niż pięć minut...

-Właśnie to robisz...


-Bo nie ma Łapy i chyba raczej się o tym nie dowie... Mam rację?- Zapytał znacząco, na co odpowiedział mu potwierdzający pomruk niezadowolenia spod gęstej rudawej czupryny -Dziękuję. Kontynuując, muszę czekać aż Łapa się z tobą pogodzi, wtedy wszystko wróci na swój właściwy tor...- zakończył, a po chwili milczenia Lily powiedziała spokojnie

-James... Nie chodzi o to że cię nie lubię lub że nie chcę się z tobą umówić. Poprostu... nie jestem gotowa. W dodatku twoje dziecinne zabawy utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie jesteś wystarczająco dojrzały na związek.

-Serio? Bo wiesz, ja mam co do tego inną wersję. To był jedyny sposób, żebyś na mnie zwróciła jakąkolwiek uwagę, jednocześnie nie słysząc odmowy, którą słyszałem z każdą próbą wyciągnięcia cię NA SPACER! Nie na randkę tylko by się po przyjacielsku po błoniach przejść! Ale skoro uważałaś, że znasz mnie lepiej, bo codziennie chcę słyszeć twój głos kierowany do mnie, nawet jak nie słyszę swojego imienia, to dobrze. A teraz... -Wymierzył w nią różdżką -Obscuro- i już po chwili Lily znów nic nie widziała.

*** 

Zdołała odzyskać wzrok pod gabinetem opiekunki domu lwa, po czym, gdy odebrali swoje różdżki udali się do swych dormitoriów. Syriusz i Peter już dawno spali. Remus sprawiał takie wrażenie, ale tak na prawdę rozmyślał o pewnej brązowowłosej dziewczynie, która dziś sprawiła, że nie był pewny, czy Nattalie nie ma siostry bliźniaczki lub schizofrenii. James Położył się do łóżka i myślał nad biegiem jego rozmowy pomiędzy nim a Lily. Powiedział jej to co leżało mu na sercu, a ona nic z tym nie robiła. Zupełnie, jakby miała gdzieś to, jaki on jest i liczył się tylko i wyłącznie fakt, że mogła na niego nawrzeszczeć.

Tymczasem w dormitorium dziewczyn ani Ruda ani Gaduła nie zmrużyły oka. Ta druga myślała właśnie nad dzisiejszym dniem oraz była podekscytowana tak długim pobytem przy Remusie bez świadków oraz ich przyszłymi spotkaniami. Evans zaś analizowała rozmowę pomiędzy Potterem a nią samą. Nie mogła uwierzyć, że tak naprawdę on chciał zwrócić tylko na siebie jej uwagę. Z drugiej strony, Severus zawsze obrywał, gdy James był pewny, że Lily to dostrzeże, w dodatku, że na drugim roku właśnie on wyznał płomiennowłosej miłość na ławce na błoniach, a James to usłyszał, po czym Remus i Syriusz nieśli go do zamku. Rozmyślając nad tym wszystkim usnęła, nim doszła do wniosku, że to był wyczerpujący dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Doceniam każdy komentarz. To właśnie wy, wierni czytelnicy, mnie motywujecie do pisania kolejnych części. Liczę na sporą dawkę waszych opinii, nie koniecznie tylko i wyłącznie pochwał. Mam też nadzieję na uzasadnioną krytykę. Pozdrowienia!